69. Groźba

432 31 27
                                    

Tekst sprawdzałam na luzie (czyt. nie chciało mi się), więc jeśli znajdziecie przestawione litery lub zmianę narracji pierwszoosobowej na trzecioosobową, to napiszcie. Poprawię to jutro.

***

„Jutro, po wyjściu z kawiarni, wejdziesz do czarnego samochodu. Będzie stał po drugiej stronie ulicy. Jeśli chcesz, aby Charlie i pracownicy sklepu przeżyli, stosuj się do naszych instrukcji. W innym przypadku, czeka ich śmierć. Elo".

Przeczytałam wiadomość kilka razy, nie rozumiejąc co tu się wydarzyło. Najpierw liścik, że mam zaufać niejakiemu Clintowi Bartonowi, a teraz groźba? Idzie na całego. Wtedy mogłam go zignorować, ale widząc, że to nic nie wskórało, ten ktoś postanowił zareagować. Co tu się wyprawiało? Pisała to ta sama osoba, czy ktoś inny? Charakter pisma się różnił, to wiedziałam na pewno. Tylko co mi z tego, skoro moje i tak już trudne życie, musiał ktoś znów zatruć?

Usiadłam przy stole, nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Obserwowano mnie od samego początku? Tylko dlaczego? Rodzice gdzieś daleko, sama jak palce w towarzystwie Charliego... Oprócz niego, nie miałam tu nikogo. Nikt się o mnie nie martwił. A teraz ktoś chciał mnie pozbawić jedynej nadziei, że wyzdrowieję. Będę mogła znów swobodnie biegać, a nie siedzieć w czterech ścianach, pilnowana na każdym kroku. Nikt nie potrafił zrozumieć jak się czułam — nawet Charlie. Samotna, bez osoby, z która można swobodnie porozmawiać. Zawsze powtarzał, że to dla mojego dobra, ale co to za życie?

Usiadłam na podłodze, opierając się czołem o kolana.

Wszystko straciło znaczenie. Co mogłam zrobić? Twardo się trzymać czy poddać się? Nie chciałam, aby kolejne osoby cierpiały z mojego powodu. Która droga była tą właściwą? Równie dobrze, każda prowadziłaby mnie donikąd. Wszystko z każdym dniem coraz bardziej się komplikowało, choć miałam nadzieję, że wszystko kierowało się ku dobremu. Więc czemu?

Głowę zaatakował gwałtowny ból głowy. Złapałam się za czaszkę, zaciskając zęby, aby nie zacząć krzyczeć. Skuliłam się jeszcze bardziej, chaotycznie szukając wzrokiem lekarstwa, choć w głębi duszy wiedziałam, że nie będę miała nawet siły, aby po nie wstać. Dlaczego atak musiał nastąpić akurat teraz? Głowa pulsowała bólem, paraliżując moje ciało. Tak długo go nie miałam. Leczono mnie, aby pozbyć się go raz na zawsze, bo stwarzałam zagrożenie dla siebie i dla społeczeństwa. Znów odpłynę, aby przekonać się, jak bardzo potrzebowałam leczenia. Zamknęłam oczy, nie potrafiąc się już dłużej opierać.

Mogłam być nieprzytomna tylko chwilę, ale zdarzało się, że trwało to znacznie dłużej. Pół godziny, kilka godzin — wtedy był przy mnie Charlie. Wstrzykiwał lekarstwo, abym nie potrafiła się poruszyć. Teraz go jednak nie było. Musiał pilnie wyjść, dając mi większą niż zwykle dawkę, co nie przyniosło żadnego rezultatu. Obudziłam się jakiś czas później, leżąc przy drzwiach wyjściowych. Zamrugałam kilkakrotnie, próbując wstać. Uniemożliwiła mi to ciesz na podłodze. Przesunęłam wzrok na drzwi, gdzie znajdywały się ślady zadrapań, pokrytych czerwonymi śladami. W zamyśleniu spojrzałam na swoje dłonie z połamanymi paznokciami, całe we krwi. Przyglądałam się im, aż nie poczułam gwałtownej fali bólu. Krzyknęłam, przyciskając je do piersi. Krzyczałam, aż nie zabrakło mi sił. Dlaczego to się powtórzyło?

Całe odrętwiała, nie potrafiłam się podnieść. Cuchnęłam krwią, aż kilka minut później nie przyszedł Charlie, aby mi pomóc. Szatyn, lecz w słońcu mogłam dostrzec rude pasemka błyszczące w słońcu. Dzięki niemu mogłam się ogarnąć. Nalegał, aby została jutro cały dzień w domu, ale nie mogłam. Praca była dla mnie jedyną wolnością poza tym domem. Nie mogłam z niej zrezygnować. Nawet gdy całe dłonie miałam w bandażach, musiałam wyjść z domu; zobaczyć żywych ludzi, a nie ściany!

Pozory MyląOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz