Rozdział 5

820 95 23
                                    


Jest, dziś w końcu się spotkają! Czemu Josie jest tak miłosierna? O tym będzie trochę więcej w przyszłości, bo pojawią się retrospekcje :D Przyjemnej lektury!

🌙 Josephine

— Nie wierzę, że spotykamy się dopiero dzisiaj — powiedziała Simone, patrząc na mnie z przejęciem znad swojego koktajlu. — Przykro mi, że nie zabiegałam bardziej o kontakt.

Uśmiechnęłam się trochę smutno, myśląc o przeszłości, ale po chwili przywołałam na twarz nieco weselszą minę. Nigdy nie miałam żalu do żadnej osoby, z którą kontakt jakoś się rozluźniał na przestrzeni lat. Wina nigdy nie leżała tylko po jednej stronie.

— Daj spokój, to nie twoja wina — odpowiedziałam ze zrozumieniem. — Przyjechałaś na pogrzeb. — Zamyśliłam się na moment, próbując powstrzymać falę emocji. — To dużo dla mnie znaczy.

Była jedną z niewielu osób, które się zjawiły. Jej obecność sprawiła, że czułam się nieco mniej samotna, gdy musiałam patrzeć na karawanę wiozącą trzy trumny.

Gdzieś obok nas dziecko cisnęło zabawkowym młotkiem w porcelanową filiżankę i przeraźliwy trzask naczynia wyrwał mnie gwałtownie z zamyślenia. Dzień był piękny, a lokal wypełniony po brzegi ciągle spieszącymi się gdzieś ludźmi, pośród których znalazłyśmy dwa ostatnie wolne miejsca.

— Wyobrażasz sobie, że on cię szuka? — zapytała zszokowana przyjaciółka. — Miles.

Jego imię wywoływało we mnie masę sprzecznych uczuć, sprawiając, że jednocześnie chciałam się uśmiechać i płakać. Nasze sporadyczne przyjacielskie spotkania i telefony w którymś momencie się urwały, a ja nie czułam żalu. Nie mogłam znieść tego, że ktoś, kto kiedyś podobno kochał mnie do szaleństwa, nagle odsuwał się ode mnie, jak jakiś piosenkarz od natrętnej fanki. Moje poczucie własnej wartości spadło poniżej zera, gdy uchylił się przed pocałunkiem.

— Sama się z nim jakoś uporam. — Pociągnęłam odrobinę truskawkowego koktajlu i przez przypadek siorbnęłam, wywołując uśmiech na twarzy przyjaciółki. — W każdym razie jeszcze nie teraz.

Pokiwała głową, wprawiając tym w ruch swoje rozpuszczone włosy, okalające jej owalną twarz.

— Nic mu nie powiem. — Udała, że zasuwa swoje usta, niczym zamek od bluzy.

Parsknęłam mimowolnie.

— Dzięki Simone, wiedziałam, że na ciebie zawsze można liczyć.

Uśmiechnęłam się do niej szczerze, wciąż czując, jak nadmiar emocji przygniatał mnie od środka. Ledwo powstrzymywałam łzy wzruszenia.

— Wiesz, czuję się... — urwałam nagle, biorąc głęboki wdech. — Czuję się, jakbym powoli odzyskiwała moje życie. A co u ciebie? Jesteś z kimś?

Jej dotychczas pogodna mina nagle kompletnie się zmieniła, ukazując coś, co zazwyczaj nazywałam syndromem drugiego poranka. Najwyraźniej umawiała się z kimś, kto jednocześnie wprawiał ją w bardzo mieszane uczucia.

— No wyduś to z siebie! — dodałam wyszczerzona, widząc, że zaczęła się czerwienić.

— Sypiam od czasu do czasu z Lewisem! — wykrzyknęła, a kilka głów odwróciło się w jej stronę. — Tylko mnie nie oceniaj.

— Z tym Lewisem? — dopytywałam zszokowana, nadal się uśmiechając. — Najlepszym przyjacielem mojego byłego faceta?

Ukryła twarz w dłoniach tak, że jej perfekcyjnie wyprostowane włosy prawdopodobnie zasłoniły całe pole widzenia.

Winny [PRAWNICY #4 - spin-off]Where stories live. Discover now