Rozdział 13

677 59 11
                                    


🌙 Josephine

Nie spodziewałam się żadnego telefonu przychodzącego, a już szczególnie nie o wpół do dziesiątej wieczorem. Nie kojarzyłam numeru, ale miał nowojorski kierunkowy, więc odebrałam, spodziewając się najgorszego.

— Halo? — spytałam ostrożnie.

Połączenie przychodzące z aresztu na koszt odbiorcy. Jeśli chcesz je odebrać, wciśnij jeden...

Prawie upuściłam słuchawkę, gdy zrozumiałam skąd do mnie dzwoniono. Cholera, czyżby Garreth znowu wpadł w kłopoty? Może upił się i odwalił coś niedozwolonego w miejscu publicznym? Z moim bratem nigdy nie było wiadomo. Wyszedł na prostą, ale już kiedyś odbierałam go z dołka. Głównie dlatego wcisnęłam jedynkę, by odebrać ten telefon.

Robiłam się coraz bardziej nerwowo.

— Halo? Josie?

Spodziewałam się usłyszeć każdego, ale nie jego.

— Miles?! — Mój głos podniósł się o oktawę. — Co robisz w areszcie?

— Mogłabyś mnie odebrać? Cholera, strasznie mi głupio, trzeba wpłacić kaucję...

— Jasne, oczywiście — powiedziałam od razu. — Będę.

Przez chwilę milczeliśmy, a w tle dało się słyszeć tylko gwar po drugiej stronie słuchawki. I głosy. Naprawdę dużo głosów.

— Streszczaj się, też chcę zadzwonić!

Zmarszczyłam brwi zszokowana.

— Czy to był Jordan? — spytałam ze zdumieniem. — Boże, Miles...

— Wszystko ci wytłumaczę.

Brzmiał na autentycznie skruszonego. Bałam się nawet myśleć, w co on się tam wpakował, ale skoro mój były mąż brał w tym udział, to nie mogło być nic dobrego.

— Już jadę — wymamrotałam, zrywając się na równe nogi. — Zaraz będę.

*

— Nie wierzę, że jedziemy wpłacać kaucję za Miles'a.

Głos Jasona był pełen zdumienia.

Był mocno zaszokowany świadomością, że jego młodszy brat mógł wylądować w takim miejscu. A ja? Cóż, wcale mu się nie dziwiłam. Kostki na dłoniach bielały mu od siły, z jaką ściskał kierownicę swojego samochodu, gdy przemierzaliśmy tłoczne ulice Nowego Jorku. Światła latarni tańczyły na jego zmartwionej twarzy, gdy mijaliśmy kolejne latarnie. Oczywiście droga ciągnęła nam się w nieskończoność, bo na każdych światłach trafialiśmy na czerwone.

— Ja też nie. — Pokręciłam głową. — W życiu nie widziałam żeby kogokolwiek uderzył. On nawet nie oddawał swoim oprawcom w szkole!

— Prawda? — spytał z zaangażowaniem. — Mój młodszy brat z usposobieniem Golden retrivera wylądował na dołku. Ja pierdolę.

Zachichotałam przez jego wybuch, nieudolnie ukrywając uśmieszek dłonią.

— Jeszcze nie słyszałam żebyś przeklinał.

Westchnął wręcz teatralnie i przeczesał nerwowo włosy.

— Dwa pierwsze razy na jeden wieczór, co za passa. Odbierałaś tak kiedyś kogoś?

— Dwa razy. Brata. Garreth nie zawsze był taki spokojny. — Zerknęłam na niego kątem oka. — Nie jesteś zły, że cię tu ściągnęłam, co? Wiem, że rozmawiacie dopiero od niedawna...

Winny [PRAWNICY #4 - spin-off]Where stories live. Discover now