Rozdział 15

399 36 2
                                    


🌙 Josephine

Każda sekunda po wyjściu Milesa ciągnęła mi się niczym wieczność. Im bardziej nasza sytuacja się komplikowała, tym bardziej moje emocje balansowały miedzy skrajnościami i czułam się tym wyczerpana. W pracy nie mogłam odpędzić wspomnień jego twarzy, a po niej walczyłam z wyrzutami sumienia za czas, który bezpowrotnie marnowałam.

Ten jeden poranek chciałam wykorzystać do maksimum, ale los jak zwykle miał dla mnie kompletnie inne plany. Przeszłam ledwie kilka metrów od swojej klatki, gdy do moich uszu dobiegł stukot wysokich obcasów jednocześnie znajomy i kompletnie niepasujący do takiej okolicy. Szósty zmysł z reguły rzadko mnie ostrzegał, lecz tym razem dosłownie zawył.

Wiedziałam, czyj głos usłyszę jeszcze zanim się odwróciłam.

— Josephine — powiedziała tylko.

W jej głosie nie było żadnej złośliwej nuty.

— Angela — odparłam, usilnie ukrywając swoje zdumienie. — Cóż za... niespodzianka.

Kobieta nie odpowiedziała mi od razu, jedynie obdarzyła mnie zaskakująco łagodnym spojrzeniem swoich niebieskich oczu, nim ciężko westchnęła. Kręcone blond włosy miała rozpuszczone i rozlane dookoła pięknej twarzy o ostrych rysach. Wargi pomalowała krwistoczerwoną szminką, idealnie dopasowaną do eleganckiego garnituru.

Nie dało się nie dostrzec tego, że była oszałamiającą pięknością. Cóż, Angeliqie stanowiła ucieleśnienie ideału i przy niej wyglądałam naprawdę miernie.

— Wiem, że pewnie nie masz ochoty na rozmowę ze mną, ale to ważne.

— Posłuchaj, jeśli chcesz, żebym odczepiła się od Miles'a, to równie dobrze możesz po prostu...

— Nie — wtrąciła mi szybko. — To nie to. Proszę cię o chwilę czasu, jak kobieta drugą kobietę.

Od takich odwołań zaczynałam mieć wyrzuty sumienia.

Za późno było na solidarność jajników, tym bardziej, że ledwie kilkadziesiąt minut wcześniej jej mąż spał z głową wciśniętą w moją szyję. Nagle nie miało już znaczenia, czy czy żyli w zgodzie. I tak poczułam się okropnie, a domysły zjadały mnie żywcem.

— Dobrze. — Mimo szczerych chęci miałam raczej niechętny ton. — Ale musimy się pospieszyć, mam pracę.

— W porządku. Może wejdziemy do tej kawiarni?

Wskazała jakieś losowe miejsce nieopodal, więc od razu skinęłam twierdząco. Było mi naprawdę wszystko jedno, gdzie to wszystko miało się odbyć. Nawet sama droga do tego miejsca wydawała się cholernie niezręczna, ale gdy przypadkiem odsunęła się jej marynarka i zobaczyłam ciążowy brzuch, zrobiło mi się słabo.

Wyobraźnia automatycznie podsunęła okropne wizje. Takie, od których miałam ochotę płakać i krzyczeć jednocześnie. Czy to było jego dziecko?

Od razu zapragnęłam wybiec stamtąd z krzykiem.

— To miejsce będzie w porządku? — Ruchem głowy wskazała stolik przy drzwiach. — Miejmy to za sobą.

— Jasne, może być.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie, a potem wymieniłyśmy niezręczne spojrzenie. Tyle było między nami niewypowiedzianych słów, tyle żalu i negatywnych emocji, że zdawały się szczelnie wypełniać powietrze dookoła nas. Przelotnie zatrzymałam wzrok na jej filigranowych palcach w poszukiwaniu obrączki, lecz jej tam nie znalazłam.

Na tym etapie nie czułam się tym specjalnie pocieszona.

— Nie cierpisz mnie, Josie — stwierdziła łagodnie z uśmiechem, który nie pasował do tak surowych słów. — Obie o tym wiemy. Mój stosunek do ciebie był negatywny, ale zmienił się na przestrzeni lat. Dzisiaj... więcej rozumiem.

Winny [PRAWNICY #4 - spin-off]Where stories live. Discover now