27 "Dziurawa parasolka"

1.1K 38 0
                                    

Czasem czujemy się słabi. Jesteśmy bezradni w niektórych sytuacjach i brakuje nam osoby która by nam poradziła czy pomogła. Kogoś kto chwyciłby nas za rękę i pomógł ruszyć naprzód. Mając taką osobę, problemy stają się dla nas błachostką a co jeśli jesteśmy sami? Upadając spoglądamy dookoła licząc że ktoś nam pomoże wstać. Jeśli nie ma takiej osoby - skazani jesteśmy by powstać samemu.
Ale czy jeśli jesteśmy sami czy wtedy nie stajemy się silniejsi? Każdy człowiek potrzebuje osoby która przejdzie z nami najgorsze góry.
Zostając sami, uczymy się radzić sobie z problemami bez pomocy innych, co nie zawsze skutkuje dobre nastawienie do ludzi.
Myśl że musimy sobie radzić sami, wpaja nam do głowy twierdzenie że inni nam nie pomogą i każdy się zgodzi z tym że to nie jest dobre. I choć nie każdy ma takie nastawienie to takich osób nie brakuje.

Z dnia na dzień miałam wrażenie że problemy się moje nie kończą a koszmar który rzekomo miał zniknąć- znów powrócił. Od tamtej sytuacji z Parkiem, moje życie stało się piekłem. Dziennie byłam gnębiona przez Jungkooka i sama chciałabym wiedzieć dlaczego to robi. Mijały dni, tygodnie. Aż w końcu nastał grudzień. Miesiąc który każdemu kojarzy się z świętami. Piękny czas gdzie cała rodzina spotyka się w jednym miejscu i opowiada sobie nawzajem przeróżne historie. Atmosfera jest taka jak każdy lubi a czas wolny który mamy daje nam możliwości do cieszenia się nim. Ferie zimowe są już za 3 tygodnie a ja jak sobie zaplanowałam tak wyjade w góry, gdzieś gdzie będę miała ciszę i spokój jak co roku.

Był zimny wieczór gdzie już dawno było ciemno a widoczność była już ograniczona. Lekki chłodny wiater orzeźwiał mi umysł i pozwalał racjonalnie myśleć.

Szłam między drzewami nieopodal parku który jest tak dobrze znany każdemu z okolicy. Mijałam wysokie drzewa które były pięknie ozdobione przez zimę, a co jakiś czas lampy które oświetlały mi drogę dawały połysk śniegu. Krajobraz przede mną był jak wyciągnięty z opowieści - pięknej opowieści.

Szłam przez krótszy czas aż doszłam do wyznaczonego celu. Podeszłam bliżej barierki i opierając się o nią, spoglądałam przed siebie gdzie w oddali było widać jak co jakiś czas przechodzą ludzie którzy albo wracali z wieczornego spaceru albo postanowili powrzucać w siebie śnieżkami.
Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten widok bo kojarzył mi się jak z Jihyunem jako dzieci bawiliśmy się w tym parku lepiąc razem bałwana czy właśnie robiliśmy bitwę na śnieżki.

Tak wiele momentów było że szkoda byłoby je stracić prawda?

Po chwili namysłu chwyciłam się mocno barierki i z lekkim zawahaniem przełożyłam nogę za barierę, a po niedługim czasie stałam już cała po drugiej stronie - tej złej stronie.

Dłonie zaczęły mi drżeć a policzki stały się już całe mokre od moich łez. Czyżby za chwilę miał być mój koniec? Tak się skończy żywot Shin Yuny? Tak los zapisał? Czy tak miało się stać? Najwyraźniej.

Pochyliłam się do przodu i powoli zaczęłam puszczać poręcz. To miał być koniec mojej historii. Miało być już tylko lepiej. Miało...

- tak wyobrażasz sobie ten koniec? - zapytał dobrze mi znany głos. Odwróciłam głowę w jego stronę.

- spadaj - mruknełam tylko pod nosem i znów spojrzałam przed siebie.

- naprawdę tego chcesz? - usłyszałam tuż za sobą. Stał zaraz za mną. - naprawdę chcesz skoczyć tylko i wyłącznie przez tego dupka? Jest on tego wart? - zapytał i można było usłyszeć w jego głosie smutek?

- on nie jest jedyną przyczyną tego kroku. Ty też nim jesteś, wytykasz innym a sam taki jesteś - zaczęłam głośniej płakać z nadmiaru emocji i żalu.

- proszę Cię Yuna... - chwycił mnie za rękę wrazie gdybym chciała zeskoczyć. - nie skacz. Nie warto, masz dla kogo żyć. Myślisz że gdy odejdziesz to będzie tu lepiej? Pomyślałaś o swojej mamie? O Ryujin? O Tae, który cie wielbi i poniekąd jestem o to zazdrosny - uśmiechnął się lekko. - nie rób tego. Nie zostawiaj ich z pustką w sercu. Nie skazuj ich na wieczne obwinianie się. Wróć na drugą stronę i zacznij żyć jak ty będziesz tego chciała. - błagał mnie.

- myślisz że to coś da? - zaśmiałam się z poirytowana - wrócę i co? Wciąż będzie tak samo, dzień w dzień wracać z siniakami i coraz to bardziej zniszczoną psychiką. - odwróciłam się w jego stronę - chciałam cię pokochać Park. A ty? Traktowałeś mnie jak zabawkę, jak zwykły zakład. Dlaczego więc teraz zależy ci bym nie skoczyła? Sumienie cię rusza? - wytknełam mu. Chłopak zdezorientował się przez chwilę.

- to nie tak - odpowiedział po chwili - choć tu a wtedy porozmawiamy na spokojnie. Ale błagam, nie skacz.

- za późno już Jimin - spojrzałam na niego z łzami w oczach. - każdy z nas potrzebuje kogoś kto podczas ulewy rozwinie nad nami parasol wiesz? Ja tej osoby nie mam. A ty przychodząc tu rozwijasz nade mną dziurawy parasol. Co z tego że chcesz mi pomóc skoro i tak to nie pomoże. Czasami trzeba za błędy płacić i jak widać przyszedł czas bym i ja za nie zapłaciła. - spojrzałam na niego ostatni raz i po chwili straciłam grunt pod nogami.

Miało być już tylko lepiej - na zawsze.

Zniszczę cię... ~ Park JiminWhere stories live. Discover now