17

99 7 44
                                    

Harry

Budzę się rano, a w domu panuje cisza. Patrzę na blondynkę, która śpi wtulona we mnie, a widok ten wywołuje uśmiech na mojej twarzy.

Zaczynam bawić się się jej jasnymi, rozrzuconymi po poduszce włosami, a gdy telefon leżący obok jej głowy wibruje, patrzę na nowe powiadomienie o wiadomości od jakiegoś Williama.

Domyślam się, że to pewnie chłopak, który wczoraj dotrzymywał jej towarzystwa i wracam wzrokiem do blondynki, która ma już otwarte oczy i wpatruje się we mnie.

— Dzień dobry — mówię do niej, a ona uśmiecha się i chowa twarz w rękach — Jak ci się spało?

— Wygodnie — odpowiada, przecierając oczy — Ale miałam zły sen.

— Co ci się śniło?

Dziewczyna wpatruję się we mnie intensywnie, myśląc nad czymś, a następnie ziewa.

— To już nieistotne — wzrusza ramionami — Na co masz ochotę?

Chcę już zaproponować coś do jedzenia, ale powstrzymuję się, słysząc trzask drzwi, najpewniej wyjściowych.

Ona wpatruje się na mnie przez chwilę, a potem wzdycha.

— Jeśli zrobi awanturę to przepraszam i uciekamy stąd, okej?

Marszczę brwi, nie do końca wiedząc co ma na myśli, a chwilę później słyszę głos jej matki.

— Madelaine!

— No?

Słychać dźwięk stukania obcasów, a chwilę potem do pokoju wchodzi starsza kobieta.

— Ile razy prosiłam cię, żebyś nie zostawiała swoich rzeczy w salonie? — pyta, rzucając w dziewczynę jej koszulką — Jak przyjdzie Robin, to co mam powiedzieć?

— Nie wiem — wzrusza ramionami — To nie mój problem, że go okłamujesz.

— Pilnuj swojej niewyparzonej buzi — mówi ze sztucznym uśmiechem i patrzy się na mnie — O witaj Harry, jak się masz?

Patrzę lekko skrępowany na kobietę poprawiającą dłońmi swoje włosy i kiwam głową, nie odzywając się.

— Może chcesz nas zaprosić na jakiś wywiadzik?

— To raczej nie zależy ode mnie...

Jej sztuczny uśmiech się zmniejsza, za to czuję dłoń jasnowłosej na swojej ręce, co lekko mnie rozprasza.

— To pamiętaj, że my chętnie gdzieś wystąpimy — mówi — Tak na przyszłość — dodaje, po czym wychodzi z pokoju, zostawiając za sobą uchylone drzwi.

— Boże — wzdycha dziewczyna — Uciekajmy stąd jak najszybciej.

— Możemy pojechać do mnie — proponuję — Tam jest cisza i spokój.

— Masz na myśli do waszego wspólnego domu? — pyta, rozbawiona — Czwórka wariatów w jednym budynku nie oznacza nic dobrego — stwierdza — A tak w ogóle to czemu Zayn z wami nie mieszka?

Kiwam głową, zaprzeczając.

— Bo jesteśmy za głośni, a on woli ciszę i spokój.

Jej wzrok mnie przenika, a ja mogę dostrzec w jej oczach zrozumienie.

— Szczerze mówiąc, sama nie wiem czy dałabym radę mieszkać z bandą rozbrykanych chłopaków — mówi — Naprawdę lubię z wami spędzać czas, ale chyba bardziej cenię sobie swobodę i spokój.

arogant » stylesWhere stories live. Discover now