Rozdział VI

217 30 0
                                    

(Powiedzmy, że czająca się Meira. Wiem. Zły kolor i miejsce.)

Meira czekała na brata za zaspą u podnóża ścieżki. Gdy tylko się pojawił, skoczyła i przygwoździła go do ziemi. Tylko ona umiała dokonać tego wyczynu, nie licząc ich ojca.

– I jak tam? Mocno cię zjechali?

– Mówisz tak, jakbyś nie wiedziała. – Samiec wygramolił się spod siostry. – Pewnie już cała dolina jest zorientowane w sytuacji. Strasznie się darli.

– Nie przesadzaj... Najwyżej pół Cremo.

Shadow nawet nie zwrócił uwagi na ten żart. W zasięgu jego wzroku ukazał się Diego.

– Ty... gnido! Jak mogłeś mnie zdradzić! – Wycharczał czarny basior, pędząc na brata. Wyhamował kilka centymetrów od niego.

– No, dalej. Zaatakuj, ugryź mnie! Potwierdzi to tylko słuszność mojego zachowania.

– Co tu się dzieje?! – Ronon właśnie schodził z półki skalnej, razem z Taht.

Wszyscy się uspokoili, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wilk z białą plamką na uchu spojrzał na ojca. Ten skinął głową w kierunku wejścia do jaskini. Dwulatek wie­dział, co musi zrobić, ale zanim odszedł, szepnął na ucho brązowemu samcowi:

– Zdecyduj się, po której stronie stoisz. Możemy być przyjaciółmi, albo wrogami. Nie ma nic pomiędzy. Poinformuj mnie o swojej decyzji.

W grocie byli tylko Ramira z Marleyem i dziećmi.

– Przepraszam was za dzisiejsze słowa. – Shadow zwracał się do wujostwa. – Nie powi­nienem... nie myślę tak, naprawdę. Zamiast przerwać, kiedy połapałem się, co robię, brną­łem w to dalej. Was też bardzo przepraszam. – Basior mówił do kuzynów. – Szczególnie cie­bie, Karo. Zachowałem się dziecinnie...

– Już dobrze, Dash, rozumiemy. Mam tylko nadzieję, że to szczere przeprosiny.

– Szczere.

– A więc zapomnijmy o wszystkim.

Chwilę później całe stado słuchało opowieści świeżo upieczonych dorosłych. Dwulatki nie wspomniały o problemach z pozycjami i końcowej kłótni. Nie było sensu się nad tym roztrząsać.

Gdy tylko wstał świt, młodzież opuściła jaskinię. Wewnątrz zostało tylko sześć najstar­szych członków.

– Chyba czas zacząć się zastanawiać kto najlepiej pasuje na naszego następcę. Chcieliby­śmy, abyście podzielili się z nami własnymi typami. – Przez kilka minut nikt nie odpowie­dział na prośbę przywódcy. – Mówcie, co myślicie. Przecież o to chodzi.

– Nie ma jednego najlepszego kandydata. Każdy ma swoje wady i zalety – nieśmiało za­czął Kad. – Na przykład Diego i Kida. Oboje są sprawiedliwi, ale nie wiem, czy udźwignęlib­y obowiązki alfy.

– Saba i Orion myślą tylko o zabawie. To lekkoduchy – zauważyła Ramira.

– Tak, za to Solo i Teyla są jeszcze młodzi. Nie myślą poważnie o tej pozycji – stwierdził Marley. – A ty, Noro, co powiesz?

– Z trójki najmłodszych najdojrzalsza zdaje się Meira, ale nie wiem, czy potrafiłaby zadbać o watahę. Na pewno nie w tej chwili... Shadow za bardzo pragnie władzy.

– To będzie trudna decyzja – szepnęła Taht.

Drimer - własna drogaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora