Rozdział XXII

67 9 7
                                    

Marley ruszył zaraz za Rononem, chciał go powstrzymać, uspokoić, porozmawiać o tym, co było kiedyś. Byli braćmi, ale mieli zupełnie inne charaktery. Rudy basior potrafił bardzo szybko odsunąć od siebie czarne myśli, złe wspomnienia, a nie było ich mało. Starał się nie myśleć o przykrych i ciężkich chwilach życia, takie zawsze się pojawią, nie trzeba będzie ich szukać. Jego celem było skupienie się na tu i teraz. Przeszłości nie może zmienić, przyszłość nadejdzie w swoim czasie, tylko teraźniejszość należy do nas w danej sekundzie.

Ronon tak nie potrafił. Demony przeszłości nie potrafiły go opuścić. Czasem przywoływał je na własne życzenie. Wystarczyła jedna myśl, podobna sytuacja, a nie mógł się opędzić od natłoku wspomnień lub przemyśleń. Kiedyś taki nie był. Żył z dnia na dzień, wszelkie problemy rozwiązywał bez większego zaangażowania emocjonalnego. Nawet atak Dark Lightów na jego rodzinną watahę wywołał u niego bardziej gniew niż smutek, a wściekłość dodaje siłę, można ją wykorzystać. Później poznał Taht, założył z nią rodzinę, którą bardzo szybko stracił. Zrozumiał, że wcale nie jest taki silny, jak mu się zdawało, silny psychicznie. Śmierć dziecka, dzieci jest najgorszym, co może spotkać rodzica. Tamtej nocy najchętniej zginąłby za Siroko, ale nie ma takiej możliwości. Gdy Taht wybiegła z jaskini, przez jakiś czas musiał patrzeć, jak z każdą minutą szczeniak gaśnie w oczach, a on sam musi się uśmiechać i żartować. Chciał się do niego przysunąć, przytulić i powiedzieć, że go kocha, ale nie mógł. Mały nie był głupi, domyśliłby się. Co innego coś przeczuwać, a co innego widzieć płaczącego nad tobą ojca.

Później kolejne problemy, kolejne i kolejne, a on coraz bardziej wątpił, czy powinien pełnić rolę alfy, opiekuna stada, tego, który bierze odpowiedzialność za wszystko i wszystkich, skoro nie umie się uporać z własnymi myślami.

Marley dotarł do reszty grupy dużo później niż siwo-czarny samiec. Usłyszał, że chce on za wszelką cenę trzymać szczeniaki z dala od zdobyczy, nawet od cielaka. Brat chciał jakoś do niego dotrzeć, ale gdy tylko się odezwał, przywódca odwarknął mu i wrócił do kłótni z pozostałymi. Rudy wilk postanowił później porozmawiać z Rononem, może sam na sam.

Dopiero gdy zdenerwowany basior zaczął opowiadać o tym, co go dręczyło, uspokoił się. Wyglądało to tak, jakby z każdym słowem z jego serca przysypanego całą lawiną, spadał mały kamyk, ale na koniec dało to oczekiwany rezultat. Napięcie opadło ze wszystkich, zaczęli rozmawiać bez podniesionego głosu, mogli sobie nawzajem wyjaśnić kwestie, które do tej pory były przemilczane. Każdy przedstawiał swoje racje, szczególnie w sprawie polowania roczniaków. Nie podjęto żadnej decyzji, mimo że była oczywista, musiały polować, ale odłożyli to, na tę jedną chwilę. Każdy spoglądał ukradkiem na zdobycz, czekał, aż przywódcy rozpoczną posiłek. Taht pierwsza zauważyła to zachowanie i urwała rozmowę. Nikogo ona nie ominie, a z pełnym brzuchem lepiej się myśli i jest się mniej nerwowym.

Nagle Shadow obejrzał się za siebie. Usłyszał chrupanie kości. Myślał, że jakiś kojot skorzystał z okazji i próbował ukraść im trochę mięsa. Zamiast rabusia, nad cielakiem bizona zobaczył Meirę z pyskiem wymazanym krwią. Okazało się, że samiczka nie czekała na resztę ani tym bardziej na pozwolenie. Sama zabrała się do wyjadania najlepszych kąsków ze swojej zdobyczy. Czarny basior nie mógł pozwolić na takie zachowanie. Skoro Meira już teraz lekceważy ojca, alfę, to co będzie za jakiś czas? Co będzie, kiedy to Shadow zostanie przywódcą? Będzie miał duży problem z młodszą siostrą, dlatego musi ustawić ją do pionu już teraz, chociaż zaimponowała mu. On nigdy nie zdobył się na coś takiego.

Samiec stanął nad pożywiającą się siostrą. Zniżył głowę, żeby spojrzeć jej w oczy i odsłonił zęby. Samiczka zaczęła szybciej jeść, odpowiadając cichym warczeniem. Dwulatek kłapnął zębami i jeszcze bardziej zbliżył się do wadery. Przełożył łapę przez zdobycz i cały czas napierał na Meirę. Musiała się odsunąć, chociaż robiła to niechętnie, marszczyła wargi. Shadow w końcu zasłonił martwą ofiarę własnym ciałem, ale to mu nie wystarczyło, szedł dalej. Wilczyca przestała się cofać, bo zauważyła, że jej bratu nie chodzi o mięso, tylko o zasady. Przysiadła na tylnych łapach, podkuliła ogon, chciała pokazać uległość, ale nie mogła. Coś w niej się temu sprzeciwiało. Powinna oblizywać swoje wargi i pysk basiora, a cały czas warczała. Mimo że zdawała sobie sprawę z błędu, nie miała zamiaru się do niego przyznawać z własnej woli. Czarny wilk wiedział o tym, ale dawał szansę siostrze. W końcu jednak jej zachowanie go zirytowało. Jeśli odpuściłby w tym momencie, w oczach watahy wyszedłby na słabego i stronniczego, że niby jeśli chodzi o najbliższą rodzinę nie umie zrobić tego co konieczne, ukarać.

Drimer - własna drogaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz