Rozdział V

260 30 9
                                    

Gdy dotarli do jaskini, był środek nocy. Członkowie stada po kolei wchodzili do groty. Ronon zastąpił drogę Shadowowi. Dwulatek próbował go wyminąć, ale sytuacja się powtó­rzyła. Zrozumiał, że to nie zabawa. Przywódcy ruszyli w kierunku półki skalnej, znajdującej się nad legowiskiem. Syn bez słowa ruszył ich śladem.

– Mówcie, co macie do powiedzenia. Chcę mieć to z głowy. – Wilk nawet nie spojrzał na rodziców.

– Ej, mały, nie tym tonem! Powinieneś być wdzięczny. Równie dobrze możemy tu zawo­łać resztę watahy.

– To ich wołajcie! Nie mam nic do ukrycia. – Basior spojrzał prosto w oczy ojca*. – Chy­ba że wy macie...

– Ronon – Wadera chciała wyprzedzić działanie partnera. Znała granice jego wytrzymało­ści. W tamtej chwili niebezpiecznie się do nich zbliżył. Samiec usunął się w cień. Oddał Taht głos. – Shadow... wszystko widzieliśmy. Naprawdę. Polowaliście na granicy. My byli­śmy pięćset metrów dalej. Grubo przesadziłeś. Przegiąłeś pałę i to na całej linii! To ty za­cząłeś tę bezsensowną kłótnię, najpierw z Royem i Orionem, potem z Karem.

– Oni też nie byli obojętni! Naskakiwali na mnie, a nigdzie ich tu nie widzę. Dlaczego ten wykład jest zarezerwowany tylko dla jednej osoby?!

– Nie martw się o nich. Mają osobne rezerwacje, w późniejszym terminie. Teraz siadaj i przestań kłapać paszczą!

Wilk z białą plamką na uchu grzecznie wypełnił polecenie, zadziwiając rodziców i same­go siebie. Po raz pierwszy w życiu widział mamę tracącą panowanie nad sobą.

– A to, co powiedziałeś o Ramirze i Marleyu, było bezczelne! Masz ich za to przeprosić, ich i kuzynów. Zrozumiałeś?!

– Tak, zrozumiałem. – Dwulatek spuścił głowę.

– Pozostała jeszcze sprawa twojego samozwańczego przywództwa. Każdemu przydzieliłeś pozycję i nie pozwoliłeś im na żadne zmiany. Tylko Karo odważył się wyła­mać i dostało mu się za to.

– Wy też rozdzielacie role. Robiłem tylko to, czego mnie nauczyliście.

– Pogrążasz się Shadow. Dobrze wiesz, że nasze polowania wyglądają inaczej. Jeśli funk­cja któregoś osobnika się kończy, robi on coś innego, a nie stoi bezczynnie, jak to było u ciebie. Twoje rozporządzenia, zamiast pomóc, ograniczyły wasze możliwości.

– Skąd o tym wiesz, mamo?

– Diego opowiedział nam wszystko po drodze. – Ronon zdecydował się zabrać głos.

– A to szuja...

– Uspokój się, albo będę musiał cię ukarać. – Siwo–czarny samiec zrobił krok w przód.

– Nie traktujcie mnie jak szczeniaka! – Wilk skopiował ruch ojca.

– To nie zachowuj się jak szczeniak! – Przywódca jeszcze bardziej zbliżył się do syna.

Czarny basior cofnął się. Miał zaciśniętą szczękę, mięśnie drżały mu z nerwów.

– To wszystko? – zapytał.

– Tak, możesz iść. – Taht była już spokojna.

Shadow w dwóch skokach pokonał pięciometrową drogę na dół.

– Jest zbyt podobny do mnie. – Samiec alfa wyznał to, co kołatało mu się w głowie, od ja­kiegoś czasu.

Drimer - własna drogaOn viuen les histories. Descobreix ara