rozdział I

1K 47 26
                                    

Łapy zapadały jej się w świeżym śniegu. Poruszała się tak powoli, że grzbiet pokryła gruba warstwa białego puchu. Śnieżyca znacznie przybrała na sile w ciągu ostatniej godzi­ny, ale nie mogli przerwać polowania. Byli zbyt głodni. To już ich trzecie podejście. Jeśli te­raz im się nie uda, stracą ostatnią szansę. Stado wapiti przekroczy granicę terytorium i nie będą mogli kontynuować pościgu. Zostaną zmuszeni do powrotu bez zdobyczy - obleją test samodzielności. Zamieć, o dziwo, ułatwiała im zadanie i dawała większe nadzieje na suk­ces. Zmniejszała widoczność, więc mogli podkraść się wyjątkowo blisko, nie będąc zauwa­żonym.

Cel znajdował się dwieście metrów od nich.

Kida rozejrzała się na boki. Wiedziała, że gdzieś tam są jej bracia, siostra i kuzyni, ale na­wet z jej czułym wzrokiem nie mogła ich dojrzeć zza białej ściany. Modliła się w duchu, aby nie popsuli szyku. Gdyby ktoś ruszył wcześniej, albo ustawił się w złym miejscu, wszystko poszłoby na marne.

Sto pięćdziesiąt metrów.

Samica powoli stawiała kroki. Przy tej śnieżycy wapiti raczej nie dostrzegłyby białej wa­dery, na dodatek częściowo pokrytej śniegiem. Wolała jednak nie ryzykować.

Jeszcze tylko sto metrów...

Stado roślinożerców stało na otwartym terenie, ściśnięte w ciasną gromadkę. Tuż obok siebie mieli rzekę Silvę. Był to kluczowy element planu wilków. Wejście do lodowatej wody, przy takiej pogodzie, to śmiertelny błąd. Przez silny prąd nie wszędzie potworzył się lód. Drapieżniki doskonale o tym wiedziały. Okrążały ofiary półkolem. Z każdą chwilą pętla się zaciskała...

Siedemdziesiąt metrów.

Nagle zamieć zaczęła ustępować. Groziło to zauważeniem przez ,,przyszłą zdobycz". Kida nieco spanikowała. Nerwowo rozejrzała się na boki. Na lewo od siebie dostrzegła Die­ga. Stał na granicy widoczności. Skinął na nią głową, po czym z powrotem skupił się na celu. Wadera powtórzyła znak w kierunku Moon, a ta przekazała go następnemu osobniko­wi. Czas rozpocząć pościg.

Wystartowali jednocześnie, cała dziewiątka. Pośród wapiti poniósł się sygnał ostrzegaw­czy. Stado ruszyło wzdłuż brzegu rzeki, oddalając się od granicy terytorium watahy Drimer. Na całe szczęście. Jedna z krów bardzo szybko pozostała w tyle. Wilki wybrały ofiarę...

Dzieliło ich sześćdziesiąt metrów.

Reszta roślinożerców przestała się liczyć. Najważniejsza stała się ta jedna samica.

Trzydzieści...

Szybki bieg przyjemnie rozgrzewał zmarznięte mięśnie. Kida i Saba przyspieszyły jesz­cze bardziej. Z łatwością dogoniły cel. zwierzę było już stare, ale nie rezygnowało z walki. Jego sierść była mokra od potu, pomimo mrozu.

Obie wadery przypadły do ofiary. Kremowa próbowała uchwycić nogę wapiti, aby prze­ciąć ścięgna. Już prawie ją miała, gdy krowa wierzgnęła. Bursztynooka została odrzucona w tył. Zaskowyczała, ale ruszyła w dalszą pogoń.

Drapieżniki po chwili otoczyły obiekt pościgu. Samica nie próbowała już uciekać, rzuca­ła się tylko na wszystkie strony. Orion pierwszy zdecydował się zaatakować. Skoczył na ro­ślinożercę, jednak chwycił tylko powietrze. Jego cel w tamtym momencie próbował poko­nać Misty. Kiedy uznał, że wilczyca jest zbyt zwinna, ruszył w kierunku Roya. Ten skulił się i przypadł do ziemi. Krowa już chciała uciec przez dziurę w okalającym ją pier­ścieniu, kiedy rzucili się na nią Karo i Shadow. Basiory zderzyły się w powietrzu. Zawar­czały na siebie złowrogo. Ostatecznie to czarny samiec zacisnął zęby na gardle wapiti. Jego pysk wypełniła metaliczna w smaku, ale jakże słodka krew. Reszta stada pomogła mu powa­lić ofiarę.

Gdy po kilkunastu minutach wilk z białą plamką na uchu podniósł czerwony pysk znad martwej zdobyczy, zawył triumfalnie. Zawtórowało mu osiem innych głosów.

_____________

LongmanS dedykacja dla ciebie, tak jak na blogu ;-)

A więc! Zaczynamy tę szopkę od nowa! XD pierwszy rozdział własnego życia już za wami... Prosiłabym o jakieś opinie... :-D Ta część jest dużo bardziej dopracowana jeśli chodzi zarówno o styl, jak i treść.

Jeszcze raz mówię, że rozdziały tej części będę dodawać co tydzień. Ewentualnie z jednym dniem poślizgu (z soboty na niedzielę, lub na piątek).

Drimer - własna drogaWhere stories live. Discover now