— Mia się tym zajmie — zapewniłam. — Napisała do niego, żeby poszedł z nią na zakupy bo chce kupić prezent Marciowi — powiadomiłam go.
— A co dalej? Co zrobimy z nocami? — zapytał.
— Mogę jeszcze zostać do meczu, coś wymyślę do Enrique. Ale później będzie problem — westchnęłam.
— Myślałem o tym sporo w nocy — powiedział.
— Ja również. Przez myśl przeszło mi żeby porozmawiać z Luisem — opowiedziałam o swoim pomyśle.
— Powiesz mu prawdę? — zdziwił się.
— Kłamstwo ma krótkie nogi, myślisz, że jest taki głupi i nie widzi, że był wczoraj taki napruty? — spojrzałam na niego dziwnie.
— Myślę, że widział to doskonale — odparł ze smutkiem.
— Luis to zrozumie, on też miał problem z alkoholem — wyznałam.
— Spiskowcy, czas na nas — krzyknął z przedpokoju Pique.
— Spiskowcy? — zapytałam narzucając kurtkę.
— Tak, ciągle coś szeptacie — odpowiedział wychodząc z domu.
— Będziesz prowadził? — zdziwił się Roberto.
— Tak, jakiś problem? — spojrzał na niego zdenerwowany.
— Tak, piłeś duże ilości alkoholu przez ostatni czas. Musi minąć trochę czasu żebyś doszedł do siebie — fuknął.
— Oj weź, przez noc ze mnie wyszło — odparł wsiadając do swojego audi. — Wsiadacie czy będziecie tak stać? — zapytał z wyrzutem. Zajęłam miejsce z tyłu, a Sergi usiadł z przodu.
— Anto, wracasz ze mną po treningu? — zapytał Roberto.
— Nie wiem, chyba że na mnie poczekasz — odpowiedziałam.
— Będziesz przerabiać zdjęcia? — zainteresował się.
— Powiedzmy, że tak. Chyba wrócę z Luisem — westchnęłam.
— Zabiorę się z wami — stwierdził.
— Wiem, że jestem pieprzonym alkoholikiem ale nie musicie mnie tak pilnować — fuknął Gerard.
— Dobrze, że sobie uświadomiłeś swój problem — odgryzłam się.
— My ci nie zabraniamy wypić symbolicznie, ale to co ty ostatnio robisz to jest lekka przesada. — Sergi powiedział z lekką nutą irytacji.
— Kiedy przesadziłem? — zapytał.
— Każda impreza, wypad do baru, wczorajsza wizyta u Sergiego, obiad u mnie — wymieniłam.
— Dobra, weź — machnął ręką. Wjechał na parking przed ośrodkiem i zaparkował na swoim miejscu.
— Nie umiesz docenić, że ktoś się o ciebie martwi i masz dla kogo się zmienić — powiedziałam, kiedy wysiadałam z samochodu.
— Nie mam nikogo — fuknął.
— Sam wszystkich odtrącasz — spojrzałam na niego zła.
— Bo wiem, że przyniosę tylko krzywdę a zero pożytku — westchnął.
— Mylisz się. Masz dla kogo się zmienić. Rodzina, przyjaciele, dla mnie a przede wszystkim dla samego siebie — odparłam. Dyskusja z nim sprawiała, że czułam się bezsilna.
— Chodźmy, bo się spóźnimy — nakazał Sergi. Chłopcy przepuścili mnie w drzwiach, a ja poszłam do swojego gabinetu. Przebrałam się i wyszłam na boisko. Pomogłam mojemu współpracownikowi w rozkładaniu sprzętu.