epilog!

1.2K 50 80
                                    

wrzesień 1989


          Zanim ktokolwiek z Klubu Frajerów w ogóle się zorientował, nadszedł już wrzesień, a wraz z nim każdy z nich mógł wręcz usłyszeć w głowie dźwięk klikania długopisów, kartkowania podręczników i przesuwania około trzydziestu krzeseł na raz po posadzce wraz z chwilą rozbrzmienia dzwonka. Czekał ich już ostatni rok gimnazjum, w którym w przeciwieństwie do dzieciaków z większych miast nie musieli zbytnio się wysilać, ponieważ w Derry było tylko jedno liceum i wiadomo było raczej, że prawie każdy dzieciak się tam dostanie.

Po dziś dzień Rachel pamiętała złowieszczy uśmiech Tego, jego długie palce pokryte białymi rękawiczkami, przeraźliwe zębiska i śmiech przyprawiający o dreszcze jakby to było wczoraj. Tak naprawdę miało to miejsce miesiąc temu, tylko nie mogło to do niej dotrzeć. Sama nie miała pojęcia, jak skupi się na jakichkolwiek zajęciach, mając na uwadze to, co przeżyła tego lata.

Teraz wszyscy, całą ósemką byli na polanie, przez którą szli przed początkiem lipca, by uratować Mike'a z rąk Bowersa i jego przyjaciół. Rachel ubrana w biały T-Shirt z czerwonym wykończeniem i niewielkim słoneczkiem z cekin na środku wpuszczony w materiałowe spodenki w kolorowe paski w połączeniu z czarnym, skórzanym paskiem swojego ojca (przywłaszczyła go sobie po randce z Billem) wsłuchiwała się uważnie w słowa rudowłosej przyjaciółki siedzącej zaraz obok niej na drewnianej kłodzie.

— Nie pamiętam zbyt wiele — powiedziała Beverly, ze splecionymi dłońmi i łokciami opartymi na udach, wpatrując się w skupieniu w trawę przed sobą. — Ale. . . Myślałam, że jestem martwa. Przynajmniej tak się czułam. Widziałam nas, wszystkich razem. . . Z powrotem w kanałach

Cała siódemka przyglądała jej się z niezłym zdezorientowaniem. Rachel pogładziła ją krótko po plecach, a gdy ta to zauważyła kontynuowała swoją wypowiedź.

— Byliśmy starsi. . . Tak w wieku naszych rodziców.

— C-Co tam robiliśmy? — Zapytał Bill, patrząc z zaciekawieniem na niebieskooką.

— Pamiętam tylko, jakie to było uczucie. . . Byłam cholernie wystraszona, chyba nigdy tego nie zapomnę. — Pokręciła głową.

Wśród trzynastolatków zapanowała chwilowa cisza. Każdy z nich po prostu poczuł potrzebę przemyślenia choć zdawkowo tego, co opowiadała im ich przyjaciółka na temat porwania przez Pennywise'a po spojrzeniu na kilka białych światełek znajdujących się w jego paszczy. 

Nagle, Bill podniósł z ziemi odłamek szkła, prawdopodobnie po jakiejś butelce i wstał ze swojego miejsca. 

— Przysięgnijcie — zaczął, przyciągając uwagę całej reszty. — P-P-Przysięgnijcie, że jeśli To nie umarło. . . Jeśli kiedykolwiek powróci, my też powrócimy.  

Przez parę sekund wszyscy patrzyli na chłopaka, po czym to Rachel wstała pierwsza. Zaraz za nią z miejsca poderwała się Beverly i reszta chłopców.

Patrzyła w skupieniu, jak zielonooki rozcina wnętrze swojej lewej dłoni, krzywiąc się lekko z bólu. Zaraz po sobie, zrobił to samo Richie'mu, Eddie'mu, Mike'owi, Stanowi, Benowi i Bev, aż w końcu podszedł do niej. 

I tak, jak każdy dookoła skrzywił się bądź zadrżał choć odrobinę, jej reakcja była zupełnie inna. Wyciągnęła lewą dłoń w stronę chłopaka i spojrzała w jego zielone tęczówki. Patrzyła na Billa, jak na osobę, której ufa się bezgranicznie. Nie było w niej ani krzty bólu, czy strachu, bo patrząc na niego, wszystko to zdawało się cholernie odległe, wręcz surrealistyczne.

✓ | out of touch ᵇⁱˡˡ ᵈᵉⁿᵇʳᵒᵘᵍʰOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz