jedenaście!

1.1K 49 55
                                    

          Kolejno sześć rowerów opadło jeden po drugim pod domem znajdującym się na Neibolt Street. Jedynie rower Stana Urisa stanął schludnie na kamieniach. Wszyscy obserwowali bacznie Billa, który zmierzał w stronę drzwi czarnej, dość mocno walącej się wiktoriańskiej posiadłości zabitej deskami, jak gdyby nigdy nic. Oczywiste było dla nich, że chłopiec działał impulsywnie, jednakże jako jego przyjaciele byli po to, by wspomagać go w momentach, gdy był pod wpływem silnych emocji.

— Billy! — Zawołała Rachel, jako pierwsza przekraczając zardzewiałą furtkę. Gdy chłopiec odwrócił się, kontynuowała. — Słońce, uspokój się. . . Wejście tam w tym stanie nie jest dobrym pomysłem, uwierz. . .

— Właśnie! — Wrzasnęła Bev, wchodząc zaraz za blondynką na posesję. — Nie możesz tam wejść! Oszalałeś?!

Tozier spojrzała z lekkim wyrzutem na trzynastolatkę. Już wtedy wiedziała, że słowa dobrze jest dobierać adekwatnie do stanu, w jakim człowiek się znajduje. Dziewczynka zapamiętała to dobrze i korzystała z tego, aż w wieku dwudziestu pięciu lat zaczęła pracować w policji i gdy reszta jej współpracowników nie potrafiła podejść odpowiednio do przesłuchiwanego, zawsze wołali Rachel.

— Nikt wam nie każe ze mną wchodzić — odpowiedział brązowowłosy chłopiec z względnym spokojem w głosie.

Oczywiście nikt nie wziął sobie jego słów do serca. Wszyscy zgromadzili się przed schodkami prowadzącymi na ganek, na którym stał Denbrough. Wpatrywali się w niego, jak to już mieli w zwyczaju niezależnie od sytuacji. Bill był liderem. Nieważne, jak bardzo byli na niego wkurzeni chłopak był po prostu kimś, kogo się słucha. Budził w nich respekt czasami nawet większy, niż ich właśni rodzice. To przebywanie właśnie z nim spowodowało u Rachel w dorosłości przebieranie wyłącznie w mężczyznach i kobietach, po których było widać, że jest to ktoś pokroju chudego chłopca we flanelowej koszuli, którego mgliście pamiętała. 

— Co się stanie, gdy zaginie kolejny Georgie? — Zapytał retorycznie, rozglądając się po przyjaciołach. — Albo kolejna Betty, kolejny Ed Corcoran, albo ktoś z nas? — ciągnął, wymachując odrobinie panicznie rękoma. — Będziemy udawać, że nic się nie dzieje, jak wszyscy w tym mieście? Bo ja tak nie potrafię. . . Wchodzę do domu i jedyne co widzę to to, że nie ma w nim Georgie'go. . . Widzę jego ubrania, jego zabawki, jego głupie pluszaki. . . Ale nie jego. Więc wejście do tego domu. . . Dla mnie to łatwiejsze, niż wejście do mojego własnego.

Wszyscy wpatrywali się w niego z powrotem. Podczas monologu kilka par oczu powędrowało wprost na ziemię, jednak teraz wszystkie znów były skupione za nim. Czekoladowe oczy Rachel jednak cały czas były wbite w niego. Jej niewinne trzynastoletnie serce biło razem z tym należącym do niego, rwąc się w jego kierunku. Gdyby ktoś wtedy na nią spojrzał, mógłby ujrzeć pojedynczą łzę kręcącą się w jej prawym oku. Jednakże łatwo można by było wmówić temu komuś, że to od słońca, które wyszło w tym momencie. 

Rachel rozumiała Billa. Miała brata, którego chciała chronić, jak Bill. Kochała jak Bill i nienawidziła jak Bill. Chciała też sprawiedliwości, jak Bill. Właśnie dlatego w tamtym momencie zrozumiała, że nie powinna się bać. Musiała być silna i za wszelką cenę wykończyć tą okropną kreaturę, która terroryzowała wszystkich jej przyjaciół i jej brata. Nie zamierzała już jej pozwolić dotknąć kogokolwiek z nich, szczególnie Billa. Jej Wielkiego Billa, lidera nad liderami i ideałem chłopaka.

Zacisnęła pięści patrząc, jak chłopak odwraca się i zmierza w stronę masywnych drzwi.

— Wow. . . — powiedział jej brat, przerywając grobową ciszę i wciąż wpatrując się w Billa. 

Zwróciła się ku niemu i zmarszczyła brwi.

— Co? — Spytał Eddie.

— Ani razu się nie zająknął — rzekł z uznaniem Richie. 

✓ | out of touch ᵇⁱˡˡ ᵈᵉⁿᵇʳᵒᵘᵍʰWhere stories live. Discover now