trzy!

1.5K 98 64
                                    

          Punktualnie o godzinie dwunastej trzydzieści Rachel Tozier zatrzymała się swoim rowerem obok ławki, na której siedziała dzień wcześniej wyczekując na Beverly. Chciała jak najszybciej schować się w cieniu, ze względu na to, jak bardzo od braku snu bolała ja głowa. Każdy promień słońca grzejący ją od stóp do głów powodował, że ból stawał się coraz to bardziej i bardziej natarczywy. Może to była też sprawa tego, że zbliżał się jej okres. Sama nie wiedziała.

Wiedziała jednak, jak bardzo przerażająca była ta myśl, która nie pozwalała jej zasnąć poprzedniej nocy. Przez cały czas, jak na zapętleniu widziała to coś przypominające Richie'go, któremu zamykające się okno niemalże odcina głowę, pryskając tym samym ciemnoczerwoną cieczą całą szybę. Potem znowu słyszała głos Tego, mówiący, że jest do niczego. Widziała, jak To się przybliża, czuła, jak jego oddech cuchnie stęchlizną i czuła, jak Jego czarne oczy przeszywają ją na wylot. Tak, jakby kreatura samym spojrzeniem znała ją całą, w tym jej największe koszmary i obawy, które bała się do siebie kiedykolwiek dopuszczać aż tak bardzo. Przerażała ją sama myśl o tym, której tak bardzo nie mogła się pozbyć. Nie miewała halucynacji. Czy każdy, kto ma halucynacje widzi tak dziwne rzeczy? Sama nie wiedziała.

Sine worki pod jej czekoladowymi oczami sprawiały, że nie wyglądała już tak promiennie. Jej blond włosy nie były w żaden sposób ułożone. Po prostu z rana rozczesała je i zostawiła rozpuszczone, czego zaczynała żałować. Było jeszcze cieplej, niż dzień wcześniej i przez taką fryzurę było jej jeszcze tylko bardziej gorąco. Miała na sobie białą koszulkę z flagą Stanów Zjednoczonych, już nieźle spraną. Na szczęście za sprawą jeansowej sukienki ogrodniczki ze srebrnymi guzikami na całej długości z przodu nie było tego widać. Od rana była tak zaspana, że nawet nie zauważyła tego, że nie dobrała skarpetek do pary - jedna była biała z dwoma czarnymi paskami u góry, druga natomiast też była biała, lecz z popielatymi paskami. 

Dziewczynka ziewnęła i pozwoliła sobie na chwilę zamknąć oczy, opierając się o kierownicę roweru. Teraz, odczuwając panujący upał na każdym calu swojej bladej skóry, mimo przebywania w cieniu i wsłuchując się w dźwięki przejeżdżających główną drogą samochodów nie było aż tak strasznie. Robiła wszystko, byleby już nie pomyśleć o Tym. Dla odmiany starała się zatrzymać swoje myśli przy rzeczach i osobach, które lubiła. . . Lemoniada, lody kakaowe, Makbet, Sernik swojej mamy, Cyndi Lauper, Madonna i Bill Denbrough.

Zatrzymała się dłużej na chłopcu. Pomyślała o jego brązowych włosach z delikatnymi, rudymi przebłyskami. O oczach zieleńszych, niż niejedna łąka wiosną i o uśmiechu tak ciepłym, że mógł rozgrzać nawet najchłodniejsze na świecie pomieszczenie w środku zimy.

Mimowolnie uniosła kąciki ust. Podobało jej się myślenie w taki sposób o tym trzynastolatku. Było to coś, co wbrew pozorom mogło ją uspokoić i odgonić choć na chwilę okropny obraz kreatury z głową zwisającą tylko na cienkim kawałku skóry, który tak bardzo dręczył ją od poprzedniego dnia.

— Hej, o kim tak marzysz? — Znajomy, ciepły głos wyrwał ją z przemyśleń.

Potrząsnęła szybko głową i gwałtownie otworzyła oczy. Przed nią stała Bev na rowerze, ubrana w beżową sukienkę z motywem bardzo drobnych kwiatków. Uśmiechała się szeroko, patrząc wprost na nią zza przeciwsłonecznych okularów. Rachel od razu rzuciły się w oczy jej włosy. Nie były już tak długie, sięgające za łopatki. Teraz były po prostu krótkie, ale przez objętość wyglądały zniewalająco. W jakimś stopniu przypominała teraz Madonnę, ona też miała krótkie włosy i wyglądała przepięknie. Jednak musiała przyznać, że Marsh wyglądała jeszcze lepiej.

— O nikim — odpowiedziała pospiesznie. — Wow, ścięłaś włosy?

Dziewczyna skinęła głową i uśmiech na chwilę jakby zniknął z jej twarzy. Tozier pomyślała, że może ją uraziła, albo coś. Zabrała więc ponownie głos, by uratować się z tej sytuacji.

✓ | out of touch ᵇⁱˡˡ ᵈᵉⁿᵇʳᵒᵘᵍʰWhere stories live. Discover now