11. Głupi to ma szczęście!

120 16 5
                                    


<<5:00, Egipt, Statek Overwatch,Ogrody organizacji>>


Mccree obudził przenikliwy ból brzucha. Jęknął, przeciągając się otępiale. Zacisnął mocniej powieki, wydając z siebie niezadowolony pomruk. Złapał się za bolące miejsce, ostrożnie, powoli otwierając ślepia. Gdy dotarło do niego w jakiej pozycji się znajduje uśmiechnął się pod nosem. Kowboj leżał na piersi Hanzo, oparty o pień drzewa, był uwięziony pod ciężką ręką mężczyzny. Nieświadomie łucznik przewiesił mu ją przez ramie, gdy spali. Szybko odgonił natrętne myśli,próbując oczyścić umysł. Kowboj nie chciał odstraszyć od siebie nowego. Podjął próby bezinwazyjnego wyślizgnięcia się z objęć towarzysza, jednak bezskuteczne. Po porażce postanowił obudzić Hanzo. Potrząsnął nim delikatnie. Hanzo otworzył gwałtownie oczy, a gdy zrozumiał w jakiej sytuacji się zastał, zerwał się na równe nogi, niczym oparzony.

Mccree zarechotał, rozbawiony reakcją łucznika.

-Zasnąłeś- stwierdził roześmiany. Hanzo zakręciło się w głowie przez gwałtowną zmianę pozycji. Złapał się za skronie, próbując utrzymać równowagę.

-Ty też.- wytknął sucho, ściągając z siebie granatowy koc. Przyjrzał się ze zdziwieniem trzymanemu przykryciu. Spojrzał pytająco na Mccree.

-Ja nie wiem, jak się obudziłem już tu był.- wzruszył ramionami.

-Która jest godzina?- spytał, wertując jednocześnie wzrokiem poduszkę pozostawioną pod drzewem. Zastanawiał się skąd owe przedmioty się tutaj znalazły. Był zakłopotany zaistniałą sytuacją, a fakt, że ktoś mógł widzieć ich śpiących razem, niczym nastoletnia para nie pomagał.

-Piąta...- odparł spoglądając na tablet, mrużąc oczy oślepiony jego blaskiem. Hanzo zrobił kwaśną minę. -Co jest?- spytał zdziwiony reakcją łucznika.

-Dowódca zlecił ci zmywanie naczyń.-wytłumaczył spokojnie. Mccree zrobiło się momentalnie słabo, a twarz przybrała blady odcień różu. Serce waliło mu niczym młot pneumatyczny, a w uszach zaczęło huczeć. Miał już przed sobą wizję wkurzonego dowódcy.

-Na teksańskie słońce...- jęknął, zrywając na równe nogi. Wybiegł z kosmiczną prędkością z pomieszczenia bez słowa, pozostawiając łucznika w samotności.

Hanzo westchnął przeciągle. Kucnął, chowając twarz w dłonie.

-Co za okropny dzień...- pomyślał składając koc w idealną kostkę. Nie bardzo wiedział co miałby z nim zrobić. Położył go więc pod drzewem, tuż obok poduszki.Podniósł z trawiastej posadzki łuk i skierował się do swojego pokoju. Ten dzień należał zdecydowanie do jednego z najdziwniejszych w jego życiu. Cieszył się, że wreszcie się kończył.


Dotarłszy do pokoju dostrzegł na stoliku wspominany wcześniej tablet. Przypomniał sobie jedną z jego funkcji, prezentowaną mu wcześniej przez Mccree. Wziął urządzenie w rękę, po czym zdjął migiem spodnie, pozostawiając jednak swoje protezy. Chciał mieć to już za sobą. Odłożył przy okazji ostrożnie na półkę czekoladkę podarowaną mu przez sanitariuszkę oraz skonfiskowane cygara. Miał zabrać kowbojowi resztę jego kolekcji, jednak ten uciekł nim Hanzo zdążył o tym pomyśleć. Usiadł na perfekcyjnie pościelonym przez kogoś łóżku. Spojrzał z wyrzutem na urządzenie, jakby to one prowokowało go do tego, co zaraz uczyni. Rzucił okiem na wymowne blizny na udach.

-Zasłużyłeś...- szepnął,włączając w urządzeniu funkcję zapalniczki. Odczekał kilka sekund, które dłużyły się dla niego niczym wieczność, a następnie bez wahania przyłożył trzymany drżącą dłonią, nagrzany przedmiot do skóry. Gdy tylko metal zetknął się z powierzchnią jego ud podskoczył on delikatnie, lecz gwałtowanie, krzywiąc się z przeszywającego bólu. Uniósł głowę wysoko do góry wciągając przez zaciśnięte zęby powietrze, z cichym świstem. Pośpiesznie przyłożył dłoń do ust zatykając je, by stłumić niemy krzyk. Po pomieszczeniu rozległ się nieprzyjemny zapach spalenizny. Mimo, że ciało Hanzo krzyczało, by odsunął narzędzie, ten wytrwale trzymał je, paląc powierzchnię swojego lewego uda. Mężczyzna powoli tracił zmysły, skupiony na narastającym bólu.

McHanzo - OdkupienieWhere stories live. Discover now