ROZDZIAŁ 20 DARY ANIOŁA

226 9 0
                                    

- Poważnie?! Naprawdę chcesz to zrobić? - nie dowierzałam w to, co widziały moje oczy.

- Tak. - odparł Lucas, podając mi dłoń.

Staliśmy na balkonie w jego pokoju. Lucas zdjął bluzkę i stał teraz przede mną półnagi, oczekując, aż ujmę jego dłoń. Zrobiłam to, a on przyciągnął mnie do siebie.

- Złap się mocno. - wyszeptał mi do ucha, a wtedy z jego pleców zaczęły wydostawać się czarne jak smoła pióra.

Jego sylwetka cała się napięła jak przy poprzednim razie, gdy po raz pierwszy się przy mnie zmienił. Widziałam ten sam ból na twarzy co przedtem i to jak stara się przy mnie nie okazywać słabości. Przełknęłam gulę w gardle i objęłam go mocno za szyję, jak tylko jego skrzydła ukazały mi się w całej okazałości.

- Nigdy się nie przyzwyczaję do tego, że musisz tak cierpieć. - wyznałam. - Gdybym mogła, to zrobiłabym wszystko, by ci ulżyć.

- Ja już się przyzwyczaiłem. - odparł i pocałował mnie czule w czoło. - Ale miło, że się o mnie tak martwisz.

- Zawsze będę. - pogłaskałam go po policzku, a on wtulił się w jej ciepło.

- Gotowa?! - uśmiechnął się łobuzersko.

- Tak. - kiwnęłam niepewnie głową i mocno przylgnęłam do jego ciała.

- Poluźnij trochę uchwyt, bo mnie udusisz. - zaśmiał się.

- Przepraszam. - z nerwów nie zauważyłam, że faktycznie mocno ściskałam Lucasa za szyję. - Trochę się stresuję.

- Spokojnie Mała. Nie wypuszczę cię. Poza tym zobaczysz, że ci się spodoba. - objął mnie mocniej w pasie. - Na 3! - kiwnął głową. - Raz... - poczułam, jak odepchnął się od podłoża.

- A gdzie dwa i trzy?! - wykrzyczałam przerażona i zamknęłam oczy, czując, jak stopy oderwały się od drewnianej balkonowej posadzki.

Całe szczęście, że byłam ciepło ubrana, bo na górze faktycznie było zimno. Lucas miał rację, uprzedzając mnie, bym założyła kurtkę i czapkę. Na szczęście pomyślałam też o szalu. Żałuję tylko, że nie wzięłam rękawiczek, bo dłonie zaczęły mi marznąć. Zrobiło mi się szkoda Lucasa, bo on w porównaniu do mnie był ubrany, jakby na dworze było nie -20 stopni, tylko 20 stopni na plusie. Przylgnęłam mocniej, by choć trochę przekazać mu swojego ciepła.

- I jak wrażenie? - wyszeptał Lucas.

Otwarłam powoli najpierw jedno okno, później drugie i zaniemówiłam z zachwytu. Jedyne co udało mi się wydobyć ze swych ust to „WOW".

- Podoba ci się?

- Bardzo. - wyznałam szczerze.

Widok na zimowy krajobraz odebrałby mowę każdemu. Z góry wszystko wyglądało jeszcze lepiej niż na dole. Świat wyglądał, jakby został okryty puchem, watą albo jakby chmury spadły z nieba na las. Śnieżne drzewa, a właściwie las, przypominały śnieżną krainę.

- Gdzie jest Złotko? - próbowałam znaleźć znajome miejsce.

- Tam! - wskazał palcem niewielką dziurę w koronach śnieżnych drzew.

Z tej wysokości widać było dosłownie wszystko. Co prawda Raprenvile słynęło z tego, że było niewielkim miasteczkiem, otoczonym z każdych stron gęstym lasem, przez który poza drzewami nie było widać praktycznie nic więcej, ale i tak widok robił ogromne wrażenie. Dostrzegłam w oddali miasteczko. Światła z domów i ulicznych latarni wyróżniały się już coraz lepiej na tle zapadającego powoli mroku. Wszędzie panował spokój i cisza, nie licząc szelestu falujących na wietrze skrzydeł.

- Chcesz się przelecieć? - usłyszałam pytanie Lucasa.

- Tak. - odparłam pewniejszym głosem.

Już się nie bałam. Widok spowodował, że cały strach i niepokój wyleciał z mej głowy tak szybko, jak moje stopy oderwały się od posadzki. Lucas miał rację, mówiąc, że widok mi się spodoba. Byłam nim oczarowana. Gdybym mogła, to unosiłabym się w powietrzu cały czas. Latanie było uzależniające. Powodowało, że człowiek czuł się wolny niczym ptak. Przez moment nawet pozazdrościłam ptakom tej swobody przebywania w powietrzu. Lucas pochylił się delikatnie do przodu i zaczęliśmy frunąć. Powoli lecieliśmy. Widać Lucas nie chciał mnie przestraszyć podczas pierwszej „przejażdżki".

- Szybciej! - wykrzyczałam.

Chciałam poczuć większy powiew mroźnego wiatru na swoich policzkach. Byłam już zdecydowanie pewniejsza siebie i nie bałam się prędkości.

- Szybciej Lucasie! - wykrzyczałam po raz kolejny ze śmiechem.

ANIOŁY. POCZĄTKI NIEBAWhere stories live. Discover now