ROZDZIAŁ 6 RYSUNEK CZY PLAKAT?

249 11 2
                                    

Minął jeden dzień. Drugi. Trzeci. A Anhelesów nie było. Ich miejsca parkingowe w dalszym ciągu świeciły pustkami. Nikt z moich wścibskich znajomych ich nie widział ani nie wiedział co się z nimi działo. Byłam bardzo ciekawa, co też takiego się wydarzyło, że nie chodzili do szkoły.

- Przepraszam. Czy mogłabym zająć chwilkę? - podeszłam do starszej kobiety ubranej w plamiasty fartuch we wszystkich kolorach, której szare włosy były upięte wysoko na głowie w koka, w którego wpięta była szpilka zakończona jakimś sztucznym kwiatem. Na nosie miała ogromne okrągłe okulary, przez które jej oczy wydawały się jeszcze większe.

- Naturalne. - dała szybkie wskazówki jednemu z uczniów, którego kilka razy spotkałam na szkolnym korytarzu i odeszła od sztalugi zostawiając go samego. - Chodźmy! - skierowała się do niewielkiego gabinetu, w którym miała swoje biurko, a ściany w nim wypełnione były od góry do dołu obrazami o różnej wielkości. - Słucham cię moje dziecko. - usiadła w swoim skórzanym fotelu, wskazując wolne miejsce naprzeciw siebie.

- Pani Fox, chodzi o Lucasa Anhelesa. - odezwałam się, siadając na drewnianym krześle.

- Nie widziałam go od kilku dni. - skrzywiła się, a następnie zdjęła z nosa okulary i zaczęła czyścić szkiełka o swój brudny fartuch.

- Wiem. - odchrząknęłam. - Chodzi o to, że Lucas wziął w poniedziałek mój rysunek. Miał pokazać go pani.

- Niczego mi nie pokazał. - przyjrzała się szkiełkom w okularach, mrużąc przy tym oczy, a następnie założyła je z powrotem na nos. - Posłuchaj dziecko. - skrzyżowała palce swych dłoni na biurku i pochyliła się w moją stronę. - Lucas Anheles jutro ma mieć wystawę swoich prac. Ma przyjechać bardzo ważna osoba, dzięki której jego prace mają sporą szansę na to, że zawisną w galerii. Może zarobić niezłe pieniądze, ponieważ ma prawdziwy talent. Dzisiaj miał mi pokazać swój najnowszy skończony obraz, który miał kończyć jego pokaz, a on co?! Nie zjawił się! - uniosła głos. - To ja się staram jak mogę żeby coś dla niego osiągnąć, a ten smarkacz nie bierze tego na poważnie! Nie odbiera telefonów! Nie zjawia się w szkole! Jego obraz stoi w dalszym ciągu nieskończony w pracowni! - krzyczała. - Nie wiem co on sobie myśli, ale tak się nie robi! - uderzyła dłonią w stół, a stojące na nim pudełko z długopisami zabrzęczało. - Przepraszam. - próbowała uspokoić się. - Po prostu to wielka szansa dla tego chłopaka, a on za chwilę to wszystko zaprzepaści. Nie lubię, kiedy się mnie wykorzystuje do takiego stopnia, a później znika bez słowa. Co ja mam zrobić, no co? Mam odwołać wszystko czy liczyć, że jutro zjawi się w szkole ze skończonym obrazem i solidnym wytłumaczeniem swojej nieobecności? - opadła bez sił na oparcie.

- Przykro mi. - nie wiedziałam cóż więcej mogę powiedzieć. Było mi szkoda tej kobiety. Namęczyła się, zrobiła wszystko, co w jej mocy, by pomóc Lucasowi osiągnąć coś, o czym inni mogą tylko pomarzyć, a on tego nie docenił. W najgorszym momencie zostawił ją bez słowa wyjaśnienia. Spojrzałam na swoje dłonie, które trzymałam na kolanach.

- Jeśli masz jakikolwiek kontakt z Lucasem dowiedz się co się z nim dzieje. Naprawdę to wielka szansa dla niego. Jeśli to zaprzepaści drugiej takiej szansy tak szybko nie będzie. Nie każdy właściciel chce mieć w swojej galerii obrazy kogoś nieznanego, a tym bardziej kogoś tak młodego, jak Lucas.

- Przekażę, jeśli uda mi się go spotkać. - odparłam.

- No dobrze, to co z tym rysunkiem? - zmieniła temat.

- A to już nieważne. Lucas miał pokazać go pani, żeby mogła pani ocenić czy mam wystarczający talent i nadaję się na te zajęcia, czy też nie.

- Przykro mi, ale naprawdę niczego mi nie pokazał. Masz może jakiś rysunek albo obraz przy sobie to chętnie bym zerknęła?

- Niestety nie mam niczego. - odparłam smutno.

- No dobrze. W takim razie przyjdź w wolnej chwili do mnie i pokażesz swoje zdolności na moich zajęciach.

- Dobrze. Dziękuję bardzo. - wstałam z krzesła.

- Nie ma za co. No, a teraz zmykaj. Muszę dopilnować moich utalentowanych uczniów. - wstała z krzesła i odprowadziła mnie do wyjścia.

Idąc na zajęcia z matematyki analizowałam w myślach to czego dowiedziałam się od pani Fox. Coraz bardziej ciekawiło mnie co też aż tak ważnego mógł porabiać Lucas. Miał niezłą szansę na wykorzystanie swojego talentu, a on po prostu miał to gdzieś i nie zjawiał się w szkole. Z tym chłopakiem było coś nie tak.

- Gdzie byłaś? - szturchnęła mnie Ines, kiedy zajęłam miejsce obok niej.

- U pani Fox.

- I jak było?

- W wolnej chwili mam przyjść do niej na zajęcia. Sprawdzi wtedy, czy faktycznie mam talent.

- To wspaniale. - odparła z radością. - Na pewno będzie zachwycona twoimi rysunkami.

- Też mam taką nadzieję. - odparłam, otwierając książkę na wskazanej przez nauczyciela stronie.

Pozostała część zajęć minęła bez większego szału. Wręcz mogłam przysiąc, że wiało nudą. Odliczałam minuty do dzwonka. Chciałam jak najszybciej być w autobusie i jechać do domu. W końcu usłyszałam ukochany sygnał kończący lekcję. Natychmiast zabrałam swoje rzeczy i razem z Ines opuściłam budynek szkoły. Jak wielkie było moje zdziwienie na twarzy, gdy na szkolnym parkingu obok autobusów stała moja mama.

- Hej! Co tu robisz?! - zapytałam zaskoczona.

- Dzień dobry! - odparła cicho Ines.

- Dzień dobry! - odezwała się, nawet na nią nie patrząc.

ANIOŁY. POCZĄTKI NIEBAWhere stories live. Discover now