Pan prezydent

373 32 23
                                    

Nie mogłam doczekać się chłosty, którą miał mi zafundować Bosak. Obiecał, że pożałuję swoich niegodziwych słów i w istocie rzeczy tak będzie.

Gdy we wtorek rankiem ogłoszono wyniki wyborów, wielu starszym babciom stanął rozrusznik.

KRZYSZTOF BOSAK PREZYDENTEM RP — głosiły wszystkie możliwe media.

Zwyciężył z przewagą pięćdziesięciu czterech punktów procentowych. Frekwencja na wyborach przekraczała o kilkanaście procent tą z pierwszej tury.

Spodziewałam się tego.

Narodowcy płakali ze szczęścia, oddani wyborcy Andrzeja Dudy organizowali protesty — według nich wyniki zostały sfałszowane.
Sam Krzysztof kipiał szczęściem na każdym telewizyjnym spocie.

— Jesteśmy teraz pod Pałacem Prezydenckim, z którego jeszcze dzisiaj wyprowadza się były prezydent Rzeczypospolitej Andrzej Duda. — dziennikarze wszystkich stacji telewizyjnych nawet na chwilę nie odchodzili od ów pałacu, koczując.

Taka wielka porażka dla PiSu była jak kamień u szyi.

A jakie było moje zdanie? Cieszyłam się jego szczęściem, przecież to wielki sukces polityczny.
Cholera, umawiam się z prezydentem.

Kilka tygodni temu nawet czegoś takiego sobie nie wyobrażałam.

Z Marleną spacerowałyśmy po Warszawie, a deszcz padał bez sekundy przerwy. Nasze parasolki były na nic.

— Mnie ciekawi — skryłyśmy się pod zadaszeniem jakiejś restauracji. — co tobą tak rzuca. Raz smutna, raz się cieszysz...

Podejmowała się tego tematu już czwarty raz dzisiejszego dnia. Nigdy nie odpuszcza, jest uparta jak osioł.

— Tak wyszło. — powiedziałam tylko, nie chcąc o tym rozmawiać.

Bardzo mi brakowało Bosaka. Moja tęsknota była głęboka do tego stopnia, że cichutko popłakiwałam w poduszkę, gdy wszyscy spali. Oczywiście nie zamierzałam mu o tym mówić. Przecież jestem poważnym młodym człowiekiem, nie zawracam innym głowy jakimiś bzdurami.

— Chodźmy do domu. — postanowiłam.

Przemoczone do szpiku kości wróciłyśmy rzecz jasna do mnie. Owinięte kocykami oglądałyśmy wspólnie telewizję.

Nawet nie miałam chwili spokoju przez pałętającego się wszędzie Norberta. Szpiegował mnie i nieustannie wypytywał, gdzie byłam i co robiłam.
Marlenie to się podobało, ale ja miałam serdecznie dość.

— Wyznaczono rozprawę w związku z twoim pobiciem na za tydzień. — do salonu wkroczyła mama.

Norbert uważał, że to znaczne opóźnienie. Ale lepsza taka niż wcale, chociaż winowajca wyciągnie konsekwencje ze swoich czynów.

Jednak opowiadanie o wydarzeniach z dnia moich urodzin wciąż przynosiły mi trudność. Wciąż czułam strach.

Spojrzałam na mamę i uniosłam brwi. Była ubrana jak na randkę.

— Wychodzisz? — zapytałam, obserwując każdy jej krok.

— Tak. Nie czekajcie na mnie.

Mogłam się założyć o drugie oko, że umówiła się z tym śmiesznym komendantem. Doskonale pamiętałam, jakich drgawek dostawała na jego widok. Miałam podobnie względem Krzysztofa, to chyba dziedziczne.

— Ja też wychodzę. — powiedział Norbert.

— A dokąd? — zapytałam uszczypliwie.

— Nie twoja sprawa.

Boso przez miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz