Obsesja normalnego człowieka

897 41 41
                                    

Może powinniśmy fotografować katastrofy ze swojego życia? Niektórzy ludzie tak robią. Prawdopodobnie dlatego, by pamiętać o błędach i móc na ich podstawie się czegoś nauczyć. Robią tak też świry, które fotografują zwłoki po dokonanym morderstwie. Jedno z dwóch.

Czekałam na Marlenę już pół godziny. Stałam na przystanku, chroniąc się przed deszczem, marznąc i patrząc na odjeżdżających w różne strony świata ludzi. Oni mieli jakieś życie, dokądś zmierzali.
Żenada. Płaszcz mi przemókł, czapki ani szalika nie miałam. Taka pogoda w czerwcu, kto by pomyślał...
Z Marleną miałyśmy udać się na "spotkanie z wyborcami" Krzysztofa Bosaka do parku imienia Marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, by najzwyczajniej w świecie zrobić z nim zdjęcie i wstawić do sieci. Według niej "Bosak jest w modzie", a według mnie miała zwyczajną obsesję na jego punkcie. Co się dziwić, młody i przystojny — niezrównoważone psychicznie nastolatki lgną.
Może nasze zachowanie było żałosne: przychodzimy gdzieś tylko po to, by zrobić zdjęcie i nigdy więcej nie wrócić.

— Dwudziesty czerwca, sobota, pogoda do dupy i chyba będzie burza. — usłyszałam nagle i uniosłam wzrok.

Uśmiechnęłam się i uściskałam przyjaciółkę. Miała na sobie jeansy z przetarciami i czarną kurtkę. Mocny makijaż był jej codziennością, więc na to nie zwróciłam szczególnej uwagi. Blond włosy związane miała w kitkę. Wyglądała jak przeciwieństwo do mojego siwego płaszcza i czarnego golfu.

— Z przejęcia aż się trzęsiesz. — zaśmiała się tym swoim przerażającym śmiechem.

— Po prostu zmarzłam. Nic ci do tego. — udałam obrażoną.

Marlena zrobiła wyrażającą prośbę o wybaczenie minę, a ja tymczasem zabrałam jej z rąk kawę.

— Dlatego się spóźniłaś. Dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony. — mimo jej protestów nie oddałam jej papierowego kubeczka. Niech cierpi.

Wspólnie udałyśmy się w stronę parku, gdzie kandydat Konfederacji na prezydenta miał prowadzić ponoć interesujące konwersacje z wyborcami.
Człowiek zawsze przed takim czymś się denerwuje, zawsze jest jakaś trema. Ale ja byłam po prostu nieśmiała i patologicznie aspołeczna.

Z Marleną znałyśmy się od podstawówki. Razem przez nią przeszłyśmy, potem byłyśmy w tej samej klasie w gimnazjum, aż w końcu dotarłyśmy wspólnie do obecnej szkoły średniej, gdzie w technikum na profilu informatycznym uczymy się właśnie tytułowego przedmiotu.

— Ale leje, ohoho. — Marlena otworzyła parasol.

— Dopiero teraz go wyciągasz? Psychiczna. — przewróciłam oczami.

Przyjaciółka nie odpowiedziała, jak to miała w zwyczaju.

Gdy dotarłyśmy na miejsce, akurat młodzież zbierała się na zdjęcia. Pewnie większość z nich przyszła tu tylko po to (tak samo jak i my).

— Miał niedawno trzydzieste ósme urodziny. — oświadczyła nagle Marlena. — Nie taki stary.

Zaśmiałam się. Niedługo pewnie zacznie analizować strukturę jego ciała i wypyta o jego ulubioną pastę do zębów.
Polityka młodych ludzi prawie nigdy nie obchodzi. Liczy się to, jak ktoś wygląda i co mówi.

Ludzi było naprawdę wiele, ponad setkę. Prawdopodobnie nikt by nie ominął takiej okazji, by poznać kogoś znanego, stąd tyle dzieciaków.

Rzuciłam spojrzenie na Krzysztofa Bosaka. Marlenka miała rację, na żywo wyglądał jakoś tak seksowniej. Garnitur w sposób naturalny opinał jego ciało, uśmiech nie był wymuszony, poruszał się swobodnie.
Serce zaczęło mi szybciej bić, gdy on odwzajemnił to spojrzenie. Nieznaczne promienie słońca odbijały się w jego błękitnych oczach. Albo mi się wydawało.

Boso przez miłośćWhere stories live. Discover now