Me and my broken heart

385 27 20
                                    

Nie wiem, jakim cudem przeżyłam to wszystko i ze sobą nie skończyłam. Dotrwałam do obiecującej miłe wrażenia soboty, wspomagana tabletkami na nerwy i z drobnym pocieszeniem Marleny, która i tak nie znała powodu mego załamania, ale chciała mi pomóc.

Mimo, że czułam się jak czułam (coś pomiędzy wykluczonym z życia społecznego śmieciem a śmierdzącym psem), to postanowiłam udać się na to całe przyjęcie. Może i Natan jakoś szczególnie mi nie podpasował, to liczyło się aktualnie moje własne zadowolenie i zrobiłabym wszystko, żeby po prostu wymazać Bosaka z pamięci.
Perspektywa upicia się i obściskiwania z obcymi ludźmi wydawała się być dobra.

"Zerwał" ze mną, przeprosił i ciągnął sieć niekończących się SMS-ów o tym, jak bardzo mu ciężko i żałuje. Przestałam czytać te jego marne słowa. Nie potrzebowałam ich. Po co mi zapadnie się w fałszywe nadzieje?

Przecież on i tak nigdy niczego do mnie nie czuł. Kłamał. Wykorzystał mnie i grał na moich uczuciach. Chyba, nie wiem, czy mogę to tak nazwać.

Ale i tak wciąż obsesyjnie śledziłam go w mediach, wsłuchiwałam się w każde słowo, które wypowiadał i oglądałam wszystkie zdjęcia, na których był.

A był taki miły!

Marlena zjawiła się po mnie przed dwudziestą, wyglądając naprawdę ładnie. Jednak kolor pomarańczowy naprawdę jej pasował.

Wkroczyłam do kuchni w sukience, którą zakupiłam przed kilkoma dniami, ciemnym makijażem i nierozłącznie w glanach. Na mojej szyi widniał naszyjnik od Krzysztofa, chociaż mogę przysiąc, że minimum dziesięć razy próbowałam spuścić go w toalecie.

— Cześć. — przywitałam się smętnie, jakbym witała gości na pogrzebie.

Marlena uśmiechnęła się szeroko na mój widok. Zauważyłam, że dopiero co skończyła rozmawiać z Norbertem. Pewnie flirtowali, jak tak w ogóle można, brak wstydu. Bałam się, że ich jakikolwiek związek mógłby zniszczyć naszą długoletnią przyjaźń.

— Ślicznie wyglądasz. — Marlena przytuliła mnie, ale ja nieszczególnie czułam się pięknie.

— Idziemy. — pociągnęłam ją za rękę.

Wyszłyśmy z domu.

— Daleko to jest? — zapytałam, otulając się płaszczem. Bałam się ataku ze strony pijanych mężczyzn, którzy spali na ławce pod blokiem.

Łzy mi napłynęły do oczu, gdy moje spojrzenie padło na parking.
Jestem jakaś psychiczna, wszystko mi się z nim kojarzy. Nawet śmietnik, bo ostatnio odważyłam się do cichego stwierdzenia, iż jest śmieciem (bardzo niemiłe z mojej strony).

— Nie będą cię boleć nogi, spokojnie. — zapewniła Marlena.

Podczas drogi rozmawiałyśmy, ale rozmowa nieszczególnie się kleiła.

Zajęta byłam rozmyślaniem o marnych próbach rozmowy z moją psycholog, która po cichu mnie nienawidziła. Gdy na ostatniej wizycie odpowiedziałam na jej pytanie dotyczące mojego milczenia, wyprosiła mnie z gabinetu. Według niej określenie "jest pani tak pełna seksapilu, że odbiera mi mowę" jest nie na miejscu.

— To tutaj. — wskazała mi jeden z wyższych wieżowców, a ja westchnęłam głośno.

Chciałam wrócić do domu i leżeć pod kocykiem.

— Nie miej takiej miny, będzie super! — pisnęła Marlena, ale ja tylko nieznacznie pokręciłam głową.

Wjechałyśmy windą na górę, w powietrzu można było wyczuć narastające wyczekiwanie.

Boso przez miłośćWhere stories live. Discover now