Prolog

859 51 85
                                    

W pokoju panowała ciemność, którą rozpraszał jedynie blask płonącego w kominku ognia. W tym świetle na perskim bogato zdobionym dywanie stał mężczyzna. Jego ubiór był równie czarny, jak bezgwiezdna noc za oknem. Pochylał lekko głowę, przez co kurtyna hebanowych włosów przysłaniała mu twarz i widać było tylko długi, haczykowaty nos.

Swój wzrok utkwił w idealnie wypastowanych butach i nieskazitelnie czarnych spodniach osoby, która siedziała na jedynym fotelu w pomieszczeniu.

— Severus Tobiasz Snape. — Rozległ się cichy głos, lekko syczący przy każdym „s".

— Tak, Panie — przytaknął Snape i odrobinę uniósł głowę, a jego spojrzenie natknęło się na smukłe palce, w których obracała się długa, cisowa różdżka.

— Nie znam żadnego innego czarodzieja o tym nazwisku.

Severus mocniej zacisnął pięści, ukryte za plecami, a serce prawie stanęło mu w piersi. Czuł jak rumieniec wstydu, wypełzł na blade policzki. Chwilę zajęło mu opanowanie niechcianych reakcji organizmu.

— Jestem półkrwi — przyznał, a kiedy się odezwał, jego głos był jedwabisty i zupełnie spokojny.

— Ach tak... Ojciec mugol i matka czarownica, czyż nie?

— Zgadza się, Panie.

— Interesujące — powiedział Lord Voldemort i Snape wyczuł, że rzeczywiście był zaciekawiony.

Nagle Czarny Pan poruszył się i wstał z fotela. Severus natychmiast opuścił głowę niżej, gorączkowo zastanawiając się, co zaraz się stanie. Być może jednak był niegodny noszenia miana Śmierciożercy. A może zostanie poddany próbie. Albo zabity.

Kiedy poczuł wbijający mu się w brodę koniec różdżki Voldemorta, strach sparaliżował całe jego ciało. To było zupełnie, jakby ktoś go spetryfikował. Tylko serce pracowało w przyspieszonym tempie.

— Spójrz na mnie — rozkazał Czarny Pan. — Niech zobaczę człowieka, który chce do mnie przystać.

Snape uniósł głowę i po raz pierwszy ujrzał oblicze najbardziej przerażającego czarnoksiężnika, jakiego dane mu było spotkać.

Był wysoki, wyższy od Severusa. Twarz miał kredowobiałą i tak chudą, że przez skórę przebijały się kości policzkowe. Poza tym było coś bardzo niepokojącego w jego rysach. Sprawiały wrażenie zadziwiająco rozmazanych. Gęste, czarne, perfekcyjnie ułożone włosy stanowiły najbardziej ludzką część jego osoby. Tego samego nie można było powiedzieć o oczach. Ciemnobrązowe tęczówki zdawały się całkiem normalne, a ciemne sińce i przekrwione białka ktoś mógłby uznać za skutek wielu nieprzespanych nocy. Jednak to zimne i bezwzględne spojrzenie zdradzało, że Lord Voldemort nie cofnąłby się przed niczym, aby osiągnąć swój cel. To właśnie ono przerażało wszystkich. Być może nawet bardziej niż zbrodnie, jakich się dopuszczał.

Młody czarodziej wiedział, że patrzył w oczy Śmierci. Oczy, które prześwietlały go na wylot. Od jakiegoś czasu studiował zarówno oklumencję, jak i legilimencję, więc zdawał sobie sprawę z tego, co robił Voldemort. Jednak pozwolił mu na ujrzenie ułamka jego wspomnień i myśli. Chciał, aby zobaczył jego determinacje. Reszta była bezpieczna, głęboko ukryta.

Czarny Pan budził powszechną grozę, ale dla Snape'a był również niezwykle fascynujący. Miał wielkie plany i ogromne możliwości. Łączyło ich wspólne uwielbienie do czarnej magii. Severus był przekonany, że tylko stojąc u boku kogoś takiego stanie się kimś wielkim.

— Tak się zastanawiam... — zaczął Voldemort. — Gdybym kazał ci zabić własnego ojca, to co byś zrobił?

— Wybacz Panie, ale to byłby spóźniony rozkaz — powiedział Severus, a jego głos nie zdradzał żadnych emocji.

— Nie wyglądasz na poruszonego — zauważył Czarny Pan, badawczo przypatrując się młodemu mężczyźnie.

— Wręcz przeciwnie, cieszę się, że umarł. — Na spokojnej twarzy Snape'a pojawił się nikły uśmiech, a zadowolona mina Voldemorta świadczyła, że w słowach rozmówcy nie doszukał się żadnego kłamstwa.

W istocie, Tobiasz Snape zmarł w grudniu, niedługo przed Bożym Narodzeniem, gdy Severus uczęszczał do siódmej klasy. Tylko to ściągnęło chłopaka do domu. Chciał na własne oczy zobaczyć znienawidzonego ojca leżącego w trumnie. Chciał zobaczyć, jak pochłonęła go ziemia, z której nigdy już się nie wydostanie. Nie mógł wymarzyć sobie lepszego prezentu na święta.

— Brak zbędnych sentymentów, to coś, co niezwykle cenię. Prawie tak bardzo, jak magiczne zdolności. A o twoich zdolnościach, Severusie, miałem okazję już trochę usłyszeć. Podobno posiadasz niezwykły talent do warzenia eliksirów i interesuje cię mroczniejsza z gałęzi magii, której w Hogwarcie nie nauczają.

— To wszystko prawda, Panie — powiedział Snape, domyślając się, że te informacje pochodziły od któregoś ze szkolnych kolegów, którzy już zasilili szeregi potężnego czarnoksiężnika. 

— Zdajesz sobie sprawę z tego, że przyłączenie się do mnie jest nieodwołalne? — zapytał Czarny Pan, nie odrywając wzroku od twarzy Severusa. — Bardzo źle znoszę zdradę i nielojalność.

— Nigdy bym się nie ośmielił działać przeciwko tobie, Panie — wyznał młody mężczyzna, wytrzymując przeszywające spojrzenie Voldemorta.

Naprawdę w to wierzył. Był przekonany, że obrał właściwą drogę. Kiedy Czarny Pan zwycięży, czarodzieje w końcu przestaną się kryć. W końcu on sam przestałby się kryć.

Czarny Pan machnął w powietrzu swoją różdżką i po chwili trzymał w dłoni srebrną maskę.

— Jest twoja — powiedział. — Mroczny Znak dostaniesz dopiero, jak się wykażesz.

W taki oto sposób Severus Snape przywdział maskę Śmierciożercy, a była to tylko jedna z wielu masek, które miał nosić. 

Maska || Severus SnapeWhere stories live. Discover now