Rozdział 18

880 76 38
                                    

 Szycie od dawna było dla Dracona czymś w rodzaju ucieczki od problemów świata doczesnego. Kiedy miał jakiś problem, gdy poważnie się denerwował lub martwił, siadał przy maszynie i potrafił nie wstawać od niej przez kilka bitych godzin. Nie raz jego matka przyłapała go o dwunastej w nocy, agresywnie przyszywającego kawałek materiału do swojego prześcieradła, otoczonego górą książek, pogniecionych kawałków pergaminu oraz połamanych piór, ze śladami łez na twarzy, płaczliwym głosem powtarzającego zagadnienia z transmutacji, kiedy nie mógł zrozumieć jakiegoś tematu, bo przecież mAMO JA NIE MAM CZASU NA SEN ZA SZEŚĆ MIESIĘCY MAM SUMY A NIE POTRAFIĘ ZAMIENIĆ JASTRZĘBIA W POSĄG MAMO POMÓŻ!

Jedynymi osobami oprócz jego rodziców, które wiedziały o tym jego dziwnym schorzeniu byli Pansy i Blaise. Nott nigdy jakoś specjalnie nie interesował się jego zainteresowaniem, a gdy Draco próbował z nim o tym porozmawiać zawsze zmieniał temat. Dopiero teraz Malfoy zauważał jak egoistycznym dupkiem był Theodore Nott i pytał samego siebie, dlaczego tak bardzo mu na min zależało.

Skoro mowa o dawnym miłostkach – Potter.

Chłopiec -teraz już bardziej mężczyzna- który przeżył. Właśnie przez niego Draco całą ostatnią noc spędził na szyciu. Z jednej strony mógł mu za to podziękować – jeszcze nigdy w życiu nie skończył całego kompletu w tak ekspresowym tempie. Z drugiej jednak nawet nie myślał, żeby się z Potterem w najbliższym czasie zobaczyć (co niestety było niewykonalne, zważywszy na to, że mieszkają razem). Nie był pewien swoich uczuć w stosunku do niego i nawet nie chciał być, ponieważ ostatnie o czym marzył to zadurzenie w Wybrańcu. A gdyby tego było mało Potter przytulał go, pocieszał, nawet pocałował (skoro był pijany to się nie liczy, prawda?), uśmiechał się, pomagał, droczył... Czy to nie są rzeczy, które robi zauroczony człowiek? Draco nigdy nie orientował się w relacjach z ludźmi, zawsze gdy próbował flirtować niechcący kogoś obrażał, a kiedy z kolei nie próbował to nagle wszystkim zaczynał się podobać. To wszystko było naprawdę stresujące. Przez tę całą sytuację rozpruł wczoraj przynajmniej dwie poszewki na poduszki.

Przecierając oczy ramieniem, sięgnął dłonią na mały, biały stoliczek nocny, stojący obok jego łóżka i podniósł z niego telefon. Kiedy przyzwyczaił się do jarzącej jasności ekranu, mrużąc oczy spojrzał na godzinę. Osiemnasta czternaście. Wzdychając głośno, przekręcił się na plecy, telefon kładąc na klatce piersiowej i leniwie przesunął wzrokiem po suficie, którego szczerze nie znosił. Na białej farbie ciągle było widać czarne ślady po zabitych komarach i pająkach. Był zupełnie inny od tego w Malfoy Manor, gdzie wszystkie zaczarowane gwiazdozbiory przesuwały się powoli po granatowym tle, migocąc w ciemności. Draco zawsze przypatrywał się im gdy nie mógł zasnąć i szukał grupy gwiazd, po której nazwali go rodzice.

Wzdychając po raz kolejny, podniósł się do pozycji siedzącej i przeciągnął z ramionami nad głową, słysząc jak strzelają mu kości. Potrząsając głową aby odrobinę się rozbudzić, wstał chwiejnie, spoglądając przelotnie na swoje odbicie w lustrze na drzwiach szafy. Zmarszczył nos, zauważając, że zasnął w koszulce Blaise'a. Szybko ściągnął ją z siebie i rzucił niedbale do kosza na pranie, stojącego pod biurkiem. Ubrał luźny, jasno-niebieski dres, który dosłownie wisiał na nim jak worek, ale był ciepły i wygodny, a Draco nie zamierzał stroić się aby wyjść do kuchni we własnym mieszkaniu.

Szurając bosymi stopami po białym dywanie, dotarł do drzwi, które delikatnie otworzył i wyjrzał dyskretnie na korytarz. Miał cichą nadzieję, że cała gryfońska psiarnia zdążyła wyjść kiedy spał. Na szczęście nie słyszał żadnych głośnych rozmów, więc ruszył w stronę kuchni po coś do jedzenia. Dzięki eliksirowi Zabiniego i kilkugodzinnej drzemce kac mu nie doskwierał, ale i tak nieważne jak mało by wypił, zawsze po pewnym czasie włączało mu się gastro. Oczywiście wychowanie w czystokrwistej rodzinie przystosowało jego kubki smakowe do wyznaczonych rarytasów (Draco miał wręcz obrzydzenie do przegrzebków, ale jak wiadomo Młody arystokrata nie wybrzydza), ale częściej wolał po prostu dokończyć tę zimną pizzę z wczorajszej imprezy, albo po prostu zjeść cholernego kotleta zamiast ślimaków w sosie szefa.

Design me [Drarry]Where stories live. Discover now