Rozdział 2

960 80 41
                                    

Następnego dnia Draco obudził się kilka minut po ósmej. Pierwszy wykład miał dopiero o dwunastej, więc postanowił skorzystać z wolnego czasu i wyspać się porządnie. Przeciągnął się na łóżku jak kot, wyginając plecy i ramiona. Dmuchnął na kosmyk włosów wpadający mu w oczy, który delikatnie się podniósł, ale od razu wrócił na swoje miejsce. Nieco zdenerwowany, ale wypoczęty wstał z łóżka i podszedł do swojej walizki, która leżała teraz pod szafą. Tak, dalej się nie rozpakował. Dzięki magii udało mu się zmieścić w niej niemal wszystkie swoje ubrania, książki i najpotrzebniejsze rzeczy. Wyciągnął z niej ręcznik, kosmetyczkę i czyste ubrania, a potem nie zastanawiając się długo nad niczym, ruszył w stronę łazienki.

Nie była duża, ale w sam raz. Był w niej prysznic, szafka z umywalką, kilka półek i ogromne lustro. Malfoy odetchnął głęboko i zaczął się rozbierać. Wszedł po prysznic i skulił ramiona w momencie gdy spadł na niego strumień ciepłej wody. Umył włosy i przez chwilę po prostu stał, grzejąc się pod ciepłą wodą, zanim wyszedł z prysznica do całkiem zaparowanej łazienki.

Zaczął suszyć włosy, jednocześnie myjąc zęby, nie przejmując się ubieraniem. Przypadkowo spojrzał na siebie w lustrze. Wyjął szczoteczkę z ust, ponownie wzdychając. Przesunął spojrzeniem po swoich patykowatych nogach, płaskim brzuchu, lewym przedramieniu, na którym widać było wyblakły mroczny znak, poznaczony cienkimi bliznami, odrobinę widocznych żebrach i kościstych obojczykach, aż do szarych, błyszczących oczu.

Przez ostatnie miesiące znowu schudł, z czego nie był ani trochę zadowolony. Draco nie lubił swojej figury. Oczywiście, cieszył się, że nie jest dziewiętnastolatkiem z nadwagą i magazynem tłuszczu z frytek zamiast ud, ale Dracon był po prostu za chudy, co często mu powtarzano. Nawet jego ciotka Bellatrix po wyjściu z Azkabanu nie przestawała mu wypominać jego kościstego tyłka. Nie był anorektykiem i nigdy nie miał jakiegoś problemu z jedzeniem. Przez pewien czas miał nawet okres, w którym jadł wszystko i to w ekstremalnych ilościach, byleby tylko przybrać trochę na wadze, ale wydawało mu się tylko, że im więcej je, tym bardziej chudnie. Podobno miał idealną figurę na modela, ale jeśli musiał do tego tak wyglądać, to wolał się pożegnać z pracą w modelingu.

Zrezygnowany ubrał się w swoje ulubione podarte jeansy i czarno-białą bluzę w paski, o trapezowym kroju. Wyszedł z łazienki, kierując się w stronę kuchni, po drodze zahaczając też o swój pokój, gdzie rzucił niedbale na łóżko swoje rzeczy. Jednak w pomieszczeniu do którego zmierzał, na jego nieszczęście, już ktoś był, a do tego nie kto inny jak Chłopiec-Który-Przeżył. Gdy Draco zobaczył go, odwróconego do niego plecami, siedzącego przy stole, przymknął na chwilę oczy, błagając Merlina o spokój. Wszedł do pomieszczenia, udając, że kompletnie nie zwraca uwagi na bruneta, powoli pijącego kawę i czytającego dzisiejsze wydanie Proroka Codziennego. Zaczął robić sobie kawę, ale po chwili cisza między nimi stała się tak niezręczna, że Malfoy nie mógł już dłużej ignorować dyskretnych spojrzeń Pottera.

– Dzień dobry – mruknął, nadal nie odwracając się do wybrańca i zalewając sobie kawę w tęczowym kubku z napisem GAYnbow, którego dostał od matki. Czasami jej nienawidził.

Ale musiał przyznać, że prezent wyjątkowo trafiony.

– Chyba twój – burknął Harry, nie podnosząc wzroku znad gazety.

– Uwierz mi, raczej nie – prychnął odwracając się w stronę Pottera, trzymając kubek z kawą w obydwu dłoniach, okrytych rękawami bluzy i upijając malutki łyk, uprzednio na nią dmuchając. Patrząc na Pottera spod rzęs, zauważył, że ten uśmiecha się dziwnie pod nosem, patrząc na przedmiot w dłoniach blondyna, który mentalnie przewrócił oczami, przygotowując się na jakąś uszczypliwość. – Co? – burknął.

Design me [Drarry]Where stories live. Discover now