Rozdział 9

730 70 9
                                    

Zdenerwowany Malfoy szedł ulicą mugolskiego Londynu, zmierzając do swojej uczelni. Otulił się mocniej kurtką, patrząc jak jego buty szurają po błocie zmieszanym ze znikomą ilością śniegu. Oddychał ciężko i czuł nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej. Okropnie stresował się przed zajęciami, a raczej tym, co czekało go po nich. Chciał porozmawiać z Benjaminem na temat zmiany modela. Jednak jak na złość, nie udało mu się znaleźć nikogo poza Potterem, z którym ponad tydzień po jego wybuchu dalej utrzymywał wyjątkowo chłodne stosunki. Prawie kompletnie się do siebie nie odzywali, a Malfoy starał się nawet na niego nie patrzeć. Miał nadzieję, że mimo tego wykładowca mu jakoś pomoże.

Wyciągnął z kieszeni kurtki telefon (w duchu ciesząc się z tego, że został stworzony  w taki sposób, aby działał w miejscach chronionych silną magią), od razu kiedy pojawił się na terenie uczelni. Wyszeptał zaklęcie i wykrzywił wargi, czekając aż ktoś się odezwie.

– Malfoy, co jest?

Blaise Zabini jak zwykle był bardzo spokojny, można by nawet rzec, że znudzony. Draco zauważył, że siedzi w gabinecie swojego ojczyma i wygląda na całkowicie zdrowego, co tylko podjudziło blondyna.

– W porządku – warknął. – A co u ciebie? Jesteś zdrowy?

Blaise jakby usłyszał nagle coś przerażającego, spojrzał na twarz Malfoya ze strachem i gdyby nie jego karnacja, na pewno byłby blady jak ściana.

– No wiesz, ekhem – kaszlnął, przykładając dłoń do ust, biegając wzrokiem po pomieszczeniu jak dzikie zwierzątko zamknięte w klatce. – Nie czuję się ostatnio za dobrze, ekhm...

– Daruj sobie Zabini – prychnął, patrząc na mężczyznę z niesmakiem. – Twoja matka już mi wszystko wyśpiewała. Twoja kariera nagle jest dla ciebie taka ważna?

Blaise westchnął, porzucając swoje aktorstwo i patrząc blondynowi w oczy.

– Posłuchaj mnie Draco – zaczął, jakby to co miał powiedzieć miało całkowicie zmienić światopogląd Malfoya. – Nie lubię kłamać. Albo raczej nie chce mi się, ale to była sprawa wagi państwowej. Już niedługo najpewniej zostanę prezesem firmy i będę produkował najlepiej sprzedające się miotły w całej Wielkiej Brytanii. Gdyby zobaczono mnie z...

– Z kim? – warknął Draco, nie patrząc na niego z wściekłością, tak jak Blaise się spodziewał, ale z rezygnacją i zawodem. – Ze śmierciożercą? Z kryminalistą? Z laleczką Voldemorta? Masz rację, to mogłoby źle wpłynąć na twoje plany. Może lepiej żebyśmy przestali utrzymywać ze sobą kontakt, wiesz, żebym nie przeszkadzał ci w osiąganiu sukcesu...

– Nie no, Malfoy, poczekaj – wyciągnął rękę jakby chciał nią Dracona dosięgnąć.

– Nie chce mi się z tobą gadać – burknął blondyn i rozłączył się, nie słuchając co tamten do niego mówił.

Przetarł oczy dłonią i wydał z siebie zmęczone westchnięcie. Nigdy nawet by nie pomyślał, że Blaise potraktuje go w taki sposób. Jego zachowanie zabolało Malfoya, nieważne, że nie chciał się do tego przed samym sobą przyznać.

Ruszył na zajęcia, modląc się, by Frank dał radę mu w jakiś sposób pomóc. Nie chciał taryfy ulgowej, nie potrzebował jej. Wiedział, że zaprezentowałby swoje projekty, nawet gdyby musiał złamać zasady i zrobić wszystko sam. Jedyne o co prosił to pomocna dłoń, która dałaby radę wyciągnąć go z tego bagna.

Usiadł na swoim stałym miejscu, ręką dotykając wisiorka z pajączkiem, który specjalnie tamtego dnia założył. Wiedział, że mężczyzna miał kiedyś słabość do jego matki, więc postanowił to wykorzystać. Na wszystkich przerwach myślał intensywnie jak zacząć rozmowę z wykładowcą, aby osiągnąć swój cel. Na szczęście jego ślizgońska natura nigdy go nie opuściła. Uważnie śledził każdy jego ruch i gest, by wypatrzyć w nim jakąś słabość i użyć jej jako swoją siłę. 

Design me [Drarry]Where stories live. Discover now