Rozdział 12

788 72 15
                                    

Draco warknął do siebie, kiedy po raz kolejny usłyszał głos automatycznej sekretarki, próbując dodzwonić się do cholernej Parkinson, która nie odzywała się do niego od ostatniego tygodnia. Był na nią wściekły, nie mogąc zrozumieć, dlaczego zachowywała się tak dziecinnie. A jakby tego było mało, miał ogromnie dużo nauki, a termin prezentacji projektu zbliżał się wielkimi krokami. Był niewiarygodnie zmęczony i ostatnią rzeczą, której potrzebował była obrażona Pansy, która chyba postanowiła udawać, że przestał istnieć.

Wszedł do mieszkania, mocno trzaskając drzwiami. Szybko ściągnął z ramienia torbę (przed chwilą wrócił z najnudniejszego wykładu jakim do tej pory uraczył ich Benjamin), skopał buty pod szafkę, w której powinny się znajdować i szybkim krokiem ruszył w stronę swojej sypialni. Nie kłopotał się nawet zamykaniem drzwi, tylko od razu zrzucił z siebie kurtkę i zaczął przetrząsać swoją szafę w poszukiwaniu świeżych ubrań. Miał zamiar tylko wejść, przebrać się w coś wygodniejszego, pojechać do tej żmii i ostro ją opieprzyć za to niedorosłe zachowanie.

Nerwy mu puściły, kiedy próbując wyciągnąć bluzę spod sterty innych ciuchów, wszystko wysypało się na podłogę.

– Nosz kurwa mać! – krzyknął, przyklękając, by wydobyć coś z tej sterty ubrań, o których istnieniu w jego szafie nawet do tej pory nie wiedział.

– Malfoy na klęczkach – usłyszał nagle głos od strony niezamkniętych drzwi. Podniósł głowę i spojrzał na rozbawioną minę Pottera, opierającego się o futrynę.

Fuknął na niego donośnie, po czym klapnął bezradnie na biały dywany i chowając twarz w dłoniach. Powoli odliczał do dziesięciu, tak jak nauczył go jego świętej pamięci chrzestny. Zrozpaczony jednak już przy siedmiu zrozumiał, że to wcale nie pomaga. Nie wiedział co się z nim dzieje, ale w tamtym momencie miał po prostu ochotę się rozpłakać. Oczywiście nigdy nie zrobiłby tego przy Potterze, który cicho westchnął i przykląkł z drugiej strony lawiny ubrań, postanawiając chyba posprzątać. Malfoy patrzył na niego zdziwiony, kiedy wrzucał jego wymiętoszone ciuchy na półkę, z której spadły, w ręce trzymając bluzę z którą blondyn tyle się wcześniej szarpał.

Podał mu dłoń, dzięki czemu Draco wstał, po czym wepchnął mu w nią żółtą bluzę, zakładaną przez głowę.

– No i widzisz? – sarknął, uśmiechając się ujmująco. – Nie ma co się denerwować.

Draco z jednej strony miał ochotę mu teraz ostro przywalić, a z drugiej ucałować w policzek, ale szybko odrzucił od siebie te myśl, decydując się po prostu na krzywy uśmiech.

– Dzięki – mruknął. – Po prostu Pansy strasznie mnie wkurzyła. Muszę sprawić tej idiotce małą wizytę...

– Sądząc po twojej minie, ma dziewczyna ostro przesrane – zaśmiał się brunet, krzyżując ramiona na piersi.

– Owszem, ma – westchnął w odpowiedzi, ale bez cienia wesołości, przez co Harry spojrzał na niego uważniej. Blondyn zmarszczył brwi, przykładając sobie dłonie do skroni, jakby intensywnie nad czymś myśląc. – Nie wiem o której wrócę, ale najpewniej będę wykończony. Możemy przełożyć lekcje na kiedy indziej?

Potter od razu domyślił się, że chodzi o oklumencję. Normalnie pewnie nie byłby zadowolony, ale gołym okiem można było zobaczyć jak wykończony był Malfoy. Jego wzrok biegał nerwowo między zielonymi oczami i wydawał się jeszcze bardziej blady niż zazwyczaj. Harry właściwie nie wiedział dlaczego, ale nie podobało mu się to.

– Jasne – wzruszył ramionami. Nie wiedząc czemu, chciał pokazać, że przesunięcie tych ich specjalnych zajęć zupełnie nic dla niego nie znaczy. – Powinieneś odpocząć, tak swoją drogą, wyglądasz okropnie – dorzucił, jednak aby nie zabrzmiało to zbyt troskliwie, dodał na końcu ten kąśliwy komentarz.

Design me [Drarry]Where stories live. Discover now