Rozdział 37

683 33 6
                                    

*Marinette*

Minął kolejny tydzień odkąd się tak źle czuje. Może, naprawdę muszę iść do lekarza. Nawet nie mam czasu na to. Przypuśćmy, że chciałabym iść do lekarza. Ale kiedy? Muszę się zająć nową kolekcją i powypełniać resztę papierów. I chciałabym zacząć planować mój i Adriena ślub. To też będzie wymagało dużo czasu. Gdyby była Emilie to napewno, by mi pomogła chociaż trochę. Ale oni wracają dopiero za dwa tygodnie! Mi się nie spieszy w sumie, ale wolałabym mieć to za sobą. Pójdę do lekarza jak będę miała czas.

Siedziałam przy biurku i wymyślałam nowe projekty. Muszę zarezerwować jakieś miejsce. Trzeba uzgodnić jeszcze datę. Oczywiście, Marinette wszystkim się zajmie. Zadzwoniłam szybko do mojej sekretarki.

-Cześć Monico... Chciałabym, żebyś poszukała mi jakiejś sali na 21 lipca koło godziny 16-18... Pokaz mody... Byłabym Ci ogromnie wdzięczna... Dobrze dziękuję... Do zobaczenia.

Przynajmniej mam jakąś date. Tylko czy w niecałe dwa miesiące się wyrobię? Jest początek czerwca. W środku lipca chce zrobić pokaz. Myślę, że zdążę. Ostatnie poprawki i ostatnie projekty kończę już. Trzeba by było tylko je wykonać. Zdążę. Napewno. Usłyszałam pukanie do drzwi.

-Proszę.- krzyknęłam.

-Dzień dobry Pani Dupain - Cheng. Mam dla Pani informacje odnośnie miejsca pokazu. W tej teczce są wszystkie informacje. - powiedziała cicho Monica.

-Nie wiem jak ci dziękować. Ratujesz mi życie. - wzięłam teczkę i pożegnałam się z dziewczyną.

Skoro mam trochę załatwione, może zdążyłabym iść szybko do lekarza jeśli to w ogóle możliwe.

Udało się. Muszę się wyrwać z pracy. Napisałam szybkiego sms'a do Adriena, że muszę na dwie godziny wyjść z pracy.

****
-I co mi jest? - spytałam lekarza.

-Marinette, badania jednoznacznie pokazują, że masz bardzo niski poziom hemoglobiny w krwi.

-Czy t-t-o znaczy, że jestem chora na raka. Czy co? - bałam sie usłyszeć prawdy.

-Mogę Ci jedynie pogratulować. Jesteś w trzecim tygodniu ciąży.

-Pan żartuję prawda? To jest jakiś żart? Tak?

-Mówię, całkiem poważnie. Umów się później na wizytę kontrolną do Dominici. Tu masz wszystkie papiery i informacje, jeśli chodzi o twój stan zdrowia. Życzę tobie, Adrienowi i maluchowi dużo szczęścia. Do zobaczenia. - lekarz podał mi papiery i odszedł.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Stałam przez chwilę patrząc się na papiery o moim rzekomym stanie zdrowia. Zastanawiałam się jak powiedzieć to komukolwiek. Wpadłam na nawet dobry pomysł.

Pojechałam do sklepu z rzeczami dla dzieci. Kupiłam body w białym  kolorze. Musiałam poszukać jeszcze jakiejś torebki i koperty. I wykorzystać fakt, że Adrien jest jeszcze w pracy.

Wróciłam szybko do domu. Nie wiem, ile mam czasu. Znalazłam to czego szukałam. Jeśli Adrien nie jest takim idiotą to będzie wiedział czemu mu dałam swoje wyniki badań. Kartkę włożyłam do koperty, a body do torebki. Włożyłam jeszcze kopertę i czekałam, aż Adrien wróci.

Z dołu słyszałam otwieranie drzwi. Zabrałam małą torebeczkę i zeszłam na dół. Adrien stał w kuchni. Podeszłam po cichu do niego.

-Proszę. - podałam mu torebkę.

-A z jakiej to okazji? - spytał.

-Sama byłam w szoku. Przeczytaj. - otworzył powoli pakunek jakby była tam bomba. Wyjął kopertę i ostrożnie ją otworzył.

-Marinette Dupain- Cheng, lat dwadzieścia dwa, badanie krwi. Niski poziom hemoglobiny we krwi... - odłożył kartkę na blat i wyjął malutkie ubranko.

-Cieszysz się? - spytałam cichutko.

-To jest najlepsza wiadomość na świecie! - przytulił mnie mocno. - Mówiłaś jeszcze komuś?

-Narazie tylko Ty wiesz.

****
-No chcieliście nas widzieć. - powiedziała Alya i razem ze swoim mężem weszli do naszego domu.

-Tak, powiem wam prostu z mostu... Albo Adrien wam powie. - spanikowałam.

-No to mów przyszły szwagrze. - zaśmiała się.

-Marinette jest w ciąży.

-Gratuluję. Ja chce być chrzestną. Pamiętajcie. Cholera...

-Co się stało ? - spytał Adrien.

-Przegrałam zakład z twoją matką.

-Co?! - krzyknęliśmy z Adrienem w tym samym czasie.

-No jakoś po naszym spotkaniu tydzień temu zadzwoniła do mnie Emilie. I powiedziałam, że się dziwnie zachowujesz. Potem obstawiałyśmy czy może nie jesteś w ciąży. I.... Przegrałam. A w ogóle od kiedy ty wiesz. W sensie wy. Po prostu od kiedy wiecie o dziecku?

-Ja od godziny, a Marinette od paru godzin. - odpowiedział blondyn.

****
-Jest z wami teraz Emilie i Gabriel? To bardzo ważne. - powiedziałam, a Adrien stał koło mnie i wszystkiego słuchał. -Jeśli są to włącz głośnik.

-Słuchamy cie. - krzyknęła Emilie.

-Emm... Powiem prosto z mostu... Będziecie dziadkami! - rzuciłam radośnie.

-Boże święty. Wracamy do Paryża! Teraz! Moja synowa jest w ciąży! - krzyczała Emilie. Ja z Adrienem nie mogliśmy powstrzymać śmiechu.

Rozłączyłam się i próbowałam powstrzymać śmiech. Chyba się cieszą. Jestem naprawdę szczęśliwa.

Usiadłam na sofie. Po mojej jednej stronie usiadła Tikki, a po drugiej Adrien. Włączyłam jakąś smutny film, który oglądałam nie raz. Za każdym razem na tym filmie płakałam jak małe dziecko. Oczywiście, dziś nie było inaczej. Nie minęła nawet połowa filmu, a ja już płaczę.

-Czemu płaczesz? - spytał głupio blondyn.

-Ja zawsze na tym filmie płaczę! Ona go kocha, a on jej nie. A później on ją kocha, ale jest na to za późno, bo ona się zabiła. I widzisz teraz. On też się zabił, bo dowiedział się, że ona się zabiła... - zaczęłam coraz bardziej płakać.

-No w miarę rozumiem. Ale nie płacz już. Nie lubię patrzeć jak płaczesz...

-No ale to jest takie smutne... Przypomniały mi się czasy, kiedy w naszym życiu było bardzo podobnie. Ja ciebie kochałam, a ty mnie nie. Później ja ciebie nie kochałam, a ty mnie tak. Tak naprawdę to nigdy nie przestałam cie kochać. Alya mi wmawiała cały czas to... - zaczęłam strasznie dużo gadać.

Moje gadanie zostało zagłuszone przez usta pewnego blondyna o ślicznych zielonych oczach. Oddałam szybko pocałunek.

-Głupi byłem. - stwierdził krótko.

-Wiem, ale i tak cie kocham. Tak najbardziej na świecie. - powiedziałam.

-Poczekaj tu, wracam za pół godziny.

-Jestem ciekawa gdzie idziesz o tej porze. - założyłam ręce na biuście.

****
-Pojechałeś po... Kwiaty? - spytałam.

-Nooo tak. - podał mi bukiet białych róż.

-Jak będziesz tak mi kupował kwiaty to będę mogła otworzyć kwiaciarnię. Wiesz? - zaśmiałam się.

-Dla ciebie wiesz, że zrobię wszystko. Nawet poszukam o 21 godzinie otwartej kwiaciarni.

Much more than a friend ||AdrienetteWhere stories live. Discover now