3. Black or White

61 6 2
                                    

- Kim Minjun? - zagadnął sam siebie. To nazwisko brzmiało mu dziwnie męsko, ale nie chciał rozmawiać na ten temat. Ponieważ był z góry uprzedzony, każde inne imię brzmiałoby dla niego tak samo źle.

Zmierzał do urzędu cywilnego aby dopełnić tej samej formalności, co miliony innych młodych ludzi bliskich mu wiekiem. W życiu każdego Koreańczyka pewne były tylko trzy rzeczy: zaaranżowany ślub, służba wojskowa i śmierć. Trochę Taecyeona przerażał fakt, że jedną z tych rzeczy miał już za sobą, druga miała wydarzyć się za kilka godzin i zostawała już tylko ta ostatnia.

Według wszystkich przepisów, cała ceremonia nie miała się ciągnąć. Wszystko zaczynało się od spotkania rodziców młodej pary, ustalenia szczegółów biznesowych i podpisania dokumentów, co w różnych przypadkach mogło się nieco przedłużać. Następnie młoda para miała zostać powiadomiona o wszelkich ustępstwach i ustaleniach by następnie bez możliwości odwołania się (o ile nie zostało złamane żadne prawo) podpisać dokumenty odnośnie zawarcia małżeństwa. Ostatnim punktem, bardzo indywidualnym, pozostawało wesele i noc poślubna.

Taecyeon dobrze pamiętał wesele Junho, na które został zaproszony w charakterze świadka oraz to, jakie wyprawił jego przyjaciel z Tajlandii. Zdecydowanie mógł przyznać, że to pierwsze było najbardziej nudną imprezą, na jaką dane było mu pójść z uwagi na jego rodziców oraz teściów (w przeciwieństwie do wieczoru kawalerskiego Junho, bo na tym bawił się całkiem nieźle); natomiast ślub Nichkhuna przypominał jakiś event w jednym z najlepszych tajskich klubów i nie miał w sobie nic z formalności czy sztywności.

Jeśli już o Nichkhunie mowa, wszyscy z jego przyjaciół mogli się wspólnie zgodzić, że miał wielkie szczęście w życiu. Najpierw otworzył własny klub nocny, wcale nie kontynuując rodzinnego biznesu, a następnie jego żoną została prezes firmy winiarskiej, jednej z większych na terenie Chin. Żeby tego było mało, po ślubie zakochał się w swojej żonie, przecząc każdemu stereotypowi na temat zaaranżowanego małżeństwa. Był absolutnie szczęśliwy, tym samym wprawiając w zazdrość niejednego rówieśnika z kilku sąsiadujących krajów.

- Przecież nigdy wcześniej nie byłem w urzędzie cywilnym - mruknął gdy zorientował się, że nie dotrzena miejsce bez nawigacji. - Boże. Ok Taecyeon się żeni. Niedługo skały zaczną mówić.

Celowo Taecyeon nie dzwonił jeszcze do Wooyounga aby dopiero później zdradzić mu, czy został absolutnym szczęściarzem, czy przegrał życie. Gdyby choć trochę interesował się wyborem rodziców, mógłby na niego nieco wpłynąć, ale w obecnej sytuacji małżeństwo było jak ruletka. Albo wygra wszystko, albo osiągnie porażkę. Był także świadom, że Wooyoung od jakiejś drugiej popołudniu przestał wykazywać zainteresowanie - przestał dzwonić i wyłączył dźwięki w telefonie, a jak Taecyeon go znał, to pewnie poszedł do klubu Junho na odstresowanie. Jang Wooyoung, właściciel siłowni, był jednym z tych szefów, których nigdy nie złapiesz. Telefony odbierał przez pół godziny dwa razy w tygodniu, a na miejscu pojawiał się tylko kiedy przychodził na własny trening.

Na miejsce Taecyeon dotarł nieznacznie spóźniony, ponieważ rodzice kazali mu jeszcze odebrać obrączki. To była jedna z niewielu rzeczy, na jakich mu faktycznie zależało. Jeśli jego żona nie będzie tą jedyną i widywać się będą jedynie na sali konferencyjnej, to chciał mieć przynajmniej fajną błyskotkę, jak sam to określił.

Obrączki wrzucił luzem do kieszeni, poprawił jeszcze włosy stojące na żelu i wygładził garnitur - ten sam, w którym świadczył Junho, dlatego był w nienaruszonym stanie. Gdyby miał ponownie założyć garnitur ze ślubu Nichkhuna, pojawiłby się większy problem, zważywszy na ich tamtejszą... zabawę.

Spokojnym krokiem wszedł do środka. Na korytarzu, oprócz niego, czekał jeszcze mężczyzna bliski mu wiekiem oraz dwie kobiety w sukniach ślubnych, widocznie spieszące się na sesje zdjęciowe i w końcu właściwe wesele. Taecyeon zmierzył obie z nich wzrokiem, na co obecny mężczyzna poruszył się niespokojnie, ale nie podszedł do żadnej, co oznaczało, iż żadna z młodych nie należała do niego.

𝕴'𝖑𝖑 𝖇𝖊 𝖇𝖆𝖈𝖐 ✨ 2PM TaeckayWhere stories live. Discover now