— Nie! Adrastos, z tego co wiem, nie planuje się narazie oświadczać — zaprzeczył prędko Albus, kręcąc jeszcze głową na boki dla mocniejszego wydźwięku. Westchnął ciężko i ułożył łokcie na blacie dębowego stoły, stykając ze sobą opuszki palców. — To tylko... Wiesz... To czysto hipotetyczne pytanie do ojca, który ma jedną córkę i takie tam.

Harry powoli zaczął łączyć wszystkie fakty jakie poznał. Gdy dotarło do niego, o co naprawdę mogło chodzić synowi, niemal się zapowietrzył.

Ciotka Muriel przestanie narzekać na przynajmniej jednego Pottera!

— Albus! — Zawołał, zapominając o dyskrecji z jaką chciał przeprowadzić rozmowę. — Czy ty chcesz się oświadczyć Marylin?!

Albus niemal spadł z krzesła.

— Powiedziałem czysto hipotetycznie! — Podkreślił Albus wyjątkowo wysokim jak na niego tonem. Kolory odeszły z jego twarzy.

Harry przewrócił oczami, ale postanowił trzymać się jego wersji. On i tak wiedział swoje! Poprawił okulary na nosie, przypominając sobie czasy, gdy sam postanowił oświadczyć się Ginny.

— Czysto hipotetycznie radziłbym ci zapytać Humtera — stwierdził spokojnie. Albus napewno nie to chciał usłyszeć. Poczuł jak coś ciężko opada mu na serce. — Czysto hipotetycznie byłby pod wrażeniem.

Blady jak ściana Albus sięgnął po kubek z herbatą. Napił się z niego i spojrzał na Harry'ego przerażonym spojrzeniem.

— Tato, błagam, naucz mnie jak stawić czoła dementorom.

~***~

Ten poranek zdawał się niczym nie różnić od pozostałych poranków w mieszkaniu Marylin Moore i Albusa Pottera. Niedawno na zegarach wybiła dziewiąta, a para wciąż kisiła się w łożku przytulona i zaplątana w kołdrę. Marylin oplatała mocno ramionami pas chłopaka i chrapała cichutko w jego koszulkę. Zdawała się tak beztroska jak za czasów szkolnych.

Ten poranek jednak w rzeczywistości był nieco inny niż zwykle. Albus już nie spał i z trudem wyplątał się z ciasnych objęć swojej dziewczyny. Moore zmarszczyła piegowaty nos. Czyhająca na dywanie Bestia od razu wykorzystała zwolnioną przestrzeń na łóżku i sprawnie wskoczyła na miejsce obok swojej ukochanej pańci, wtulając się w nią zadem.

Albus wyszedł z sypialni i doskonale wiedział, że kończył mu się czas na zebranie się w sobie. Spełniając typową poranną rutynę, ciągle towarzyszyła mu myśl, że lada chwila stanie naprzeciw ucieleśnienia swoich największych koszmarów. Czuł się niemal jakby sam skazał siebie na egzekucję.

Marylin wyszła z sypialni półgodziny później po nim, przecierając dłońmi zaspane oczy. Uśmiechnęła się, widząc Albusa opierającego się plecami o blat w kuchni i popijającego kawę z zamyśloną miną – oboje z biegiem lat zdawali się coraz bardziej lubić napój.

— Hej, dzieciaku — przywitała się, podchodząc bliżej i całując go w policzek. Chwyciła jego kubek w dłonie i przyciągnęła do siebie, kradnąc kilka łyków. — Jak się spało?

Albus uśmiechnął się do niej. Obecność Marylin zdecydowanie koiła jego nerwy przed spotkaniem z jej ojcem. Aż żałował, że nie może zabrać ją ze sobą. Tylko ta rozmowa miała dotyczyć jej, więc taka opcja niestety nie wchodziła w grę.

— Dobrze, prawie nie nabawiłem się przez ciebie siniaków — rzucił, uśmiechając się przekornie. Marylin zarumieniła się delikatnie, nabierając powietrza w policzki. Obrażona szturchnęła jego ramię, ale on jedynie się na to zaśmiał. Przyciągnął ją do siebie i przycisnął usta do jej głowy. Mruknęła coś niewyraźnie. — Spokojnie, wredoto, kop mnie ile wlezie. Już się przyzwyczaiłem.

• Ten Właściwy • Albus S. Potter [zawieszone]Where stories live. Discover now