• III •

944 77 67
                                    


Czyli jak Ginny i Marylin oglądały zdjęcia.

   Albus przewrócił się na drugi bok z błogą miną, opatulając się jeszcze bardziej ciemnozieloną kołdrą. Wtulił głowę w poduszkę i właśnie wtedy coś wyrwało go z trwającego w najlepsze snu, w którym warzył swoje ukochane eliksiry. Otworzył zaskoczony oczy i zobaczył rozbawionego starszego brata, który bezceremonialnie wskoczył na jego łóżko.

   Albus westchnął i zaspany przejechał dłonią po twarzy. Czym on sobie zasłużył na taką uciążliwą rodzinę? Oczywiście żadnej wątpliwości nie popadał fakt, że ich kochał, ale trochę spokoju chyba jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Po wczorajszym obiedzie z całą rodziną, na którym wszyscy męczyli Marylin i Troian milionem pytań, miał ochotę jedynie spać i zapomnieć.

— Al, nie obrażaj się na mnie — zachichotał James z jakąś dziwną satysfakcją, która nigdy nie zapowiadała nic do dobrego. Spojrzał na niego podejrzliwie. — Przychodzę z dobrymi zamiarami, naprawdę.

   Albus wątpił w intencje Jamesa, ale mimo wątpliwościom pozwolił mu kontynuować. Machnął ręką w zachęcającym geście. Chciał mieć to już za sobą.

— Pomyślałem, że wypadałoby cię poinformować o zaistniałej sytuacji — poinformował chłopak niezwykle poważnym tonem i położył dłoń na ramieniu brata, patrząc mu głęboko i znacząco w oczy. — Mama wyciągnęła ten album.

   Albus nie potrzebował więcej informacji. Nagle, całkowicie rozbudzony, wygrzebał się z łóżka i w biegu założył szlafrok wiszący na krześle przy biurku. Nawet nie fatygował się, żeby założyć kapcie, tylko od razu wypruł z własnego pokoju, nie zwracając uwagi na rechot Jamesa całkowicie rozbawionego jego reakcją.

   Zbiegł po schodach – o mało się przy tym nie zabił, ale sprawa była zbyt poważna, żeby się nie śpieszyć. Minął po drodze siostrę podjadającą drożdżówkę. Nawet jej nie zauważył i nie odpowiedział na jej przywitanie, na co czternastolatka prychnęła i lekceważąco pokazała mu pewien – niezbyt uchodzący za kulturalny – gest. Normalnie bardzo dojrzale pokazałby jej w odpowiedzi język, jednak w tym momencie miał nieco bardziej naglące go sprawy do załatwienia.

   W roztargnieniu machnął ojcu ręką na przywitanie. Harry siedział przy stole w kuchni i popijał w spokoju kawę, przeglądając Proroka Codziennego. Nie zdawał sobie sprawy z tragedii dziejącej się pomieszczenie obok. Nie uniósł na syna wzroku zbyt zaabsorbowany czytanym artykułem.

— Cześć, tato!

— Dzień dobry, Al — odpowiedział automatycznie i uniósł do ust kubek.

   Gdy Albus wszedł do salonu, wiedział, że przepadł. Poniósł porażkę. Nie zdążył powstrzymać matki przed najgorszym. Oparł się o framugę i z jękiem uderzył o nią głową, czym zwrócił na siebie uwagę.

   Na kanapie, przed kominkiem siedział jego matka w towarzystwie Marylin. Trzymała na kolanach feralny album, które jej dzieci najchętniej spaliłyby doszczętnie i upewniły się, że nic po nim nie zostało. Z uśmiechem pokazywała poniektóre fotografie, do niektórych dodając podobno to śmieszne anegdotki i opowiadała zawstydzające historię z ich dzieciństwa.

   Albus miał ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu i zażenowania.

— Al! Wstałeś już! — Zawołała szeroko uśmiechnięta Ginny i poklepała dłonią miejsce obok Marylin, jakby chciała go zachęcić do wzięcia udziału w tym festiwalu  żałości i pogrążenia go. Jego wzrok wyrażał więcej niż tysiąc słów.
— Chodź, pooglądaj z nami!

— Po moim trupie — rzucił sucho i usiadł na fotelu znajdującym się jak najdalej od nich. — Właśnie mnie pogrążasz, mamo. Od dzisiaj to tata jest moim ulubionym rodzicem. Słyszałeś, tato?!

• Ten Właściwy • Albus S. Potter [zawieszone]On viuen les histories. Descobreix ara