Powrót Zimowego część 1

172 11 0
                                    

Udałem się do muzeum. Nie wiedziałem co mam począć. Zawsze gdy coś mnie gnębiło mogłem powiedzieć to Backy'emu. A teraz zostałem sam w tym świecie. Ciężko mi jest się przyzwyczaić że moje czasy minęły. Tak więc spędziłem czas w muzeum przypominając sobie to co przeżyłem oraz to czego już nie zdążyłem przeżyć. Po dobrych dwóch godzinach postanowiłem odwiedzić moją pierwszą miłość, choć myślałem że będzie to pierwsza i ostatnia, myliłem się.

Kilka minut później

-Możesz być dumna Peggy- patrzyłem na zdjęcia, na których była Peggy i Jej dzieci. Gdy to powiedziałem odwróciła się w stronę stoliczka na których stały w ramkach zdjęcia. Delikatnie się uśmiechając odpowiedziała mi:

-Korzystałam z życia. Przykro mi tylko że tak wiele Cię ominęło. Co się dzieję?- nie muszę nic mówić Ona i tak wie że coś się dzieję. Doskonale sobie zdaję sprawę że jestem jak otwarta księga z której można z łatwością czytać.

-Odkąd pamiętam zawsze chciałem stać po stronie dobra, ale coraz trudniej jest je odróżnić od zła.Nie wystarczy już dawać z siebie wszystko, w ogniu walki, służyć. Nie to co kiedyś.- od razu na mojej twarzy zawitał uśmiech.
Zaśmiała się.
-Ty i te twoje dramaty.
-Słuchaj ocaliłeś świat, a my go spapraliśmy- Peggy.
-Nie prawda. T.A.R.C.Z.A toteż Twoje dzieło inaczej bym odszedł.
- Hej, świat się zmienia. Zegara nie da się cofnąć. Nie zrobisz więcej niż możesz. A czasem jedyne co możesz zrobić to zacząć...od nowa- Peggy. Zaczęła kaszleć i się lekko dusić sięgnąłem po szklankę wody która stała na stoliku za mną i podałem Jej. Spojrzała na mnie ze wzrokiem jakby zobaczyła duch. Była bardzo zdziwiona że jestem przy Niej.
-Steve- Peggy.
- Tak?
- Jednak żyjesz. Wróciłeś z tamtą - widziałem że się cieszy i to bardzo.
- Tak Peggy.
- Tak długo Cię nie było, tak długo- Peggy.
- Ale dałem słowo dziewczynie, która jest mi winna taniec.
Jeszcze jakiś czas siedziałem i rozmawiałem z Nią.
- Widzę że coś zaprząta Twoje myśli. Powiedz mi, może Ci dam radę pomóc- Peggy.
- Poznałem pewna dziewczynę. Ja.. Ja chyba się w Niej... zakochałem- nie wiedziałem czy powinienem mówić Peggy o tym co czuje tym bardziej do innej kobiety. Sądziłem że Peggy jest tą jedyna, a jednak się myliłem.
-Steve, to że kochasz kogoś innego nie jest złe. Jeśli Ona Cię uszczęśliwia to nie widzę powodu byś się martwił tym co Ja sądzę i czuje. Bo prawda jest tak Steve że jeśli ktoś cię uszczęśliwia i czujesz się z tą osobą dobrze to i Ja jestem szczęśliwa twoim szczęściem- odpowiedziała mi uśmiechając się przy tym delikatnie.
- Kim Ona jest?- spytała zaciekawiona. - Isabella Stark, Ona jest... Wnuczką Howarda- dokończyła za mnie.
- Tak. Znasz Ją?-spytałem z ciekawości.
- Pewnym sensie tak. Howard miał córkę  Jego śmiercią powiedział że zaszła w ciążę. Pytał się co ma z tym zrobić. Chciał córkę wydziedziczyć, ale Jego syn się wstawił za siostra i w końcu urodziła. Potem wyszła za mąż. Howard zobaczył  wnuczkę i był szczęśliwy że może się nią opiekować. Pokochał Ją od pierwszego spojrzenia. Podobno już jako dziecko była bystra szybko się uczyła i miała tak samo smykałkę jak Jego syn do technologii. Widziałam Ja dwa razy i sama wtedy stwierdziłam że była bardzo podobna za dziecka do matki. Uparta mądra i do tego bardzo ładna jak na małą dziewczynkę. Bardzo dużo zawierała z genów Stark'ów co dawało bardzo ciekawą mieszankę osobowości.
- Czyli się nie zmieniła za wiele- zaśmiałem się.
Minęło mi całe popołudnie stwierdziłem że pora będzie się udać do domu.
Idąc do swojego mieszkania minąłem pielęgniarkę Kate która mieszka po sąsiedzku.
Trzymała kosz z praniem i przy uchu miała telefon z kimś rozmawiałam.
-Moja ciocia, nie śpi po nocach- odłożył telefon na pranie. Stała koło drzwi trzymając kosz z praniem i uśmiechała się.
Zacząłem się nie pewnie.
- Słuchaj jeśli chcesz to korzystaj z mojej pralki. Wyjdzie Ci taniej niż w pralni.
-Ah tak? To znaczy ile? - Spytała.
- Tyle co kawa- odpowiadam szybko bez zastanowienia.
Jej uśmiech stał się szerszy.
- Dziękuję, ale...właśnie nastawiłam pranie, zresztą lepiej nie prać szpitalnych ciuchów w domu. Dziś miałam dyżur na zakaźnym więc trochę wiesz może być to niezbyt higieniczne.
- Aaa ok, nie zbliżamy się- rozbawiło mnie to.
- Całkiem nie rezygnuj.
Zaczęła odchodzić ja w tym czasie podszedłem do drzwi i wyciągnąłem kluczyki, gdy po chwili się odwróciła i powiedziała:
-A chyba nie wyłączyłeś radia.
- O fakt, dzięki- ruszyła na dół po schodach. Ja w tym czasie obserwowałem ją aż zniknęła mi zasięgu wzroku. Podszedłem do drzwi i nachyliłem się i zacząłem słuchać. Faktycznie grała muzyka. Od razu udałem się na schody przeciwpożarowe by wejść oknem do mieszkania. Będąc w środku podchodziłem do salonu skąd dobiegała muzyka. Po drodze chwyciłem za tarcze która stała oparta o ścianę.
Wychyliłem się za rogu i ujrzałem Fury'ego. Siedział na fotelu.
Wychyliłem się bardziej jednocześnie opuszczając tarcze.
- Nie dawałem ci chyba klucza.
Podnosząc się brzmiał jakby był poobijany.
-I myślałeś że jesteś bezpieczny?  Pochylił si do przodu opierając łokieć o podłokietnik fotela.
-Mam kłopoty małżeńskie.
-Nie wiedziałem że masz żonę? 
- Ty to w ogóle mało o mnie wiesz.
Podszedłem zapalić światło by lepiej go widzieć.
- No właśnie Nick w tym kłopot. Spojrzałem na Niego był poobijany i ranny. Wskazał mi gestem że mam się nie odzywać. I zgasł światło. Patrzyłem że coś pisze na telefonie. I po chwili pokazał mi.
"WSZĘDZIE PODSŁUCHY"
-Sorry że się wprosiłem, ale nie miałem gdzie spać.
"T.A.R.C.Z.A ROZPRACOWANA"
- Kto jeszcze wie o żonie?- spytałem się Go.  Wstał z fotela i powoli szedł w moim kierunku.
-Tylko..."TY I JA"...przyjaciele.
- Należę do Nich?
- Jeżeli chcesz?  Gdy to powiedział padły strzały. Raniąc Fury'ego w plecy. Po chwili padł na podłogę. Szybko zabrałem Go jak najdalej od ściany przez które przeleciała pociski. Trzymając Jego rękę za którą go ciągłe by Go schować za kolejną ścianę puścił moja dłoń i pokazał mi trzymany w dłoni pendrive.
- Nie ufaj absolutnie nikomu.
Ktoś wyważył drzwi. Odwróciłem się w tamtą stronę, po chwili usłyszałem: - Kapitanie Rogers.
Wychyliłem się i zobaczyłem moja sąsiadkę. Trzymała broń w dłoni.
- Kapitanie, agentka 13 siły specjalne T.A.R.C.Z.Y.
- Kate?
- Mam zadanie cię ochraniać.
- Z czyjego rozkazu?
Podeszła bliżej i zobaczyła Nick'a leżącego.
- Jego- wskazała na Nick'a.
Od razu sprawdziła puls i wyciągnęła krótkofalówkę.
-Szef jest ranny i nie przytomny. Potrzebny medyk. Ja cały czas sprawdzałem czy ten ktoś co strzelał tam się znajduje.
- Zatrzymałaś zamachowca? 
Zobaczyłem Go za oknem.
Od razu powiedziałem:
- Powiedz ze Go gonie. Ruszyłem skacząc przez okno. Wpadłem przez okno do budynku. I szybko wstając ruszyłem biegiem za zamachowcem. Przy okazji podczas pościgu zniszczyłem kilka drzwi i innych rzeczy. Rozpędzony widziałem że kończy mi się drogą zostaje tylko skok znów rzeź okno na dach budynku tak więc przyspieszyłem i zabijają szybę przeskoczyłem na dach. Znajdował się na nim zamachowiec. Zrobiłem przewrót przez ramię i wstając rozpędu rzuciłem tarcza.
Zatrzymał ja jedna ręką do tego bardzo dziwna. Na połowie twarzy miał maskę która zasłaniając nie dała szans bym mógł lepiej ocenić kim tak naprawdę jest zamachowiec. Po chwili z dużą siłą odrzucił w moim kierunku tarcze. Złapałem ja lecz kawałek przy tym zostałem w tył przyciągnięty. Nim się spostrzegłem Go już nie było. Podbiegłem do brzegu dachu stając tam rozejrzałem się nigdzie go nie było.
Kilkanaście minut później
Jestem w szpitalu przyszła akurat Romanoff. Oby dwoje patrzymy na stół na sali operacyjnej. Leży na niej Nick.
- Przeżyję?- spytała się Romanoff.
-Nie wiem- odparłem.
-Opisz tamtego- powiedziała.
- Jest szybki, silny. Ma metalowe ramię.
Przyszła do pomieszczenia Hill.
- Wyniki analizy.
- Trzy kule brak jakichkolwiek śladów-Hill
-Rosyjska broń-Natasha.
- Tak-Hill.
Po chwili serce zaczęło zwalniać aż po walce lekarzy serce przestało bić.
Wychodząc z pomieszczenia spojrzałem na pendrive trzymany w dłoni. Zastanawiający się  co na nim jest i tym bardziej jak go ukryć.
Kilka minut później stałem wraz z Natasha żegnając się. Do sali weszła Hill. Wyraźnie była załamana.
- Muszę Go zabrać. Ruszyłem w stronę Natashy.
- Natasha- powiedziałem po cichu. Położyła mu dłoń na głowie i po chwili odwróciła się i wyszła. Poszedłem za nią.
- Natasha!
- Skąd On się wziął u Ciebie?
- Nie mam pojęcia.
- Kapitanie wzywają Cię sztabu- Rumlow
Odwróciłem się.
- Już chwileczkę.
Masz iść teraz!- Rumlow.
-Okej- odparłem.
- Nie umiesz kłamać.
Spojrzałem na Natashe a potem na maszynę. Wsadziłem pendrive i ruszyłem do siedziby T.A.R.C.Z.Y.
Po drodze zobaczyłem Isabelle.
Perspektywa Isabelli
Od czasu gdy wrócił z misji i pokłócił się z Fury' m się nie odezwał, więc postanowiłam że pojadę do T.A.R.C.Z.Y. Gdy dotarłam było naprawdę dziwnie. Dużo osób jak na zwykły dzień. Najczęściej jest mniej uzbrojonych osób, ale może szykują się na kolejną misję. Tak więc idąc do laboratorium by wydali mi dokumentację moja z wynikami badań spotkałam Steve.
- Dzień dobry Kapitanie- chciałam Go wyminąć, lecz nie zdążyłam.  Zostałam chwycona za nadgarstek.
- Wracaj do domu i to jak najszybciej- odparł z powagą.
- A dlaczego mam to zrobić? - Spytałam lekko zirytowana faktem że najpierw odchodzi bez słowa, a teraz rozkazuje mi.
- Wracaj do domu.
Wyrwałam się z uścisku i chciałam ruszyć dalej, lecz zostałam zatrzymana. Tym razem Steve chwycił mnie i od razu obrócił. Pocałował mnie. Po chwili poczułam że coś wciska mi do ręki. Nim jednak zdążyłam coś powiedzieć ruszył przede siebie. Jeszcze chwilę stałam tam w szoku co właśnie się stało, lecz po chwili przypomniałam sobie o kartce która mi dał.

PrzepowiedniaWhere stories live. Discover now