Nowy rozdział

47 3 0
                                    

*** 

Tony, 

Cieszę się, że jesteś w bazie. Nie powinieneś siedzieć w tym pustym domu. Każdy musi mieć rodzinę. Twoją są Avengersi. Może bardziej niż moją. Od osiemnastego roku życia jestem sam, nigdzie nie umiałem sobie znaleźć miejsca. Nawet w wojsku. Zasadniczo wierze w człowieka, w jednostkę. I muszę powiedzieć, że w sumie jeszcze się nie zawiodłem. Dlatego Ja też nie mogę zawieść. Można zmienić zamki, ale... lepiej może nie? Wiem, że Cię zraniłem, Tony. Wydawało mi się, że nie mówiąc o śmierci rodziców oszczędzę Ci bólu, ale tak naprawdę chciałem oszczędzić  go sobie. Przepraszam. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz...Szkoda, że nie zgadzamy się co do protokołu, naprawdę.  Wiem, że robisz to co uważasz za słuszne. I  że inaczej nie możesz, inaczej się nie powinno. Dlatego zawsze i wszędzie możesz na Nas liczyć, gdybyś Nas potrzebował. Gdybyś potrzebował mnie. Wiesz co robić! 

Ps: Zaopiekuję się Isabellą. Obiecuję nic się Jej nie stanie. Jest przy nadziei i teraz dla mnie jest najważniejsze Jej zdrowie. 

Wysyłając list, nie byłem pewien tego co sobie pomyśli, ale musiałem dać mu znać, że może liczyć na moją pomoc. Teraz liczyła się Isabella i zdrowie jej, jak mi już z trudem wyjawiła w drodze do Wakandy. Mimo, że już wiem nadal dla mnie jest niezwykłym snem. Dziecko? Człowiek, normalny zapewne ucieszyłby się z nowiny o dziecku. Dla mnie było to raczej nie realne marzenie, które teraz miało się ziścić. Gdy mnie odmrożono coś we mnie umarło. Byłem pewien tego, że zginę i nigdy nie będę szczęśliwy.  Potem dla innych nastał cud, lecz nie dla mnie. Zrozumiałem, że mimo tego, że żyję tak naprawdę umarła część mnie. Ta część co przy uderzeniu sprawiła brak możliwości na dalsze życie wraz z ukochaną mi osobą. Straciłem Peggy. A zamiast Niej pojawiła się szansa na te życie przed lodem.  Pragnąłem tego i w głębi serca nadal pragnę. Ale czy potrafię mieć takie życie?

 Gdy udało mi się dostać do więzienia gdzie trzymano resztę mojej drużyny, nadal byłem nie pewny swojej przyszłości, a szczególnie dziecka, które Isabella nosiła pod sercem. Uwolnienie ich przebiegało sprawnie, teraz pozostaje udać się do azylu jaki otrzymałem wraz z Backy'm od króla Wakandy. Isabella, oczywiście czekała tam na mnie.  
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przygotowywanie się na nadejście dziecka nie była to łatwa część. Czas mijał, a ciągle gdzieś mi czegoś brakowało. Ubrania to już chyba z sześćdziesiąty komplet dostałam po kilka rozmiarów, oczywiście w neutralnych kolorach. Nie chciałam poznawać płci dziecka, taka niespodzianka była najlepszym rozwiązaniem. Brak żalu, że to nie chłopiec, tylko dziewczynka. A tak mogę się cieszyć ze zdrowia dziecka. Zresztą i tak już mam imię dla obu płci. I mam nadzieję, że spodobają się Steve'owi.
W końcu nastał nowy czas. Trzeba patrzeć przed siebie w przyszłość niż ciągle wypatrywać tego co było. Przeszłość była ciężka, ale chcę by moje dziecko miało lepsze życie i szczęście niż ja miałam. Choć nigdy nie brakowało mi pieniędzy to zawsze ten czas umykał. Nie miałam rodziców na zawołanie, byli zajęci by dać nam szanse na dobre życie. Dlatego tak bardzo troszczyłam się o rodzeństwo. Dawałam im najwięcej czasu jak tylko mogłam by choć troszeczkę czuli, że są ważni. Teraz po tym co się stało nie mogę im już dać go za wiele. Przez co z czuje się winna.
- Isabella opanuj się. Złe myśli i odczucia wpływają również na dziecko. Musisz myśleć pozytywnie.
Wzięłam dwa szybkie oddechy musiałam znów myśleć nie o sobie, a rodzinie która miałam zamiar stworzyć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie lubiłem ukrywać się i nic nie robić wiedząc że komuś może dziać się krzywda. Dlatego postanowiłem zmienić trochę wygląd i pomagać z ukrycia zwykłym osobom. Taki sposób tylko mogłem pomóc innym. Nim jednak powrócę na dobre muszę jeszcze tylko... wykonać pewien ruch. Świat na pewno mnie jeszcze zawoła i będę niósł pomoc, lecz dziś pozostaje mi... zacząć już zakładać rodzinę. I jeśli mam być ze sobą szczery to mniej bałem się występować na scenie niż zadać to jedno konkretne pytanie.
Ale nie mam co narzekać, gdy małe pudełeczko znajduje się już w mojej kieszeni.
Wchodząc do pokoju zastałem pomieszczenie puste.
- Gdzie Ona poszła?
Wychodząc jak zawsze musiałem trafić na króla Wakandy.
- Rogers, szukasz Isabelli?
- Owszem, wiesz gdzie jest?
- Ostatnio widziałem, że kierowała się w stronę targu. Pewnie znów coś kupuje z moją siostrą.
- Pójdę Ją poszukać.
Naprawdę nie wiem gdzie zmieścimy te ubrania jeśli znów kolejne kupi dla dziecka. Ostatnim razem jak wróciłem z niesienia pomocy innym, już wtedy doszła do połowy szafy przeznaczonej na dziecko. A jak zapytałem się po co tyle to mogłem usłyszeć typowe zachowanie z rodu Starka." Bo podobało mi się! W końcu to dla dziecka!". Pewnie, że do niego, ale trzeba mieć umiar. A teraz Jej umiaru brakuje.
Po dotarciu na targowisko ujrzałem wśród tłumu ludzi Belle i Shuri.
Obie z stały przy straganie z ubraniami.
- No pięknie, za chwilę będę na tym spał, bo miejsca zabraknie.
Przeciskając się między ludźmi doszedłem do miejsca gdzie się znajdowały.
- Przepraszam, a gdzie my zmieścimy te ubrania?
- Steve! Dobrze, że jesteś. Popatrz! Jakie piękne ubranko dla chłopczyka.
- Prawda, że śliczne?- Shuri.
- Tak, ale za dużo tego. Wiesz, że jesteśmy tu do czasu gdy...
- Wiem. Ale pozwól mi to kupić.
- Lili proszę, wystarczy tych ubrań. Dziecko nie będzie w stanie wynosić tych ubranek. Wracajmy, musimy poważnie porozmawiać o tym co kupujesz.
- Czy Ty twierdzisz, że kupuje ubrania bez zastanowienia!?
- Oczywiście, że nie twierdzę, ale sama przyznaj za dużo ich i to już traci kontrole w tym co się dzieje.
- Ale Ja tylko... Chciałam to jedno ubranko kupić... Ja...
Z gniewnego tonu w rozpacz. Niech to! Zapomniałem, że jest teraz bardziej wrażliwa. Emocje teraz u Niej biorą górę.
-Dobrze już dobrze. Kupimy ubranko, a potem idziemy, bo musimy porozmawiać.
- Dobrze tylko zapłacę i już idę.
Eh, co Ja mam teraz z Tą kobietą!?
- Tamte ubrania były ode mnie i brata jakby co. W końcu to dziecko i trzeba trochę o nie zadbać. A dzięki Wam mogę być ciocią. Choć wiadomo taką przyszywaną, ale jednak!
- Rozumiem, tylko za jakiś czas będzie ciężko to zabrać jeśli gdzieś uda się nam osiedlić na stałe.
- To ci się pomoże.
- Już jestem. Możemy iść.
Chwyciła mnie za rękę i ruszyła delikatnie ciągnąć mnie. Zrównałem z Nią i poszliśmy na polankę która była nie daleko. Tam tylko pozostało mi zadać Jej pytanie.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu.
- Chciałeś ze mną porozmawiać o ubraniach do dziecka. Przepraszam, że tyle tego. Ja już nie będę kupować jeśli nie chcesz...
- Lili...
- Wiem, za dużo. Ale większość nie kupowałam tylko dostałam i...
-Lili, wystarczy!
Spojrzała na mnie ze smutną miną.
-Nie o tym chciałem mówić. Ja... Ja mam takie pytanie do Ciebie. Oczywiście możesz się nad nim zastanowić dam Ci czas do tego tyle ile będziesz chciała.
- Co to za pytanie?
- Czy... Czy zostaniesz moją żoną?
Małe pudełeczko, które przez całą drogę trzymałem w dłoni ściskając wreszcie miało okazję się pokazać. Oczywiście jak zawsze tradycja nawet w takich sprawach musiała być. W końcu nie byłem nowoczesnym facetem i zawsze jakoś nim pozostanę. Klęcząc przed Nią wyczekiwałem odpowiedzi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! Bardzo długo mnie tu nie było. Brakowało weny oraz pomysłu jak pociągać dalej historię Steve i Belli. Ale już jakoś rozplanowałam sobie na dobre trzy rozdziały wydarzenia więc pozostaje tylko z tego wąskiego opisu co mam jakoś poszerzyć horyzonty. Dlatego wyczekujcie kolejnych rozdziałów. A póki co dajcie znać jak się podobał ten. Pa!

PrzepowiedniaWhere stories live. Discover now