Protokół

81 3 0
                                    

Udaliśmy się do Lagos. Dzień zapowiadał się dosyć dobrze. Sądziłam, że mamy przed ćwiczone wiele opcji na różne wypadki. Myliłam się.
Gdy tylko udało się Nam po walić większość przeciwników, pojawiły się drobne komplikacje. Ramlow. Zaatakował Steve w specjalnym stroju wzmacniającym który miał mu pomóc w walce z Rogers'em. Niestety będąc na przegranej pozycji widział On tylko jedno rozwiązanie. Wybuch. Podłożona bomba wybuchła zabijając w wielkim bólu Ramlow'a. Gdyby nie Wanda zapewne eksplozja zabiła by Steve. Właśnie Go i kilku innych mieszkańców Lagos. A tak doszło do jeszcze większej katastrofy.
Wanda by ratować sytuacje starała się powstrzymać wybuch. Skutek tego wyrzuciła w najbliższy budynek ciało Ramlow'a z bombą. Zabijając ludzi, którzy się tam znajdowali. Niewinni zostali zabici. Stałam za daleko ich bym mogła pomóc Wandzie opanować sytuacje. To była tragedia.
Po tym wszystkim udaliśmy się do bazy. Każdy nie miał humoru. Wanda obwiniała siebie za to co się stało. Tak samo było ze Steve'm. Ja też miała wyrzuty sumienia że nie dotarła tam szybciej. Mogłam pomóc choć trochę ochronić tych ludzi może by to coś dało. Choć szanse były małe. Nie panuje aż tak dobrze nad mocą by utrzymać siłę wybuchu zamknięta pod warstwą grubej ziemi, która by działa jak tarcza obronna dla niewinnych.
Każdy z Nas udał się do siebie zastanawiając nad tym co tam zaszło. Dlaczego po raz kolejny daliśmy ciała?
Odpowiedz jest jedna. Jesteśmy ludźmi, uczymy się na błędach. I staramy się ich po raz kolejny nie popełniać, choć nie zawsze Nam się to udaję.

Perspektywa Steve

Rozmawiałem z Wandą, obwiniała się że to Jej wina. A tak naprawdę mogła być to również i moja. Rozkojarzył mnie fakt o Bucky'm. Pamiętał mnie dobrze, ale zapewne znów jest tym czym Go Hydra uczyniła. Zbójcą z zimą krwią.  Daliśmy ciała. I każdy z Nas obwinia się za to co tam się wydarzyło. Próbowałem przekonać Wandę że nie tylko Ona jest tej tragedii winna, ale Vision wszedł i przeszkodził w dalszej części rozmowy. Wszedł, raczej przeszedł przez ścianę. 

- Ej! Ile razy mam Cię prosić?

- Tak, ale drzwi były otwarte więc uznałem, że...Kapitan Rogers prosił by Go powiadomić gdy zjawi się Pan Stark. 

- Okey, dzięki przyjdę zaraz.

Gdy tylko poszedł do drzwi, staną i jeszcze dodał:

-Aha, przywiózł ze sobą gościa. 

- A wiesz kogo?

- Tak sekretarza stanu.

Poszedł.

  No pięknie nie będzie to przyjemna rozmowa. 

Perspektywa Isabelli

Siedziałam u siebie w pokoju gdy dostałam informację, że Wujek przyjechał. Nie jest zbyt często odkąd... ma małe problemy. Pepper póki co odcięła się od Wujka. Nie dziwiłam się, też wiele przeszła z Nim oraz przez Niego. Udałam się do sali. Był tam sekretarz stanu, Wujek i Rodney. 

- Aha, pięć lat temu przeszedłem atak serca. Z ścięło mnie z nóg gdy zabierałem się do dwunastego dołka. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Ponieważ po trzynastogodzinnej operacji wszczepienia bajpasów, odkryłem coś czego nie zdobyłem przez czterdzieści lat w armii. Pewien dystans.  Ludzkość ma u Avengers'ów nie wyobrażalny dług. Przez tyle lat broniliście Nas i nastawialiście za Nas karku nie zliczoną  ilość razy. Dla wielu ludzi Wasza działalność to bohaterstwo. Jednak innym bardziej pasuje samowolka. 

- A dla Pana? Czym jest Panie sekretarzu?- Natasha.

- Wielką beczką prochu. Bo jak inaczej nazwać grupę agentów, odmieńców i innych dziwnych istot. Które regularnie naruszają granice państwowe, narzucają swoją wolę demokratycznym rządom, a w dodatku nie bardzo przejmują się skutkami ubocznymi tych akcji. 

Pochwili pojawił się film z tego co się stało do dnia dzisiejszego. 

Nowy Jork, Sokovia, Lagos. Tysiące ludzi zginęło w czasie walki. Ale i miliony przeżyły. Mimo wszystko to co się widzi potrafi człowieka ruszyć. Śmierć tylu ludzi jest bolesna nie tylko dla bliskich ich ale i dla tych co starali się pomóc. Nadal ciężko jest powracać wspomnieniami do tych chwil. 

- Wystarczy, wszystko jasne- Steve.

- Przez ostatnie cztery lata dysponowaliście całkowitą swobodą bez żadnej kontroli. W takiej sytuacji społeczność światowa nie będzie dłużej tolerować. Mamy jednak dla Was propozycję. 

Wyciągnął gruby plik dokumentu złączonego razem. 

- Protokół z Sokovii. Został zatwierdzony przez 117 krajów. Głosi że Avengers'i  przestają być organizacją prywatną. Co więcej, że będą działać pod kontrolą komisji ONZ wtedy i tylko wtedy gdy komisja ta uzna to za stosowne. 

-Avengers'i powstali żeby świat stał się bezpieczniejszy. Sądzę że Nam się udało. - Steve. 

-No dobrze Kapitanie. Wie Pan gdzie są Thor i Banner? I co porabiają? Gdybym Ja gdzieś posiał dwie sporych rozmiarów atomówki, nie uszło by mi to na sucho. Kompromisy i gwarancje na tym opiera się porządek świata. Możecie mi wierzyć to rozwiązanie korzystne dla obu stron. 

- Okey. A jakie są warunki?- Rodney.

- Za trzy dni ONZ zbiera się w Wiedniu by beatyfikować protokół. Przegadajcie to.

- A jeśli Nasza decyzja Wam się nie spodoba co wtedy?

- Wczesna emerytura. 

Steve siedział czytał protokół, ale niestety w spokoju tego nie mógł zrobić. Rodney z Samem kłócił się. Każdy coś miał do powiedzenia. Tylko Wujek i Ja siedzieliśmy cicho. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Na co się zgodzić, a na co nie. Jeszcze od jakiegoś czasu nie czuje się na siłach, dodatkowo wzmacnia się z dnia na dzień. Złe samopoczucie nie jest dobrym rozwiązaniem by prowadzić rozmowy na tak ważny temat. Zaczęły się znów sprzeczne zdania. Steve był przeciwny by podpisać protokół z obawy że może przynieść więcej negatywnych skutków niż pożytku. Wujek twierdził że może pozwoli Nam to odbudować reputację, którą utraciliśmy w społeczeństwie. A Ja sama twierdziłam, że są tego plusy i minusy. Jak zawsze przy wszystkich tak ważnych decyzjach. 

Po chwili Steve dostał sms i wyszedł. Dopiero po długich rozmowach które dały tylko sprzeczkę nic więcej, rozeszliśmy się. Dowiedziałam się potem że Steve dostał informację odnośnie Peggy. Zmarła. Starałam się Go pocieszyć mimo że sama też nie byłam w dobrej kondycji. Wspieram Go mimo takiej ogromnej straty.  

Jakiś czas później uszykowałam się na pogrzeb Peggy. Steve niósł wraz innymi mężczyznami trumnę. Piękna uroczystość, piękne upamiętnienie takiej wspaniałej kobiety. Ja niestety musiałam po pogrzebie wracać do Wujka. Moje samopoczucie się pogarszało. Możliwa była choroba. Musiałam wziąć jakiś czas wolnego. Odpocząć i pomyśleć o protokole.  

Kolejne dni zleciały bardzo szybko. Długi odpoczynek to nie był tym bardziej po tym co odkryłam. Pod sercem nosiłam dziecko, lecz nie mogłam powiedzieć o tym Wujkowi. Wściekłby się. Jedyna osoba która mogła mi pomóc była Clary.  Siostra starała się wesprzeć mnie w tej chwili. Oglądając wiadomości dowiedziałam się, że Steve został zatrzymany z Bucky'm i Samem. Stali się wrogami kraju. Mimo że tolerowałam Zimowego Żołnierza ze względu na Steve'a, byłam zła. Na Steve i na Zimowego. Steve nie potrafi się odpuścić mimo że wie jakie mogą być tego skutki. A Zimowy akurat musiał pojawić się w Jego życiu jaki i moim po raz kolejny. 

- Clary! Jadę tam! Muszę sobie poważnie porozmawiać z Panem Rogers'em. 

- Oho, współczuje mu tej rozmowy. 

Nie zwlekając postanowiłam się spakować i ruszyć do Nich. 

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejka! Zapraszam do komentowania! Mam nadzieję że spodoba się Wam rozdział. Ostatnimi czasy mam mało weny odnośnie tego opowiadania dlatego proszę wybaczcie że tak rzadko pisze rozdziały. Do usłyszenia!


PrzepowiedniaWhere stories live. Discover now