54. Prawo do pocałunku.

1.9K 226 269
                                    

Media: Ludwig van Beethoven - Silence


          Dawid tej nocy nie mógł spać. Gdy Wiktor zasnął, ściągnął mu buty, przykrył kołdrą i wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi. Zszedł do recepcji i zapytał o wolny pokój. Dostał klucz. Podziękował recepcjonistce i wolnym krokiem przeszedł do swojego nowego lokum. W głowie miał chaos, w duszy huragan, na ustach odcisk jego warg.

         Całą drogę na swoje piętro, szczypał się w rękę, aż ostatecznie zostawił tam silnie zaczerwieniony ślad. Nie potrafił uwierzyć, że coś takiego się stało. Wiktor go pocałował.

         Zatrzymał się przed drzwiami i oparł o nie czoło. Zbliżała się północ, korytarze były wyludnione. Tylko jego oddech zaburzał rozciągającą się dookoła ciszę. Nie uśmiechał się, nie czuł tej euforii, którą zapewne powinien w innych okolicznościach.

         W innych okolicznościach...

         Wsunął klucz w zamek i pchnął drzwi. Wszedł do środka. Rzucił torbę na łóżko, by zaraz opaść obok niej, uderzając pięścią o kołdrę.

         – Szlag, szlag, szlag!

        Był zagubiony, zawstydzony i czuł... czuł to cholerne ciepło jego warg. Przysunął palce do swoich ust, dotykając ich delikatnie. Zaraz jednak przeniósł dłonie na całość twarzy, skupiając się głównie na zasłonieniu oczu, które zaczęły nabiegać łzami. Łzami, które wzbudzały w nim irytacje przez sam fakt, że się pojawiły.

        Bowiem zacząć trzeba od tego, że Dawid nie łudził się w tło uczuciowe dla tego pocałunku. Dlaczego do niego doszło? Nie do końca wiedział. Chciał mu dać nauczkę w jakiś sposób? Chciał mu coś udowodnić? A może po prostu był zbyt pijany, by należało roztrząsać ten czyn w jakichkolwiek logicznych kategoriach.

         Jednak się wydarzył, a on pozwolił się sobie zatracić w nim przez ten ulotny ułamek sekundy. I ta chwila zapomnienia, zwieńczona błogim westchnieniem kosztowała go teraz ten chaos i to zagubienie.

         – Co to było, Wiktor? – jęknął. – Dlaczego?

         Zerwał się z łóżka i począł spacerować po niedużym jednoosobowym pokoju. Między ścianami w kolorze kawy z mlekiem. Od wąskiego posłania po okno, od drzwi do szafki, na której stał mały telewizor.

         Wiktor wiedział i to zapewne od dłuższego czasu niż on sam zdawał sobie sprawę. Czy to dlatego stał się jakby bardziej... pobłażający? Czy to dlatego częściej przepraszał? Czy to dlatego...

         Ponieważ nie chciał ranić, miał wyrzuty sumienia?

         Jakież jednak było to nielogiczne w zderzeniu z tym pocałunkiem. Czy on naprawdę się wydarzył? Musiał... w końcu na wargach wciąż czuł nacisk tych jego. Czuł wraz ze smakiem wódki, której ostrość wciąż chował na języku.

         Zatrzymał się. Oparł jedną z dłoni na parapecie, by drugą przeczesać grzywkę do tyłu. Zacisnął pięść na kosmykach i szarpnął nimi lekko. Potrząsnął głową, a jego wzrok powędrował za szybę. Na ulicę, po której raz po raz przemykały samochody. Ktoś trąbił, gdzieś coś przejechało na sygnale.

         On jednak miał w głowie tylko czarne ślepia Bestii, gdy przyciągała go do siebie, w zamiarze złączenia ich ust.

        Dlaczego go pocałował? Dlaczego?!

PopiółWhere stories live. Discover now