1. Gdzie nie spojrzę albo śmierć, albo moje własne kłamstwa.

5.2K 280 249
                                    

Media: 5 Seconds Of Summer - Youngblood



         Migocząca jarzeniówka kalała paskudną tapetę swoim pulsacyjnym światłem, ale w tym momencie nikomu nie przyszło do głowy, by w nią stuknąć. Tak jak i od wprowadzenia się tutaj, nie wykazali się inwencją w kierunku wymienienia jej na coś zdrowszego dla oczu. Choć zapewne i dla kieszeni. Oświetlała tylko część korytarza. Padała na skrzywioną i nieco znudzoną twarz Dawida Fabinowskiego, który stał po jednej stronie pomieszczenia, wpatrując się z cieniem niedowierzania w dwójkę swoich współlokatorów, zajmujących miejsce nieco ponad metr od niego, przy przeciwległej ścianie.

         – Pogięło was. I to zdrowo – odezwał się w końcu. W jego głosie jednak nie było cienia niepokoju o swój los, czy choćby drobinki zdenerwowania. On patrzył na nich z czymś w rodzaju pobłażania, jakby dziwił się, że chce im się poruszać ten temat.

         – Nas? Nas pogięło? – podniósł głos opalony brunet, z ledwością panujący nad złością.

          Stojący obok, niski okularnik poklepał go uspokajająco po ramieniu. Ten strząsnął jego rękę i zrobił krok do przodu. Wskazujący palec wystrzelił w stronę rudzielca, który zmierzył go jedynie pobieżnym, przeciągłym spojrzeniem.

         – No tak. Chcecie mnie wywalić na ulicę.

         Brunet cofnął palec i pokręcił głową ze zrezygnowaniem.

         – Ginger, kurwa, od czterech miesięcy nie płacisz czynszu. A teraz jeszcze oznajmiasz, że nie możesz w tym miesiącu dorzucić się do prądu?

         Ginger – który swoją ksywkę zawdzięczał nie tylko swoim ciemnordzawym włosom, ale również uwielbieniu do piwa o tejże nazwie – westchnął z przesadną ciężkością i rozłożył ręce w geście bezradności.

          – Karol, ja pierdzielę, dobrze wiesz, że wywalili mnie z roboty. Zaraz sobie coś znajdę, to w przyszłym już będzie normalnie. No chłopaki. Grzesiek, przecież ty wiesz...

          Okularnik pokiwał głową, zaciskają przy tym usta.

         – Tak, wiem, że non stop od nas albo pożyczasz, albo za ciebie zakładamy – odezwał się ze spokojem.

          – I do tej pory nie oddałeś ani złotówki – podrzucił Karol.

          Dawid wodził wzrokiem od twarzy jednego z kolegów do tej drugiego, próbując znaleźć w nich cokolwiek, co dałoby mu jakieś szanse na dyskusję. Byli wściekli. I z jednej strony im się nie dziwił, ale z drugiej przecież to nie jego wina.

          – Zresztą tracisz pracę już po raz piąty odkąd tu zamieszkałeś.

          Wzruszył ramionami, przesuwając długimi palcami, po swoich miedzianych, zmierzwionych kosmykach.

         – Próbuję, ale cały czas trafiam na jakichś kutasów.

         Karol zmielił w ustach odpowiedź. Nie widział sensu w wytykaniu mu, że wina najprawdopodobniej leżała po jego stronie, bo po prostu był leniwym skurczybykiem. Westchnął więc przeciągle.

         – Masz miesiąc wypowiedzenia. Potem z łaski swojej się wynieś.

         Dawid zmarszczył czoło. Sytuacja nabrała powagi, na którą nie był przygotowany. Zwłaszcza teraz, gdy miał właśnie wychodzić. Paula organizowała dzisiaj domówkę z okazji zdania sesji. Przecież nie mógł tego odpuścić. Zwłaszcza, że darmowy alkohol lał się tam litrami, a i lodówkę miała zawsze pełną. No i lubiła go, miał wrażenie, że nawet bardzo.

PopiółOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz