49. Niedorzeczność.

1.7K 217 211
                                    

Media: Mariah Carey - All I want for Christmas is you.


           Wiktor próbował pojąć swoim rozedrganym kacem umysłem to, co właśnie się stało. To, co zostało powiedziane. Dawid Fabinowski się na niego wydarł i to jak nigdy wcześniej. Podniósł głos, w którym było tyle emocji, tyle złości i... czegoś jeszcze.

          Masz obok kogoś, komu na tobie zależy.

          Owszem, mieli ostatnio lepszy kontakt, dogadywali się... BA! On sam dałby się pokroić za tego chłopaka, co już pokazał choćby ostrzeżeniem jakie posłał ponad miesiąc temu Aleksemu Staszewskiemu. To jednak uznawał za coś zupełnie innego. Dawid był dobrym człowiekiem. Często, co prawda o mentalności kilkulatka, ale ciągle dobrym. Który potężnie się zmienił, który zaczął pracować nad sobą, na siebie. Który autentycznie zaczął zmieniać swoje życie, zaczął wychodzić na prostą.

         On zaś... on ciągle był pokraką, która nie potrafiła ani żyć, ani umrzeć. Zagrożeniem dla tego dzieciaka, bo przecież im więcej pił, tym większe istniało ryzyko, że któregoś dnia znów go poniesie. Znów straci kontrolę... a ten wyjątkowo skutecznie potrafił go wyprowadzać z równowagi. I można by powiedzieć, że powinien przestać pić... że powinien się zmienić, powinien...

         Powinien dużo, a nic z tego nie potrafił dokonać.

          Gdzie więc było tu miejsce na to „zależy?"

         Zależy na kim? Na nim? Na bestii? Na żałosnej imitacji człowieka? Na szkaradnym potworze?

          ... żebyś w tym roku spróbował nauczyć się patrzeć na to drzewko bez zalewania się wódą zaraz potem.

         Zaśmiał się w duchu sam z siebie. Zależy... jak na obdartusie z tej samej ulicy, bo gdy widuje się go codziennie, to wyrzuty sumienia będą zbyt dotkliwe, gdy jednak nagle umrze, pozbawiony prób reakcji.

          I jeszcze ten list. Ten niedorzeczny list, który był tak nierealny... tak...

          To było dla niego za dużo. Zdecydowanie za dużo jak na poranek po wieczorze, gdy urwał mu się film. Choć może w ogóle nie było rano? Całkiem już zatracił się w czasie i porach dnia. Wszystko dla niego stało się ostatnio jedną wielką ciągłą, jedną wieloprocentową plamą.

         Drgnął, gdy usłyszał jak drzwi do kuchni otwierają się z impetem, a zaraz potem dobiega z niej melodia. I to nie pierwsza lepsza. Świąteczna. Z dzwoneczkami. I Mariah Carey.

         Jemu to się musiało śnić. Po prostu musiało mu się to śnić. Albo ciągle nie wytrzeźwiał i miał pijackie omamy.

          Dźwignął się z podłogi, podpierając się o ścianę, gdyż wciąż nieco kręciło mu się w głowie. Wolnym krokiem, rozglądając się dookoła, jakby bał się nagle, że zza rogu wyskoczy Święty Mikołaj ze zgrają elfów, przechodził przez połowę długości korytarza, aż do kuchni, gdzie zajrzał z niepewnością i rezerwą.

         Tam bestia ujrzała swe Utrapienie, które stało przy kuchence i kołysało się w rytm tych dzwoneczków, tej melodii płynącej z radia...

         Nie miał radia. Był o tym przekonany, ostatnie wyrzucił trzy lata temu. Więc to on musiał kupić to diabelskie urządzenie, by go dręczyć, by próbować...

         – Nie chcę od ciebie litości... – warknął dużo słabiej niż zamierzał.

         Dawid zastygł z drewnianą łopatką w dłoni. Pokręcił głową, nawet się nie odwracając.

PopiółWhere stories live. Discover now