32. Będę tu.

1.5K 216 162
                                    

Media: Chase Holfelder -  I'll be there for you. 


          Przytknął dłoń do ust, czując na jej powierzchni własne drżące powietrze. W głowie ciągle słyszał jego słowa, jego głos, widział migawki wyobrażeń, które się pod nie stworzyły. Karolina miała rację. To oni wszyscy, cała ta pieprzone wieś, oni byli potworami, a nie on. Teraz w pełni to zrozumiał i teraz poczuł się jak najgorszy bydlak. Jak mógł tam wejść, jak mógł grzebać w jego rzeczach! Te łóżeczka, te misie. Te listy...

         Trzęsący się jęk wyrwał mu się z ust, gdy odjął od nich dłoń, którą oparł się o blat stołu.

         – Ja pierdolę – wyrzucił z siebie półszeptem, mimo iż nie zwykł używać aż tak mocnych przekleństw.

         Nie potrafił nawet wyobrazić sobie jak to jest widzieć śmierć, tych, których się kocha, jak to jest pochować kogoś, kto jest dla nas całym światem. I, na Boga, miał nadzieję, że nigdy nie będzie musiał czegoś takiego przeżywać.

         A oni jeszcze wyzywali go od morderców, oni wymyślali bajki, które przecież musiał znać choć w pobieżnym stopniu, skoro wiedział, jakie mają o nim zdanie.

        Co powinien zrobić? Nie miał pojęcia. Nie wiedział, czy powinien iść do niego, czy dać mu teraz spokój. Zostać, czy odejść?

         Chciał się wyprowadzić, ponieważ dość miał strachu. Dość miał ataków, dość ukrywania się w domu, w którym mieszkał. Usłyszał, że to się więcej nie powtórzy. Jednak czy mógł wierzyć? Już raz zaufał, raz poczuł się bezpiecznie. I to był gigantyczny błąd.

         Otarł wciąż nieco wilgotne oczy i wbił wzrok w otwarte drzwi. Wstrząsnęły nim jego słowa i do głębi poruszyły. Już sam fakt, że mu to powiedział, wciąż był dla niego niepojęty. I ta końcowa wypowiedź, że nie chciał, by miał go za mordercę. Dlaczego? Co znaczyło dla niego zdanie nieporadnego życiowo gówniarza?

         A jeśli naprawdę mógł mu tym razem zaufać?

          Prawda była taka, że nie chciał się stąd wynosić. Dość miał przeprowadzek w swoim życiu, a i Karolinie nie chciał siedzieć na głowie. Ten krok był jedynym jaki przyszedł mu do głowy, w obliczu postawienia pod ścianą. Desperacją, ostatecznością, z której zrezygnowałby, gdyby tylko mógł.

         Czy oto nie została postawiona przed nim idealna ku temu sposobność?

          Pokręcił głową i ruszył w stronę korytarza, na którym zatrzymał się na chwilę, rozważając następny krok. Z bijącym sercem, wciąż pełen wzruszenia i silnych emocji, przeszedł do drzwi jego sypialni, gdzie zatrzymał się i znieruchomiał z uniesioną do góry dłonią. Chciał zapukać. Chciał tam wejść i kontynuować przerwaną rozmowę. Czuł, że powinien dodać coś od siebie. Że powinien powiedzieć mu coś więcej niż tylko „przepraszam". Tylko co? Tego już nie wiedział.

         Ręka powoli zaczęła się opuszczać, a z ust rudego wydobyło się ciężkie, długie westchnięcie.

             Przymknął na krótką chwilę powieki, po czym obrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył w stronę swojego pokoju. Tak, to ciągle był jego pokój i nagle oczywistym się dla niego stało, że nie mogło się w tym względzie zmienić. Nie miał pojęcia, co przyniesie mu jutro. Nie mógł być pewien, czy któregoś dnia wściekłość Sacharewicza nie odbije się bólem na jego ciele, na jego psychice. Sama obietnica nie dawała mu gwarancji. Pojął jednak jedną rzecz. W tej cholernej wsi były dwie osoby, które obchodziła jego osoba. Jedna z nich się wyniosła. Druga tu została. I choć nie umiał tego wyjaśnić, choć było to pokrętne i wręcz w pewnym stopniu niezrozumiałe, to ta bestia, przed którą drżał od pierwszego dnia w Zajączkach, również stała po jego stronie.

PopiółWhere stories live. Discover now