28. Artykuł sto pięćdziesiąty siódmy, paragraf drugi.

1.3K 211 137
                                    

 Media: Linkin Park - Numb


         Wiktor pobladł. Kiedyś chciał. Chciał, by go zamknęli za to co zrobił i za to, czego nie. Chciał poczuć zimny metal wrzynający się w nadgarstki. Teraz jednak poczuł uderzający w niego strach. Miał przed sobą namacalną groźbę odpowiedzialności prawnej za swoje czyny. Za jeden czyn.

         Bowiem mogli go zabrać za kilka chwil. Do aresztu, na komisariat. Choć czy tak naprawdę od kilku lat nie znajdował się w więzieniu? Z tą różnicą, że jego nóg ani rąk nie krępowały kajdany. Że w oknach nie błyszczały kraty, a sędzia młotkiem nie pieczętował jego losu.

         Mimo wszystko jednak czuł nerwowy niepokój. I coś osobliwego. Coś czego nie umiał jednoznacznie określić, na myśl o tym, że na niego doniósł. Że ten chłopak zadzwonił - a kto wie może i był na komisariacie - na policję i poinformował, ze został pobity w swoim tymczasowym miejscu zamieszkania. Czuł żal, czuł złość, ale też czuł, że godzi w niego sprawiedliwość, a nie efekt pomówień. Chłopak miał prawo to zrobić. Nie potrafił dziwić się jego decyzji, mimo że wywoływała w nim skrajne odczucia.

          Zrobił mu krzywdę. Poważną krzywdę, która mogła zajść zdecydowanie dalej, gdyby nie usłyszał jego błagań. A gdyby ich nie było, czy wtedy nie biłby go tak długo, aż jego martwe ciało nie osunęło by się na podłogę? I wtedy właśnie stałby się tym, za kogo wszyscy go mają. I to wobec dzieciaka, który ośmielił się popełnić błąd. I to niejeden błąd. Bowiem, prócz wtargnięcia tam, gdzie nie miał prawa, ośmielił się zrobić coś jeszcze. Ośmielił się spojrzeć na niego jak równego sobie. Spojrzeć na niego jak na człowieka, jak na kompana rozmów, jak... jak na kogoś, kogo otula się sympatią.

          Mieszało mu się w głowie od niewyspania.

         Usłyszał niecierpliwe, ponaglające chrząknięcie.

         Skupił uwagę na policjantach. Dlaczego go z nimi nie było? Był w domu?

         – Tak, to ja – odparł nieco głucho.

         – Zadzwoniono do nas z informacją, że dopuścił się pan brutalnego pobicia swojego lokatora. Chyba pan rozumie, że mówimy tu przestępstwie i musimy to sprawdzić.

         Wiktor skinął głową, zapraszając ich do środka.

         – Proszę okazać dowód tożsamości. Chcielibyśmy też porozmawiać z poszkodowanym, który wedle naszych informacji powinien aktualnie tu przebywać.

          Skinął głową, z ulga przyjmując fakt, że tego dnia nic jeszcze nie pił. Ile groziło mu za pobicie? Rok? Dwa? Pięć? Wszystko zależało najpewniej od obrażeń. Nie widział się z nim od wczoraj, ale nie sądził, by jego twarz wyglądała dużo lepiej.

          Udał się do gabinetu, gdzie z szuflady wyciągnął portfel z dokumentami. Wracając, stanął przed jego sypialnią. Zapukał, ale nikt mu nie odpowiedział. Nie ponowił więc tego, a nacisnął na klamkę i wszedł do środka.

         Dawid siedział na łóżku, wzdrygając się, gdy tylko go zobaczył. Zerwał się gwałtownie, omal nie strącając na podłogę laptopa. Jednym szarpnięciem wyciągnął słuchawki z uszu. Wstrzymał na krótki moment oddech.

         Wiktor zaś znów widział w jego oczach strach. A ten strach sprawiał mu ból. Ból, który maskował się za złością, jak każda z emocji, której nie umiemy zrozumieć i spychamy ją w głąb siebie. Skrzywił się na widok śladów, które zostawiły jego pięści. Nie było już krwi, nie było tych strużek sunących po jego twarzy. Ale ciągle wyglądał źle. Ciągle wyglądał tak, że Wiktor nie był wstanie wytrzymać tego widoku.

PopiółOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz