11-"Wiesz kogo on jest przyjacielem?"

Start from the beginning
                                    

- Um, nie... Na razie mam tylko badania kontrolne. Do chemii mam nieco czasu... - Urwałam, czując, że jeszcze jedno słowo, a się rozpłaczę.

- Rozumiem. Gdybyś coś wiedziała, cokolwiek, od razu mnie informuj. - Pokiwałam głową, mimo iż kobieta nie mogła tego zobaczyć - Niestety muszę kończyć, ponieważ za niedługo wychodzę z ojcem na ważne spotkanie biznesowe... Poradzisz sobie?

Czy sobie poradzę? - sama zadawałam sobie to pytanie setki razy i mimo, że tutaj mama niekoniecznie miała to na myśli, to jednak ja osobiście czułam drugie dno tego pytania i o zgrozo, nie znałam na nie należytej odpowiedzi.

***

Rzuciłam torebkę, zatrzaskując za sobą ciężkie, dębowe drzwi frontowe. Odetchnęłam ciężko, ruszając w stronę kuchni, w której, jak się okazało, znajdował się przygotowany przez Sophie obiad. Kurczak z ryżem i curry, ta kobieta wie, co dobre.

Po nałożeniu niewielkiej porcji, gdyż ochota na cokolwiek minęła mi po poruszeniu pewnego tematu przez Melisę, i włożeniu talerza do mikrofali, ruszyłam na piętro, z zamiarem przebrania się w wygodniejsze ciuchy, ponieważ wylegiwanie się na kanapie w czarnych jeansach, do których przy okazji przyczepia się każdy kłaczek, nie było niczym komfortowym. Szybko zrzuciłam z siebie ubrania, narzucając luźne, krótkie spodenki oraz jakiś t-shirt leżący na fotelu w rogu pokoju. Szybko złapałam włosy w coś na kształt koka, w idealnym momencie ruszając na dół, skąd dobiegał już dźwięk urządzenia, które chwilę wcześniej nastawiłam.

Razem z jedzeniem ruszyłam w stronę kanapy, włączając na telewizorze "Teen Wolf'a" i jakby okey. Odkąd zostałam namówiona na ten serial, serio się wciągnęłam, łykając już czwarty sezon. Powiedzmy sobie szczerze. Która dziewczyna nie pokochałaby seksownego Scotta, który we wcieleniu wilka pociąga jeszcze bardziej? No żadna, pogadane.

***
- Jak tak można? Przecież on na to, do cholery, nie zasłużył. Gdzie tu sprawiedliwość? - W kółko mamrotałam pod nosem jak opętana.

Oglądałam właśnie uważnie sceny, w których młody Derek chciał, a właściwie próbował, dowiedzieć się, gdzie tak właściwie znajduje się jego rodzina. Zrobiło mi się strasznie przykro z myślą, że ich przecież już nie ma, a on jako piętnastoletni chłopak, szukał ich na marne. Czasami życie jest tak strasznie niesprawiedliwe. Nawet w serialach.

Zaciągnęłam ostatni raz nosem, wstając z kanapy, przeciągając skostniałe ciało. Rzuciłam okiem na zegarek w moim telefonie, który wskazywał godzinę 17:34. Zastanowiło mnie, gdzie jest Hope, gdyż mimo, że do szkoły pojechałyśmy razem, blondynka uparła się, że do domu wróci autobusem, gdyż zajęcia kończyła później ode mnie. Wiadomo, iż tłumaczyłam jej, że poczekam te półtorej godziny, ale z nią to jak z upartym blond mamutem. No nie da się.

Wysłałam do dziewczyny wiadomość, na którą nie dostałam odpowiedzi co nieco mnie zdezorientowało, jednakże wiedziałam jedno. Ona nie była już dzieckiem, a ja nie byłam jej matką, a przyjaciółką. Jeśli nie odezwie się w ciągu piętnastu minut, wtedy będę panikować. Teraz zamknę oczy na minutkę, może dwie. No ewentualnie pięć, ale to wiadomo, tylko tak ewentualnie.

***
- Sadie. Sadie! SADIE, DO KURWY, WSTAWAJ ALBO OBERWIESZ W ŁEB MOIM NOWYM KOZAKIEM OD GUESS'A! 

- Hope, po pierwsze, nie są od Guess'a, a z wyprzedaży,  z sieciówki, w galerii, w której byłyśmy przed moją wyprowadzką, co świadczy również o tym, że nią są takie nowe - wymamrotałam z dalej zamkniętymi oczami. - A po drugie, dlaczego mnie budzisz, skoro nie śpię? Przecież na ciebie czekam. - odparłam, obracając si na drugi bok, z powrotem chcąc oddać się w stronę spokojnego snu, co nie spodobało się blondynce.

- W dupie z kozakami i twoim snem-nie snem, mam jutro randkę! - Piszczała dziewczyna, na co gwałtownie otworzyłam oczy, wstając do siadu.

- Pierodlisz - rzuciłam poważnie, patrząc na nią jak na debila.

- No chyba sobie tego, kurwa, nie uroiłam - spojrzałam na nią wzrokiem w stylu "ja-to-bym-tego-taka-pewna-nie-była", na co Stell tylko przewróciła oczami, kontynuując opowieść oraz niestety piski. - Pamiętasz tego mulata? Wiesz tego, który oprowadzał mnie po szkole - pokiwałam głową, co blondynka odebrała kolejnymi oznakami nadmiernej radości. - Tak więc, wpadł na mnie dzisiaj na korytarzu, wiesz, wtedy, kiedy ty byłaś zajęta pogaduchami z Collins'em. - Przewróciłam oczami na jej uwagę, ale nijak tego nie skomentowałam - No i ten chłopak przeprosił, przedstawił się, nazywa się Johnny. No i John - Ocho zdrobnienie, jest grubo - zapytał o moje imię, powiedziałam mu ze nazywam się Hope Renee Stell i...

- Hope, błagam, do brzegu - mruknęłam, gubiąc się w chaotycznych wywodach przyjaciółki - Przecież ja wiem jak się nazywasz, Rey - zaśmiałam się, używając zdrobnienia drugiego imienia dziewczyny, którego ona nie znosiła.

- Nie będę się wypowiadać na temat imienia, którego właśnie użyłaś, gdyż jeśli teraz cię uderzę, to nie dokończę historii, a jest to dla mnie nieco istotniejsze, niż faktyczna chęć mordu. - Wzięła głęboki wdech, na chwilę przymykając oczy. - No więc jak już się sobie przedstawiliśmy, chwilę pogadaliśmy, po czym stwierdziłam, że muszę już iść bo wiesz, trzeba grać niedostępną, a wtedy on poprosił mnie o numer i zapytał, czy nie chciałabym pójść z nim na kawę! - Przyjaciółka mówiła tak szybko i tak dużo, iż w pewnym momencie nie rejestrowałam jej słów,  jedynie wyłapałam te ostatnie.

- O matko! To przecież wspaniałe! - Ożywiłam się, łapiąc ją za rękę, a jej mina momentalnie zrzedła, jakby właśnie o czymś sobie przypomniała. - Co jest?

- Wszystko super i naprawdę się cieszę, ale... - wzięła kolejny wdech patrząc na mnie ostrożnie - Po tym jak się ze mną pożegnał, obiecując, że zadzwoni, aby dogadać szczegóły... Poszedł do kogoś i... Wiesz kogo on jest przyjacielem?

- Jak mi powiesz, że prezydenta, to chyba się nim zainteresuje - Spojrzałam na nią rozbawiona, po chwili przybierając nieco powagi, której oczekiwała moja współrozmówczyni. - Nawet nie wiem jak wygląda. - Przewróciłam oczami, nawyk - Skąd mam wiedzieć, z kim przyjaźni się ten twój lovelas? - zaśmiałam się, nic nie robiąc sobie z reakcji dziewczyny, która dla osoby postronnej, mogła wydawać się nieco niepokojąca.

- Ty nic nie rozumiesz. - Pokręciła głową - On jest kumplem Nathaniel'a, Sad...

Przez moment, dziewczyna patrzyła na mnie bez słowa, z zaniepokojonym wyrazem twarzy. Jej usta zacieśnięte były w wąską linie, brwi miała ściągnięte, a oczy pozostawały zmartwione obserwując mnie tym swoim niebezpiecznym, ale tak przeze mnie kochanym burzowym chłodem i chaosem. Kiedy przez dłuższy czas Stell do swojej wypowiedzi nic nie dodała, utwierdzając mnie w przekonaniu, iż to właśnie było powodem jej zachowania, wybuchnęłam śmiechem, na co brwi dziewczyny jeszcze bardziej zmarszczyły się, tym razem w bezgranicznym niezrozumieniu.

- Co cię tak bawi? Przecież go nie lubisz! - Oburzyła się dziewczyna, kiedy to ja próbowałam opanować napad śmiechu.

- Błagam cię Hope - zawyłam - Budowałaś napięcie, a następnie mówiłaś tonem, jakby ten twój cudowny chłopiec po rozmowie z tobą postanowił kogoś zastrzelić. Co mnie interesuje, że Jerry, Jeffy, ciul wie jak mu tam, przyjaźni się z tym debilem Collins'em? - znowu się zaśmiałam, spoglądając na nią kątem oka. - Jeżeli martwisz się, że tego nie zaakceptuję, to nie panikuj, macie moje pełne błogosławieństwo. - Uśmiechnęłam się do dziewczyny, która to patrzyła na mnie jak na kosmitkę - Co będzie, to będzie. Nie martw się na zapas, kochana. - wstałam, przelotnie cmokając ją w czoło. - Poza tym, przecież to ty decydujesz kto cię pieprzy - dodałam, szybko wymijając blondynkę.

Chwile później w domu rozległ się krzyk mojej przyjaciółki.

- Ty to zawsze musisz coś spieprzyć! To była taka urocza i ckliwa scenka! - zawyła, na co w zamian usłyszała tylko mój śmiech oraz trzaśnięcie drzwiami mojej sypialni.

Właśnie to jest przyjaźń.

***
Rozdział nieco nudny i bez fajerwerków, ale jak na przejściowy nawet mi się podoba.
Tym razem, jako dobra Samarytanka udzieliła się @Szejker_69. Dzięki piękna #teamDerek, wiadomo.
Rozdział sprawdziła moja niezastąpiona @Sylwusiaa1
I no ten tego... Myjcie rączki i trzymajcie się zdrowo.
Pisarka_z_marzeniami 🖤

Powietrze to nie tylko tlen [W trakcie korekty]Where stories live. Discover now