chapter 12

1.2K 116 30
                                    

     — Cholera jasna, Damon! Co ci zrobił tym razem? — podparła się o ramię mężczyzny, ledwo co mogąc ustać na własnych nogach. Szybko jednak podbiegła do niej Bonnie, pilnując, aby dziewczyna nie upadła.

     — Nie muszę mieć logicznego powodu, dla którego chcę go zabić.

Kimberly przewróciła ostentacyjnie oczami i przy pomocy Bonnie usadowiła się na jednym z kuchennych krzeseł.

— Mówię poważnie, Damon.

— Po raz kolejny nas okłamał — westchnęła ciemnoskóra, lustrując z niesmakiem ciało czarownika — Nie tylko moja krew jest częścią tego rytuału. Sama mogę nas stąd wydostać i Kai wcale nie jest nam potrzebny. Tylko nas wykorzystywał.

Kimberly zagryzła wargę słysząc słowa dziewczyny. Denerwowało ją to, że za każdym razem gdy zyskiwał zaufanie dziewczyny, to jeszcze szybciej je tracił. Nie chciało jej się wierzyć, że ukrywał przed nimi kolejną istotną rzecz. Spojrzała z politowaniem najpierw na Bonnie, a potem na Damona, nalewającego sobie bimber do szklanki.

— Skąd to wiesz? — zapytała nieco zbyt oschle.

— Poczytałam trochę w tej jego książce i wypróbowałam kilkukrotnie tego zaklęcie. Ascendent się otworzył. Myślisz, że to przypadek?

     — Nie sądzę — jęknął Salvatore, przysiadając się do dziewczyn — Ale zobaczmy najlepsze. Spróbuj Bonnie — wskazał na zranioną nogę dziewczyny, krzywiąc się nieznacznie na jej widok.

     Russell spojrzała na nich niezrozumiale, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, poczuła ciepłą dłoń czarownicy na swojej rannej kostce. Dziewczynę przeszył ogromny ból, wywołujący jej głośne syknięcie. Zacisnęła dłonie w pięści i spojrzała tym razem z wyrzutem na Bennett. Ona jednak w skupieniu ułożyła swoje dłonie na bladej skórze wampirzycy i zamknęła oczy. Wyszeptała kilkukrotnie skomplikowany ciąg łacińskich słów, przyciskając swoje dłonie do jej rozpalonej skóry jeszcze mocniej. Kimberly wykrzyknęła, niemalże zwijając się z bólu. Nigdy nie czuła czegoś takiego. Ciepły prąd przeszył jej ciało kilkukrotnie, pozostawiając po sobie dziwne uczucie. Nie minęła jednak chwila, a jej cierpienie ustało. Bonnie wyrwała się z kilkusekundowego transu i z zadowoleniem zlustrowała nogę dziewczyny. Russell posłała jej niepewne spojrzenie, po czym od razu przeniosła swój wzrok na nogę. Rozszerzyła w zdziwieniu oczy i otworzyła szeroko usta. Po ranie nie było śladu. Wszystkie ogromne bąble zeszły, a jej skóra z powrotem przybrała swój naturalny kolor. Dziewczyna momentalnie poczuła się lepiej. Nie odczuwała już zimnych dreszczy na plecach, ani uczucia wychłodzenia. Czuła także jak gorączka ustępuje, pozostawiając po sobie tylko kropelki potu na jej czole.

     — Jesteś cudotwórcą — westchnęła, szczerząc się do przyjaciółki. Bennett także się uśmiechnęła, kręcac głową — Jak? Czemu Kai nic o tym nie powiedział?

     — O tym właśnie mówiłam. Kwiat Nocy jest jednym ze składników rytuału, co czyni go połączonym bezpośrednio z zaklęciem, którego użyjemy, aby się stąd wydostać.

     Kimberly spojrzała niezrozumiale na dziewczynę, nie wiedząc do końca o czym mówi.

      — Może by tak prościej?

     — Dawno temu moja babcia, Emily Bennett stworzyła to zaklęcie. Rzuciła je na pozornie zwykły kwiat, aby ukarać swojego narzeczonego za zdradę. Przez długi czas zastanawiała się nad zemstą, aż w końcu w jej głowie zrodził się chytry plan. Przed każdym jego spotkaniem z kochanką, mężczyzna zrywał kobiecie fiołka. Tak też było tamtego razu, z tą różnicą, że w nocy Emliy zdążyła objąć roślinę klątwą. Niestety nigdy nie dotarł pod dom tej kobiety. Zatruł się kwiatem, a ponieważ był słabym śmiertelnikiem, jego śmierć nastąpiła bardzo szybko. Od tamtego czasu to zaklęcie uznawane jest za Zaklęcie Zdrady. Stąd też dzięki niemu się wydostaniemy.

     Kimberly siedziała w skupieniu przetwarzając wszystkie zebrane informacje. Trudno jej było zrozumieć, jak ta historia ma pomóc im stąd uciec. Tymbardziej, że to wszystko mogło wydarzyć się z pięćdziesiąt lat temu.

     — Zaraz, zaraz. Co ma wspólnego ten kwiat z Kaiem i jego więziennym światem?

     Damon dopił ostatniego łyka alkoholu i odstawił głośno pustą szklankę. Następnie westchnął przeciągle, spoglądając wymownie na przyjaciółkę.

     — Kim uwierz mi, myślenie nie boli. Kai zabił własną rodzinę. Dopuścił się wtedy zdrady, tak? A jak już wielokrotnie mówiliśmy kwiat jest połączony z zaklęciem. Sam nie mógł go wykonać, ponieważ jest zdrajcą. I bardzo dobrze o tym wiedział.

     — A na dodatek księga mówi, że tylko czarownica z rodu Bennett może złamać to zaklęcie. Nasze przybycie tutaj to idealna okazja, by się stąd wydostał.

     — Dlatego nie wspomniał o zaklęciu, tylko robił jakąś miksturę. Nie chciał go użyć, bo nie mógł. Inaczej odkrylibyśmy, że nie jest nam potrzebny do ucieczki — jęknęła bezsilnie, łącząc w głowie wszystkie fakty. Cholerny Kai ich wykiwał.

      Russell przetarła twarz dłońmi, ciężko wzdychając. Po raz kolejny od poznania Parkera biła się z myślami. Były momenty, w których nawet wierzyła, że jest dobry i wszystko co dla niej robi, jest bezinteresowne. Rzeczywistość była jednak zupełnie inna. Wszystko robił dla własnych korzyści i nie była nawet pewna, czy te całe akcje i wzruszające momenty nie były po to, aby ją zmiękczyć. Sama zauważyła, że ostatnio bardziej skupiła się na jej dziwnej relacji z chłopakiem, niż na wydostaniu się z tego przeklętego miejsca. Chciał tylko odwrócić jej uwagę i skutecznie mu się to udało. Sukinsyn.

     — Co teraz zrobimy? — zapytała spoglądając na przyjaciół.

     — Pora wracać do domu, nie sądzisz? — roześmiany Salvatore wstał pospiesznie z krzesła i skierował się do drzwi wyjściowych, mrugając przy okazji okiem w jej stronę.

     Bonnie natomiast sięgnęła do zielonkawego plecaka, który leżał na stole i wyciągnęła z niego gruby sznur, który za pomocą magii rozdzieliła na dwie części. Podeszła pośpiesznie do jeszcze martwego ciała Parkera i zawołała do siebie Kimberly. Podała dziewczynie jedną z połówek sznura i kazała związać chłopakowi nadgarstki oraz zakneblować szmatką usta, natomiast ona zajęła się jego nogami.

     Kiedy skończyły, odsunęły się od niego kawałek i z pewnego rodzaju dumą wpatrywały się w wynik swojej pracy. Czarownik siedział oparty o ścianę z głową spuszczoną na dół. Kimberly wykrzywiła usta w grymasie, co nie umknęło uwadze Bennet, jednak ta zbyła ją odwracając wzrok w drugą stronę. Wiedziała, że Kai popełnił błąd nie mówiąc im prawdy, jednak bolał ją fakt, że nawet nie wyznał tego chociażby jej. Dziewczyna co dopiero zdobyła się na zaufanie chłopakowi, a tym czasem nie otrzymała go ze strony Parkera. Mimo wszystko nie chciała go tutaj zostawiać. Kai nie był złym człowiekiem, jedynie zranionym i łaknącym zdrady. Chciał tylko się stąd wydostać, bez względu na to jakim kosztem.

     Po chwili poczuła uścisk Bonnie na ramieniu. Zacisnęła mocno szczękę, przymykając oczy. Wbrew pozorom odejście było dla niej ciężkie.

     — Pora się zbierać — usłyszała zachrypnięty głos czarownicy.

     Kimberly zerknęła po raz ostatni na bezwładnie leżące ciało chłopaka, po czym odwróciła się gwałtownie i pospiesznym krokiem, bez słowa wyszła z budynku. Czuła, że jeśli zostałaby tam choćby chwilę dłużej, posunęłaby się do czegoś, czego oni wszyscy mogliby później żałować.

     Bonnie natomiast posłała Parkerowi wrogie spojrzenie i także zwróciła się w kierunku wyjścia.

     — Modus — szepnęła na odchodne, sprawiając tym samym, że ciało czarownika z impetem uderzyło o najbliższy regał.

ᴛʀᴀᴘᴘᴇᴅ; ᴋᴀɪ ᴘᴀʀᴋᴇʀWhere stories live. Discover now