rozdział pierwszy

67 3 0
                                    

Obudziłam się zalana potem. To niemożliwe! To niemożliwe! Ciągle powtarzałam w myślach. To niemożliwe, że zginęła moja przyjaciółka. Od nocy kiedy znaleziono jej martwe ciało, nie mogę spokojnie spać. Czuję jakby ktoś mnie obserwował... Ta okolica nigdy nie była spokojna, ale to co się dzieję ostatnimi czasy wymyka się z pod kontroli. Jedno martwe ciało za drugim, niewyjaśnione zaginięcia dzieci, młodzieży, dorosłych. Nic się ze sobą nie łączy. Policja obstawia, że kilka osób odpowiada za zbrodnie, lecz ja mam inne zdanie. Muszę im to tylko jakoś udowodnić. To wszystko nie łączy się do tego stopnia, że według mnie stoi za tym tylko jedna osoba. Albo nie osoba... Uznacie mnie za niepoczytalną, ale naprawdę to, co się dzieję jest prawdziwie nadprzyrodzone. Już tyle osób zginęło, czas aby ktoś rozwiązał zagadkę tajemniczych zniknięć w Voisville. Nikt nie jest bezpieczny. Boję się spać w własnym łóżku, chyba zaczynam przechodzić w paranoję. Widzę, widzę coś za firanką. Przestaje panować nad moim ciałem. Czuję drgawki, przeszywające mnie na wskroś. Zaczynam krzyczeć i.. i odpływam. Zalewa mnie ciemność, już nic nie widzę. Nie widzę pokoju, nie czuję na sobie światła księżyca wychodzącego z mojego okna. Przyjemne uczucie. Niczym się wtedy nie przejmuję, myślę
o rodzinie. O mojej mamie, tacie, nawet o bracie.
Nagle to uczucie przemija.

-Znowu dostała ataku..-słyszę szepty wokół
mnie.

Czuję, że leżę w swoim łóżku, więc jest dobrze. Nie pozwolę im znowu oddać mnie to tego okropnego szpitala. Nie pozwolę!
Zobaczyłam zaniepokojoną twarz mojej mamy. Martwi się o mnie, jak zawsze. Zobaczyłam też twarz doktora Gandii. To mój psychiatra. Pewnie mama po niego zadzwoniła, żeby sprawdził czy wszystko ze mną dobrze.

-Jej stan widocznie się pogarsza-stwierdzi Gandia.

Jak to pogarsza?! Chciałam to do niego krzyknąć, ale nie mogłam nawet otworzyć ust. Czułam się sparaliżowana.

-To pewnie przez smierć jej przyjaciółki, jest z nią coraz gorzej...-odpowiedziała moja mama.

Jak coraz gorzej. Rozmawiają o mnie jak o jakiejś nie wiadomo jak chorej osobie, nawet nie rozmawiają, a obgadują. Halo, jestem tuż obok was na łóżku. Pewnie nawet nie wiedzą, że wszystko słyszę.
Wiem, że nie jestem jak każda inna dziewczyna w moim wieku. Lekarz mi wmawia, że jestem wyjątkowa. Oczywiście to nieprawda. Nie ma we mnie nic z wyjątkowości. Może jestem trochę inna, ale to nie czyni mnie wyjątkowej. Jest dużo osób podobnych do mnie. Kilka spotkałam w szpitalu. Jedyny plus przebywania w tamtej dziurze. Kiedyś może wam o tym opowiem, ale jeszcze nie na to pora.
Wzięłam głęboki oddech, który przyszedł mi z dużym wysiłkiem. Próbowałam coś powiedzieć, Gandia chyba to zauważył.

-Rose, nie przemęczaj się. Leż grzecznie i nic nie mów. Musisz odpoczywać.

Leż grzecznie? Teraz jestem psem. Super. Lubiłam Gandię, ale po prostu facet nie miał wyczucia do kobiet. Pewnie dlatego w wieku 40 lat nadal nie ma żony.
Posłuchałam się go i ,,grzecznie leżałam" na łóżku. Odkąd Gandia i mama wyszli z pokoju, zapanowała kompletna cisza. Ja i moje myśli. To nie jest dobre połączenie. Uznałam, że jedynym sensownym wyjściem jest pójście spać. Wiedziałam, że tak prędko nie zasnę. Nie potrafię, po prostu nie potrafię. Zamknęłam oczy i zadzwonił telefon...

MowaWhere stories live. Discover now