~Chapter ten~

2.4K 131 107
                                    


~♡~

W niedzielę w parku odbył się apel prowadzący, przez burmistrza miasta. Chciał on zapewnić mieszkańcom, że nie ma powodów do obaw. Przybył nawet Kapitan razem z Niebezpiecznym. Oni także starali się zapanować nad chaosem, który już od kilku dni zawładnął miastem.

— Ludzie niepotrzebnie panikują — powiedziała Char stojąca obok mnie. — W końcu już niejednokrotnie w mieście grasowali złoczyńcy.

Nie podzielam zdania dziewczyny. Moim zdaniem niepokój panujący w Swellview jest słuszny, ale powinien być bardziej umiarkowany. Jednak w odpowiedzi tylko przytaknęłam, aby nie drążyć tematu. Burmistrz od dwudziestu minut wygłaszał swoją przemowę, która nie tylko przynudzała widzów, ale także miejscowych bohaterów, którzy siedzieli na dwóch krzesłach w tylnej części sceny. Z całych sił starałam się skupić na mówiącym mężczyźnie, ale wzrok mimowolnie padał na Niebezpiecznego, który próbował nie zasnąć, co wyglądało naprawdę uroczo.

— Co tam dziewczynki? — zapytała pani Hart.

Spojrzałam w miejsce gdzie stała przedtem z resztą rodziny i moją mamą, ale zobaczyłam tam tylko pana Hart'a i Piper, która przez cały czas nagrywała telefonem młodszego bohatera.

— Dobrze, ale gdzie jest mama? — zapytałam ciekawa.

— Poszła do toalety — powiedziała po czym zaczęła rozglądać się po zgromadzonych. — Widziałyście może Henryka? Odkąd tu przyszliśmy to nie mogę go znaleźć.

Na twarzy Charlotte pojawiła się lekka panika, ale szybko sobie z nią poradziła. Uśmiechnęła się delikatnie i zabrała sobie z czoła kosmyk jej ciemno brązowych włosów. Razem z Siren patrzyłyśmy na dziewczynę wyczekując odpowiedzi. Po jej zachowaniu było widać, że coś wie.

— No dobra, ale nie mówcie mu, że wiecie — powiedziała przygryzając wargę. — Henryk umówił się teraz z dziewczyną.

— Teraz? — dopytywała mama blondyna. — Chociaż w sumie wszystko u niego możliwe.

— Zapraszam naszego superbohatera, Kapitana B, aby także mógł podzielić się swoim zdaniem — powiedział burmistrz, a każdy ze zgromadzonych uradowany zaczął klaskać.

Starszy z bohaterów nie zareagował tylko z głową przechyloną na prawy bok, najprawdopodobniej spał. Dopiero, gdy jego pomocnik dźgnął go łokciem w brzuch ten otworzył oczy, mówiąc niesłyszalne dla widowni słowa. Szybko wstał z miejsca i zajął dotychczasowe miejsce burmistrza. Stojąca obok mnie dziewczyna, pokręciła ze zrezygnowaniem głową, a ja cicho parsknęłam śmiechem.

— Drodzy mieszkańcy Swellview — zastanowił się chwilę. — Od wielu lat chronię to miasto przed równie niebezpiecznymi łotrami i każdy z nich został złapany. Snowman jest niewiele groźniejszy od reszty, dlatego to kwestia czasu, gdy go złapiemy razem z Niebezpiecznym. Życzę miłej niedzieli — ukłonił się, a ludzie ponownie zaczęli klaskać i głośno wiwatować.

Ludzie z uśmiechem opuścili park powodując, że robiło się coraz mniej tłoczno. Nie wiedziałam już czy te brawa bili po pocieszającej przemowie Kapitana czy, że dostali pozwolenie na pójście do domu.

— Już koniec? — zapytała mama, która dopiero wróciła z toalety.

— Jak widać — odparła Siren. — Wpadacie do mnie dzisiaj na kawę? Upiekłam ciasto bananowe.

Izabell od razu przyjęła zaproszenie. Całą piątką ruszyliśmy w stronę naszej ulicy. Piper przez cały czas nawijała o jednej dziewczynie z jej klasy, która miała takie same buty jak ona. Nagle zawiał dość mocny wiatr, który sprawił, że lekko zatrzęsłam się z zimna. Stanęłam w miejscu wywracając oczami na swoją sklerozę.

— Zapomniałam płaszcza w parku — oznajmiłam. — Biegnę po niego i spotkamy się na miejscu — szybko zawróciłam nie dając im nawet szansy na odpowiedź.

Modliłam się w myślach o to, aby nikt mi jego nie zwinął. Jestem bardzo do niego przywiązania, więc byłabym okropnie na siebie wściekła jakbym go nie znalazła. Aktualnie miałam na sobie tylko pudrowy sweterek i czarne jeansy, a wiatr był coraz bardziej uciążliwy. Stanęłam przy wejściu prawie, że pustego parku poszukując zguby. Koło murka na, którym zostawiłam płaszcz stał Niebezpieczny. Trzymał on w rękach moją zgubę, którą delikatnie wąchał.

— Emm — zwróciłam na siebie uwagę stojąc kilka metrów od blondyna, a ten lekko podskoczył. — To moje.

— Wiem — powiedział czerwieniąc się. — Pachniał tobą — odparł, ale zaraz potem otworzył zażenowany usta uświadamiając sobie co powiedział.

— Co? — uśmiechnęłam się blado.

— Masz bardzo ładne, charakterystyczne perfumy — wyjaśnił.

Mimo widocznego zażenowania nadal patrzył mi w oczy, nie odwracając nawet na minutę wzroku. Sekundy mijały, a żadne z nas nic nie powiedziało. Nadal zatapialiśmy się w swoich spojrzeniach. Czułam jak moje kasztanowe włosy powiewają mi na twarz. W pewnym momencie cisza zaczęła być niezręczna, więc zrobiłam krok do przodu, aby odebrać swój płaszcz. Niespodziewanie chłopak także zrobił krok do przodu, więc zderzyliśmy się klatkami. Blondyn prawą ręką złapał mnie w talii, kurczowo przetrzymując mnie blisko siebie. Nasze twarze dzieliły milimetry, a ja czułam na nosie gorący oddech chłopaka.

— Uratowałeś mi życie, a ja ci nawet nie podziękowałam — wyszeptałam trzymając obie ręce na jego torsie.

— Miło było ciebie ratować — wzrok blondyna zjechał na moje usta, co spowodowało, że poczułam jakby w moim brzuchu zagnieździło się stado motyli.

Położyłam dłoń na jego chłodnym policzku. Wiedziałam czego chcę, ale bałam się wykonać pierwszy ruch. Nic się w tamtej chwili nie liczyło oprócz niego. Czułam nie tylko szybkie bicie mojego serca, ale także jego, które niemal wystukiwał melodie. Powoli zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, aż w końcu musnął delikatnie moich ust, a następnie pocałował. Zaczął pieścić mnie językiem, przez co lekko się zagubiłam. Po chwili oderwaliśmy się od siebie, aby móc złapać oddech. Otworzyłam oczy i ponownie zatopiłam się w jego spojrzeniu.

— Twój płaszcz — wepchnął mi go do rąk nadal przytrzymując mnie w talii.

— Dzięki — odparłam starając się przykryć włosami zaczerwienienia na policzkach.

Chłopak widząc to zaśmiał się krótką i szybko strzepnął je do tyłu. Pogładził mnie po policzkach, zahaczając kciukiem o dolną wargę. Dopiero teraz dotarło do mnie to, że pocałowałam chłopaka, z którym zamieniłam w życiu tylko kilka słów. Właśnie doświadczyłam mój pierwszy pocałunek i to z pomocnikiem superbohatera. Mimo, że trzymałam go dla osoby, która będzie bliska mojego sercu to jednak nie żałuję tego spontanicznego pocałunku.

— Powinnam już iść — powiedziała, gdy zauważyłam, że blondyn chciał powtórzyć wcześniejszy ruch.

— Uważaj na siebie — uśmiechnął się lekko i cmoknął mnie w czoło.

Wyswobodziłam się z uścisku i założyłam płaszcz, który wydawał się już być niepotrzebny przez falę ciepła, która ogarnęła moje ciało i mimo upływających minut nadal nie minęła.

— Wszystko dobrze, Megan? — zapytała mnie mama, gdy siedziałyśmy w salonie u państwa Hart.

Nic nie powiedziałam tylko uśmiechnęłam się delikatnie i przytaknęłam głową.

~♡~

The cold touch |Henry Danger| ✔Where stories live. Discover now