~Chapter one~

3.4K 183 20
                                    


~♡~

Zmarszczyłam czoło, gdy poczułam jak na mojej twarzy padają promienie słoneczne. Powoli otworzyłam oczy rozglądając się dookoła. Brązowowłosa kobieta w podeszłym wieku siedziała obok mnie na miejscu kierowcy, wystukując palcami o kierownice rytm piosenki lecącej w radiu. Gdy zorientowała się, że wstałam posłała mi promienny, ale i zmęczony uśmiech.

— Dzień dobry kochanie — przywitała się.

— Dzień dobry — odpowiedziałam sennie, po czym ziewnęłam.

Wczoraj rano dowiedziałam się, że mamie znudziła się Kanada, więc spakowałyśmy się i wyjechałyśmy z kraju jej autem, który został kupiony zaledwie dwa miesiące temu. Nie powiedziała mi dokąd jedziemy, nigdy tego nie robi. Uważa, że to powinna być dla mnie niespodzianka. Na początku za każdym razem byłam podekscytowana i zniecierpliwiona, ale po pewnym czasie przestałam się tym przejmować. Teraz liczy się dla mnie to, aby jak najszybciej położyć się na nowe łóżko i się wyspać. Potem zazwyczaj zwiedzałam pobliski teren i robiłam z uśmiechem zdjęcie, aby potem wrzucić je na mój profil na instagramie. Na zdjęciach przybieram postać uśmiechniętej nastolatki, która razem ze swoją mamą zwiedza różne zakątki świata. Pokazuje tam szczęście, którego nie odczuwam.

Mimo iż ludzie wierzą, że spędziłam całe życie na walizkach to jednak tak nie jest. Pierwsze, a zarazem najlepsze dziewięć lat mojego życia, spędziłam w rodzinnym miasteczku mojej mamy. Było cudownie. Tylko ja, mama i tata. Jednak nic nie trwa wiecznie. Tata wracając z pracy miał wypadek samochodowy, którego nie przeżył. W tamtym momencie świat mój i mojej mamy, Izabell legł w gruzach. Przez miesiąc nie mogłyśmy się pogodzić z brakiem ojca i męża.

Pamiętam dzień, gdy wróciłam jak zwykle przygnębiona ze szkoły, a mama oznajmiła, że spełni razem ze mną marzenie jej i taty, które nie zdążyli spełnić. Zostawiłyśmy wszystko co tam miałyśmy; dom, przyjaciół, rodzinę i wyjechałyśmy. Nieustanna podróż pomogła nam pokonać smutek, ale ciągłe wyjazdy zaczęły mnie męczyć. Zdaje mi się, że Izabell nigdy nie znudzą się te wyjazdy. Jest malarką, więc podróż dodaje jej weny. Dzięki temu, że pracuje w domu nie musi się martwić znajdowaniem pracy. Nawet poradziła sobie z moją edukacją. Czasami zapisuje mnie do szkoły, a czasami wynajmuje prywatnych nauczycieli, aby uczyli mnie w domu. Jak widać moja mama jest pełna ambicji i energii od niespełna ośmiu lat.

— Kiedy będziemy na miejscu? — zapytałam rodzicielki wiercąc się na siedzeniu.

— Za trzy godziny powinnyśmy dojechać — oznajmiła i podgłośniła piosenkę lecącą w radiu.

Zaczęłam rozmyślać nad tym, gdzie tym razem zabiera mnie brunetka. Nie jechałyśmy stosunkowo długo, a jesteśmy niedaleko. Już samo to, że jedziemy autem oznacza, że prawdopodobnie znowu jedziemy osiedlić się w Stanach Zjednoczonych. Uśmiechnęłam się na tą myśl, ponieważ nie ukrywam, że uwielbiam tu przyjeżdżać. Traktuję ten kraj jako kraj ojczysty, dlatego nic dziwnego, że pragnę tu wrócić.

Po trzech godzinach, które zleciały mi zaskakująco szybko wjechałyśmy do lasu. Z lekko uchylonymi ustami przyglądałam się krajobrazowi mając przeczucie, że znam te drzewa. Kilka minut nieustannemu wpatrywaniu się, zauważyłam duży znak z napisem Swellview. Pisnęłam uradowana nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Moja mama widząc moją reakcję zaśmiała się krótko.

— Wiedziałam, że się ucieszysz — powiedziała z uśmiechem, jadąc znaną mi drogą.

Miałam tyle pytań, ale w tym momencie nie mogłam nic z siebie wydusić. Byłam tak oszołomiona, że nawet nie zauważyłam, kiedy się zatrzymałyśmy. Stałyśmy obok bardzo dobrze znanego mi domu. Nie był to jednak nasz stary domek, w którym mieszkałam za młodego, a budynek, w którym spędziłam w tamtym okresie drugą połowę swojego życia.

— Tylko nie mów, że tu się zatrzymamy — powiedziałam błagalnym tonem, patrząc na dom Hart'ów.

— Nie mówię — zaśmiała się. — Tydzień temu Siren zadzwoniła do mnie, że Williams'onowie sprzedają dom naprzeciw. Obie uznałyśmy, że to odpowiednia pora, aby wrócić tym razem na dłużej. Kochanie widzę jak cię to wszystko męczy, dlatego w tym właśnie momencie kończymy naszą podróż dookoła świata i żyjemy od nowa na staro.

To wszystko brzmiało jak bajka. Tak byłam szczęśliwa, że nawet nie przeszkadzało mi, że będę mieszkać naprzeciw Hart'ów. Do oczu zebrały mi się łzy, które zaczęły spływać po moich policzkach. Rodzicielka przytuliła mnie, nadal siedząc w aucie. Uśmiech nie znikał nam z twarzy mimo, że obie się rozkleiłyśmy.

— A więc, co chcesz zrobić najpierw? — spytała nadal mnie przytulając.

— Zanim zwiedzimy nowy dom, możemy pojechać na cmentarz? — zapytałam ochrypłym głosem.

Na cmentarzu w Swellview został pochowany mój tatuś. Był on Włochem, który przyjechał do Stanów na studia. Tam poznał Izabell i jak to w życiu bywa, zakochali się w sobie. Piękna historia z codziennie na nowo kwitnącą miłością, której byłam jedynym owocem. Każda historia ma jednak swoje zakończenie, które w ich przypadku było tragiczne. Fred zakończył swoje życie jako szanowany w mieście lekarz, kochający mąż, przyjaciel i ojciec.

— Oczywiście kochanie — powiedziała, głaszcząc kciukiem po moim policzku.

Chcę tam pojechać tak samo mocno jak ja. Widzę to w jej oczach. Mimo, że wyjechałyśmy tamtego dnia z tego miasta to i tak zawsze wracałyśmy, czternastego maja w rocznicę śmierci najważniejszego mężczyzny w naszym życiu.

~♡~

The cold touch |Henry Danger| ✔Where stories live. Discover now