9 - "Cholera, mielibyśmy ładne dzieci"

Zacznij od początku
                                    

Wiadomość od mamy całkowicie mnie zaskoczyła. Wszystko co napisała, w żaden sposób nie trzymało się kupy.

Problemy w firmie? Muszą zostać w Nowym Orleanie? Zostawić jeszcze niepełnoletnią córkę z rakiem, samą, tysiące kilometrów od siebie? A, przepraszam. Nie "samą" tylko z jakąś "współlokatorną", o której nie wiedziałam kompletnie nic. Ja zwariuję.

To brzmiało jak fabuła taniego romansidła, w którym rodzice głównej bohaterki magicznym sposobem, usuwają się z jej drogi, dzięki czemu ta może robić wystrzelone imprezy oraz pieprzyć się gdzie i jak popadnie ze swoim kochasiem, macho.

Nie, to nie dla mnie.

Ale reszta się zgadza, mam cały dom, prawie, tylko dla siebie, ponieważ moi rodzice niewyjaśnionym sposobem, wykruszyli się z mojego życia.

Ciekawe.

Weszłam w kontakty, wystukując na klawiaturze imię, które mnie interesowało, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę. Sama tego nie ogarnę.

- Halo? - odezwał się głos po drugiej stronie.

- Um, hej Hope, miałabyś może czas dzisiaj do mnie wpaść?

- Jasne! - Blondynka ożywiła się. - O której?

- No tak jakby teraz.. - zaśmiałam się, czekając na odpowiedź blondynki.

- Wiesz, że jakoś mnie to nie dziwi?

Ale mnie twoja wypowiedź już tak - pomyślałam marszcząc brwi 

- Po ciszy z twojej strony wnioskuję, że nic nie wiesz - mruknęła - twoi rodzice poinformowali mnie o zaistniałej sytuacji i... cóż wychodzi na to, że będziemy razem mieszkać! - Końcówkę wypowiedzi prawie wykrzyczała uradowana.

Okey, gdzie jest ukryta kamera?

***

- Wpadłam tam, od razu podając jej swoje dane, a ona, że przydzieli mi kogoś do oprowadzenia po szkole. - Hope coraz żywiej opowiadała mi o pierwszym dniu w nowej szkole.

Tak, dobrze myślicie, tej samej, do której ja dołączyłam jakiś tydzień temu. Do tej pory nie potrafię uwierzyć w to, jak niesamowite mam szczęście.

- I co dalej? - zapytałam, ciekawa źródła ekscytacji szarookiej.

- Co dalej? Dalej, to już tylko dobrze zbudowany mulat, o brązowych jak kawa oczach - rozmarzyła się. - Cholera, mielibyśmy ładne dzieci - powiedziała zamyślona, wodząc pamięcią po spotkaniu z jej "przewodnikiem".

Spojrzałam rozbawiona na dziewczynę, która gdyby mogła, już biegałaby po mieście, szukając swojego księcia.

- Zapomniałam poprosić go o numer - sprostowała, nagle pochmurniejąc.

- Spokojnie Casanova, jutro też jest dzień. Jeśli ten twój grecki bóg jest uczniem NASZEJ - specjalnie podkreśliłam to słowo, gdyż dalej to wszystko niezwykle mnie cieszyło - szkoły, a jest nim napewno, jeśli cię po niej oprowadzał, jutro go znajdziemy i wyciągniemy numer, choćby siłą. - Uśmiechnęłam się pokrzepiająco do przyjaciółki, ściskając delikatnie jej ramie.

- A właśnie, skoro już o szkole mowa... - zamyśliła się. - Dlaczego cię dzisiaj nie było?

To fakt, nie poszłam do szkoły. Nie czułam się na siłach. Po moim telefonie, Hope nie przyszła od razu, gdyż jak się okazało, musiała załatwić wszystkie formalności związane ze zmianą placówki, co dało mi czas na ułożenie w głowie planu, jak jej to wszystko opowiedzieć.

Oczywiście teraz nie pamiętałam z tego "planu" kompletnie nic.

- Tylko proszę... Nie oceniaj mnie - mruknęłam - nie wiem od czego zacząć... - ściszyłam głos.

- Najlepiej od początku, skarbie - szepnęła Hope.

Widząc mój zmieniony nastrój, blondynka zaczęła mnie lekko głaskać po głowie.

Wdech, wydech.

- Więc...

***
- Kurwa - odetchnęła Stell, kiedy skończyłam mówić. - Jakby... Ja pierdolę... - Nie mogła ułożyć sensownego zdania. Była w szoku. Nie wiedziała, co ma powiedzieć.

Dziewczyna, której sam szatan by nie przegadał, NIE WIEDZIAŁA CO POWIEDZIEĆ.

To właśnie oznacza, że jest źle.

Jest bardzo źle.

Gdybym wtedy wiedziała, co będzie działo się później, nie oceniałabym sytuacji aż tak pochopnie. Bo przecież... zawsze mogło być gorzej, prawda?

***
Ważne, słoneczka:

OKEY. Zacznę od tego, iż wiem, że ten rozdział jest słaby. Sama nie jestem z niego za bardzo zadowolona i zdaje sobie sprawę, z tzw. "wypchaj dziur" jakie się pojawiły. Niestety w szkicu całej "książki", zauważyłam pewne nieścisłości odnoście fabuły, a że nie chciałam zmieniać całego opowiadania od początku, postanowiłam wyjaśnić i naprostować to wszystko w tym rozdziale.

Kolejną sprawą jest fakt, iż zauważyłam pewne przejawy "Mary Sue" w pewnych elementach historii, które mam nadzieję, nie rażą w oczy, jednakże obiecuje wam, że to tylko początkowe wrażenie. Kiedy akcja się rozkręci, zmieni się wiele rzeczy.

Wracając jeszcze na chwile "strikte" do tego rozdziału... Był on dla mnie całościowo dosyć trudny, przez co chciałam przejść przez niego jak najszybciej, mam dużą nadzieję, że nie zniechęciło was to do dalszego czytania.

(przepraszam za wyjątkowo dużą ilość wulgaryzmów, ale po prostu, tym razem, nie potrafiłam inaczej)

W ramach przeprosin za całość, następny rozdział postaram się wrzucić jak najszybciej. Przy okazji, chciałabym poznać tutaj wasze opinie, odnośnie całości, gdyż niezwykle mnie one i ciekawią. Tak więc wiecie co robić.  💬➡️

Pozdrawiam i do następnego xoxo Pisarka_z_marzeniami 🖤

Powietrze to nie tylko tlen [W trakcie korekty]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz