TYDZIEŃ TRZECI

1.3K 69 13
                                    

Nawiasy napisane tą czcionką
są przeznaczone dla pewnej fajnej osóbki, która słuchała dziś moich rozkmin
W środę po lekcjach do mojego gabinetu przyszedł Potter. W ręku trzymał gruuubą ksiażkę, najpewniej pochodzącą z biblioteki. Rozłożył ją przede mną otwartą na rozdziale zatytułowanym "upadek Czarnego Pana". Domyślałem się co jest w nim zawarte, więc spojrzałem w jego diabelnie zielone tęczówki.
- opowiedz- rozkazał. Zdziwił mnie jego ton. Nie mówił głośno, nie unosił się. Nie mówił z gniewem, ale z przekonaniem. Jakiś wewnętrzny instynkt kazał mi go posłuchać. Wiedziałem, że będzie dobrym przywódcą, ale dopiero później miało okazać się, jak dobrym...
- Pewnego dnia, jeszcze przed Twoimi narodzinami, światło dzienne ujrzała przepowiednia- zacząłem- w skrócie mówiła o tym, że przed końcem lipca, na świat przyjdzie dziecko, które mam moc, by pokonać Voldemorta, Czarnego Pana- wyjaśniłem widząc jego pytające spojrzenie.
- Jak zapewne wiesz, bo obchodzisz wtedy urodziny, dokładnie 31 lipca wyszedłeś z łona Lily- westchnąłem cicho- Twoi rodzice, wiedząc o przepowiedni, postanowili się ukryć. Narzucili na Dolinę Godryka, bo tam wtedy mieszkaliście, zaklęcie. Polegało ono na tym, że nikt ich tam nie znajdzie, jeśli lokalizacji nie poda mu Strażnik Tajemnicy, którego sami mogli wybrać. Jak się okazało, osoba, której to powierzono była nieodpowiednia i wydała kryjówkę Twoich rodziców- zawachałem się(pierwsza rozkmina)- Waszą kryjówkę Voldemortowi. 31 października 1981 roku przybył on do Doliny Godryka i zamordował Twoich rodziców, gdy nie chcieli Cię oddać- zatrzymałem się na chwilę, to było zbyt wiele emocji na raz.
-Ale gdy próbował zabić Ciebie, coś odbiło zaklęcie, tak, że to własnie w niego uderzyło to dlatego jesteś sławny i dlatego każdy zna Twoje imię, pokonałeś go Harry, ale nie łudź się, on wróci
Silniejszy i odporniejszy, a wtedy znów będziesz musial go pokonać...- skończyłem historię, po czym opadłem znów na krzesło, bo jak się okazało, podczas opowieści musiałem z niego wstać. Po chwili patrzenia mi w oczy brumet wyszedł, zostawiając mnie samego z moimi myślami.

W piątek przed lekcjami ponownie odbył się trening Quidittcha, jednakże, jakimś cudem, Gryfoni również mieli na wtedy zarezerwowane boisko( a niech Cię Stary Dropsie). W związku z tym postanowiliśmy( po krótkiej wymianie sprzecznych opinii zwanej przez niektórych kłótnią) przeprowadzić mecz towarzyski. Uczniowie w zirlonych szatach zajęli miejsca na prawej połowie boiska, a ci w czerwonych na lewej. Po wypuszczeniu znicza i fr stanąłem po środku rzuciłem kafel i gwizdnąłęm, oznajmiając poczatek gry.
Piętnascie minut później wynik wynosił 60:40 dla Slytherinu. Nie było źle, choć musiałem przyznać, że Gryfoni również są w świetnej formie. Na szczęście my mieliśmy asa w rękawie.
W 22. Minucie Potter lecąc pionowo w dół, niespełna metr nad ziemią złapał znicz. Akcja była tak spektakularna, że dwóch gryfonów niemal zderzyło się ze sobą.
Podczas lekcji eliksirów trzeciorocznych krukonów i puchonów, postanowiłem utworzyć koło eliksirów dla wybranych.
Ogłosiłem to po lekcjach i powiedziałem, że wieczorem wywieszę listę przyjętych.
Wiedziałem, że na zajęcia przyjmę
- Harrego Pottera- nowy nabytek slytherinu, który już teraz razem z Draco Malfoyem( drugim przyjętym) odznaczali się nieprzeciętnymi talentem i wiedzą.
Ostatnią osobą z pierwszego roku, którą zamiar miałem przygarnąć była Granger z Gryffindoru. Nie miała talentu, ale posiadała wiedzę i była chętna do nauki.
Z drugiego roku postanowiłem wziąć Cho Chang- nie przepadałem za nią, ale ważyła naprawdę znośne eliksiry. Z trzeciego roku talentem i zapałem do mojego przedmiotu wyróżniali się jedynie Fred i George Weasleyowie, także to na nich padł mój wybór. Czwartoroczny puchon- Cedric Doggory, również dostał się na te jakże elitarne zajęcia, ponieważ chłonął wiedzę niczym gąbka. Z piątego roku kolejny Weasley- tym razem powszechnie znany kujon pan prefect Perseusz... oprócz niego przyganąłem jeszcze tą jego krukonkę- Penelopę, bo znała się na eliksirach i miała potencjał. Na piątym roku postanowiłem zakończyć rekrutację, ponieważ poniekąs wszycy OWTM- owcy byli wyselekcjonowani, wiec nie miał sensu dzielic ich jeszcze bardziej na grupy.
Po wywieszeniu listy, gdy wracałem, usłyszałem jak Quirrel rozmawiał z Hagridem. Wiedziałem co próbuje zrobić, więc poszedłem za głosem. Zastałem ich przy stoliku grających w karty, rozmawiających i śmiejących się. (Druga rozkmina)Gdy koleś w fioletowym turbanie mnie ujrzał, usmiech opuscił jego twarz, po czym burknął coś, że jest zmeczony i że pójdzie się położyć, po czym uciekł. Po prostu wybiegł z pokoju. Uznałem, że nie ma sensu go gonić, bo i tak nic mi nie powie, więc postanowiłem zostać i wyciągnąć informacje od Hagrida. Usiadłem na miejscu Quirella i rozdałem karty. Nalałem Hagridowi trunku i czekałem. Pierwsze rozdanie, drugie trzecie, aż zaczął mówić
- Ten Quirrel to dobry koleś. Zwierzętami się interesuje
- jakimi konkretnie zwierzętami Hagrid?-zapytałem zaniepokojony.
- Puszkiem- odparł, a ja mimo spodziewania się tej odpowiedzi poczułem, że robi mi się słabo

Pozdrawiam tę osobę bardzo serdecznie
Miłych koronaferii wszystkim
Zdrowia
Do następnego

Tajemnice z głębi lochówWhere stories live. Discover now