TYDZIEŃ CZTERDZIESTY PIERWSZY

887 47 16
                                    


-Jak zapewne pamiętacie, nieco ponad tydzień temu byliśmy na wycieczce integracyjnej- Dumbledore rozpoczął swoją przemowę, podczas zakończenia roku.
-Jednak to czego nie wiecie, to fakt, że przez cały czas trwania wycieczki byliście obserwowani przez radę nadzorczą tajnej gry domów- Co ten stary drops znowu wymyśla? Jaka gra?
-Rywalizacja była zacięta, domy szły łeb w łeb, jednakże ostatecznie na prowadzenie wysunął się jeden- czy on robi, to co ja myślę, że on robi?
-Rada, jednogłośnie podjęła decyzję, że dom, który wygrywa grę, tym samym zdobywając 600 punktów do rywalizacji o puchar domów to Gryffindor-Znów to zrobił przebrzydły dziad. Wybaczcie, nie powinienem się tak unosić.
Powinienem być opanowany, spokojny...
Och olać opanowanie! Jak on śmiał znów to zrobić? Rozumiałem, przyznawanie 20, 30, 40 punktów za „wybitne osiągnięcia" albo „pomoc w przygotowaniu Wielkiej Sali na ucztę"(nawet jeśli całe pomieszczenie przygotowywały tylko skrzaty. Ale 600 punktów za wymyśloną na poczekaniu grę? Przeszedł samego siebie.
-To oznacza, że przewagą jedynie 18 punktów nad Slytherinem, Puchar Domów wygrywa Gryffindor! Gratuluję, świetna robota!
Pierwszoroczni Gryfoni wybuchli euforią. Pozostałych jakoś już to chyba nie bawiło.
-W takim razie chcę przyznać Harry'emu Potterowi 20 punktów za rekordowe wyniki egzaminów końcowych- głos Mcgonnagal przebił krzyki uczniów domu lwa. To jeszcze nigdy się nie zdarzyło. Jeszcze nigdy nikt nie stanął w naszej obronie. Zawsze robiliśmy to sami. Zawsze.
-Chcę przyznać Blaisowi Zabiniemu 20 punktów, za pomoc w opiece nad roślinami w szklarni- powiedziała nagle Sprout. Dumbledore patrzył po nauczycielach równie zdezorientowany co Ślizgoni. Dlaczego ktokolwiek chciał, żebyśmy wygrali.
-Przyznaję Draco Malfoyowi 20 punktów za pomoc Puchonom w nauce zaklęć po zajęciach, bez mojej ingerencji- dodał Filtwick. Po sali rozeszły się szmery. Po raz pierwszy od kiedy Dumbledore został dyrektorem, Slytherin miał realne szanse wygrać. Mężczyzna siedział jedynie zdezorientowany na swoim krześle i rozglądał się po sali. Głos ponownie zajęła Mcgonnagal.
-Puchar domów wygrywa Slytherin- ogłosiła.
Cisza. To wszystko co słyszeliśmy przez następne kilka sekund. Dyrektor wstał. Otworzył usta. Chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie powstrzymał się i wyszedł z Wielkiej Sali. Nigdy więcej nie przekroczył już jej progu. Tamtego dnia zrezygnował z posady dyrektora. Jednak nie był to koniec jego wpływu na nasze życie. Ale do tego przejdziemy później.
Rozpoczęła się uczta. Twarze Ślizgonów rozjaśniały radość i niedowierzanie. To samo musiało prezentować się na moim obliczu, bo podeszła do mnie Minerwa.
-Dlaczego to zrobiliście? Mogłaś wygrać, znowu. Dlaczego odpuściłaś? Dlaczego nam pomogłaś? Co jest z wami nie tak?- pytałem.
-Co jest z nami nie tak? Czy ty siebie słyszysz Severusie? Prowadziliście prawie 600 punktami. Nawet po Dumbledorze nie spodziewaliśmy się takiej niesprawiedliwości. Poza tym i tak pokonam Cię za rok- roześmiała się i szturnęła mnie w ramię. Było w tym coś miłego. Coś rodzinnego.
-Chciałabyś- odpowiedziałem jej swoim najpoważniejszym głosem.
W Wielkiej Sali panował przyjemny gwar. Kolorowe szaty siedziały przy stołach. Wszyscy chwilowo zapomnieli o zatargach między domami. Wszyscy zapomnieli, że gdzieś za murami szkoły jest Voldemort. Po prostu byliśmy. I po raz pierwszy od bardzo dawna byliśmy razem.

******
Słońce świeciło tego dnia jasno.
Jego promienie odbijały się od wszystkich szklanych przestrzeni i rozświetlały cały świat.
Patrzyłem na odjeżdżający z peronu pociąg.
Jeszcze przed chwilą żegnałem wsiadających do niego uczniów. Potter i Malfoy jak zwykle do siebie przyklejeni. Pansy z słuchawkami na uszach, w rozwiązanych butach, nucąc mugolską piosenkę i Dafne goniąca ją ze szczotką do włosów, w celu uporządkowania nieładu na jej głowie. Zabini ze szkicownikiem otwartym na rysunku pociągu.
Mijałem też wielu innych uczniów, jednak to z pierwszorocznymi Ślizgonami czułem największe połączenie.
Przypomniałem sobie wszystkie chwile z tego roku szkolnego. (No przynajmniej wszystkie znaczące).
Wszystkie mecze, wycieczkę, wyjścia do Hogsmeade, każdą noc spędzoną na wieży astronomicznej, wszystkie moje wędrówki po dormitorium Slytherinu, każde spotkanie z Quirellem, uwolnienie Blacka i jego kłótnię z Dumbledorem, święta, zajęcia koła, wszystkie przypadkiem usłyszane rozmowy.
To wszystko tworzyło jakąś dziwną całość.
Wtedy myślałem, że to koniec jakiegoś etapu.
Myliłem się.
To był początek.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Tajemnice z głębi lochówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz