rozdział 25

900 79 6
                                    

Myślę, że zrobiłem dobre pierwsze wrażenie na mojej przyszłej siostrze.

— Zmieniłeś farbę? Twoje są jaśniejsze od moich.

Dotknęła włosów swojego brata i uśmiechnęła się ciepło. Miała tak jak on bujne, czerwone włosy, zaczesane na lewę ramię oraz bystre, zielone oczy przepełnione miłością. Była mojego wzrostu, no dobra może z 2 cm wyższa. Ubrała się elegancko, z klasą. Miała ładną figurę.

W ogóle była ładna. Tak jak Cass. Chyba jestem spokojny o nasze dziecko, skoro jego rodzina ma takie dobre geny. Oczywiście to ja mam lepsze.

— Uczulała mnie, więc szybko zmieniłem.

Zapominając o moim pieprzonym istnieniu, założyła jeden z kosmyków jego włosów za ucho.

— Mogłeś powiedzieć. Obiecaliśmy, że będziemy używać tej samej.

— To w porządku — łapie jej dłoń i odsuwa od swojej twarzy, zerkając nerwowo na mnie, ma tupet. — Polubiłem ten kolor.

— Powiedzmy, że ci wierzę. Dostałeś swój prezent? Wiem, że tak, więc dlaczego nic nie napisałeś?

Czuję się taki doceniony w tym momencie. Już dawno nie otrzymałem tyle uwagi innych ludzi. Moje ego stale rośnie.

Oczywiście, nie mam nic przeciwko temu, że nawet nie spojrzała na mnie, od kiedy weszła do domu, a zajmuję miejsce na samym środku naszej czerwone kanapy, wokół mnie leżą ubrania jej brata i mam piękną twarz.

— Nie teraz, Cissa.

Przewraca oczami, po czym odwraca się do mnie prawie obrzydzona. Jak mogła? Ja przyznałem przed sobą, że nie jest brzydka. Też powinna okazać trochę szacunku. Chcemy czy nie chcemy, musimy siebie znosić.

— Czyli to czas na niego?

Cass uśmiecha się szeroko.

Kuriozalna myśl.

Jest uroczy.

— Poznaj Alana Goodalla, mojego narzeczonego.

— I mate — Narcissa dodaje szorstko.

Czy gdybym nie był jego mate, pozbyłaby się mnie? W filmach zawsze robi się w tym niebezpiecznie dla głównego bohatera, gdy pojawia się rodzina głównej bohaterki. Mimo że widziałem tę scenę już parę razy, wciąż nie mogę znieść tego, co powiedziała matka Tong Nian do Han Shang Yana. Z tym że ja to w ogóle jestem bezrobotny i nasza różnica wieku jest mniejsza.

— I mate — przytakuję jej.

Siadam poprawnie. Muszę ją jakoś do siebie przekonać. Ale nigdy w życiu nie próbowałem nigdy do siebie przekonać. Pani Taft lubiła mnie za to, jaki byłem.

Albo i nie. I dlatego mnie odrzuciła. I wybrała jakąś puszczalską omegę, którą pierwszy raz na oczy widziałem.

— Przypominasz swoją matkę — rzuca szorstko.

— Skąd znasz moją matkę?

Co za głupie pytanie. Cass przecież też znał moją matkę. Niedługo się okaże, że wszyscy znają moją matkę, bo tak naprawdę pochodzi z rodziny królewskiej albo jest prawnuczką Stalina.

— Wszyscy znamy twoją matkę — po jej przewróceniu oczami, wnioskuję, że to oczywista oczywistość. — Całe dnie tylko tak leży?

— Jest zmęczony — Cass staje w mojej obronie. — Wczoraj skończyliśmy pokój Arthura.

Ja skończyłem. To ja pomalowałem ściany, poskładałem meble, wyniosłem śmieci Cassa do garderoby. A jestem w 7 miesiącu ciąży. Nie wiem, które z nas tym razem Sinclair zbeszta.

My fucking soulmate || A/B/OWhere stories live. Discover now