rozdział 10

1.2K 106 16
                                    

jeśli ci się podoba, nie zapomnij dać gwiazdki! to dla mnie duża motywacja :)

Nie nadaję się do zajmowania dziećmi. Gdy byłem w liceum, pani Taft śmiała się, że prędzej pan Miles w końcu się zbuntuje, niż jakiekolwiek dziecko pokocha mnie za moją czarującą osobowość. 

— Idiotka! Czego nie rozumiesz? Czemu?

Tata poprosił mnie o pomoc Andrea przy lekcjach. Popełnił karygodny błąd, który może pozostawić bliznę w jej sercu. Jak przykro.

— Nie wiem...

Andrea wygląda, jakby miała zaraz się rozpłakać. Siostrzyczka ma mieć w piątek kartkówkę ze wzorów na obwody i pola figur płaskich. Jako że nigdy nie miałem problemów z matmą, powinienem być w stanie ją nauczyć, z tym że nie ma czego tutaj uczyć. Jeśli nie jesteś kretynem, to sobie poradzisz.

— Musisz tylko wbić do swojego zakutego łba parę literek i cyferek! — nieznacznie podnoszę głos, jestem głodny. — Masz po 50 razy zapisać każdy ze wzorów, jeśli nie skończysz przed kolacją, nie jesz dzisiaj.

Andrea przygryza wargę, ale wykonuje moje polecenie. Wzdycham głośno. Liczyłem na jakąś sprzeczkę, gdzie mógłbym sobie trochę na niej poużywać, ale kopanie leżącej nie sprawia mi przyjemności. A ona jest leżąca, jeśli nie potrafi zapamiętać czegoś tak prostego.

— Jak wam idzie? — pyta tata, który właśnie wchodzi do kuchni, do twarzy przyklejony ma swój dobrotliwy uśmiech, może zamówi pizzę. — Braciszek to dobry nauczyciel?

Andrea kiwa głową, nie odrywając się od notowania. Na pewno nie chce, żeby ojciec przejrzał jej kłamstwo. Daniel z kolei wygląda na zadowolonego jeszcze bardziej.

— Jeśli dostanie dobrą ocenę, czeka cię nagroda Alan — stwierdza, klepiąc mnie po plecach. — Może pojedziemy do galerii i kupimy ci jakieś ubrania.

W jednym momencie kieruję swoje natarczywe spojrzenie na młodszą siostrę, siedzącą przede mną, która zaciska palce na długopisie, wiedząc, co to dla niej oznacza. Mam tylko nadzieję, że nie powie tym diabłom, jak ją traktuje, bo czeka mnie eksmisja. Natychmiastowa.

— Nie ma się, co martwić tato. Nie mogę pozwolić mojej siostrze na zawstydzanie jej żałosnym poziomem intelektualnym — silę się na miły ton, nie wychodzi.

— Lorii się ucieszy, jak to usłyszy — Daniel nie przejmuje się tym, zbyt zadowolony moim zaangażowaniem, pewnie myśli, że na swój pokrętny sposób właśnie wyznaje, że zależy mi na tym podkurczu. — Mógłbyś później pomóc jeszcze Ashowi — prycham. — Jest, no wiesz, zagrożony.

Wow, tato. Udawaj, że jesteś zmartwiony. Twój syn jest głąbem i może nie zdać.

— Akurat tu, obawiam się, że nie jestem w stanie pomóc.

Palcem wskazuję na błąd w równaniu przepisanym przez Andrea. Jeśli zapisze to więcej niż raz, jeszcze się jej utrwali i będę miał dłuższy problem.

— Nie bądź taki, Alan. To twój młodszy brat — ojciec patrzy na mnie psimi oczami. — Uczy go pan Miles. 

Mnie także uczył Miles. Nigdy nie spotkałem większego dupka. Oprócz mnie oczywiście. Ale go lubiłem. Dawał zawsze szlabany omegom, które mnie wkurwiały.

— Tym bardziej nie pomogę — oświadczam, stukając palcami w plac stołu, ściska mnie w brzuchu.

Przyglądam się Adnrea. Dokładnie notuje, jak jej kazałem. Posłuszny kundel. Gdyby bachor mój i Cassa miał być tak posłuszny, może mógłbym go zatrzymać. Mimo wszystko jest parę plusów posiadania dzieci, są w końcu te wszystkie zniżki rodzinne i może te babki z rynku, zaczęłyby na mnie przychylniej patrzeć. 

— No to może pójdziesz do szkoły i pogadasz z nim — Daniel dalej naciska.

— Prędzej pani Nocy nam się objawi — mamroczę, zastanawiając się, czy nie posuwałem się w mojej nienawiści za daleko.

To wciąż dziecko. Prawdopodobnie wyrośnie na sukę, ale to wciąż dziecko. Trochę wyrośnięte, bo skończy niedługo 13 lat, ale wciąż młodsza siostra. Wciąż mogę ją jakoś wykorzystać. 

— Lorii będzie niepocieszona, jak to usłyszy.

— To świetnie — krzywię się, matka wyszła wczoraj po południu i wciąż nie wróciła. — Wszystko się wyrówna. I znowu będzie mieć mnie w dupie.

Zawsze tak było. Czasami nie widziałem jej tygodniami. A gdy wracała, zamykała się z ojcem w sypialni. Jeśli się do mnie odzywała, to tylko żeby na mnie nakrzyczeć albo zbić mnie za niesłuchanie taty. Moje dzieciństwo było pełne miłości.

— Alan... Może zaprosimy Cassa na obiad w sobotę — omal nie krztuszę się powietrzem, gdy to słyszę. — Mówiłeś, że jesteście narzeczonymi. Jeśli Lorii go pozna, może trochę zmieni do tego wszystkiego nastawienie. Wiesz, że jest trochę... zamknięta. 

— Matka go zabije, zanim zdąży cokolwiek powiedzieć — przypominam.

Cass nie powinien poznawać tej chorej kobiety. To zaszkodzi naszym relacjom. Teraz nie jest, aż tak źle. Jeszcze możemy żyć nawzajem w zgodzie. Możemy się polubić. 

— Myślę, że nie — Daniel chichocze, podchodzi do szafki i wyjmuje z niej czekoladowe herbatniki. — Gdy go w końcu spotka, myślę, że zmieni zdanie. To taki miły chłopak.

Kładzie ciastka na stół, tuż przed Andrea. Ma to być jej nagroda. Nie zasłużyła. To ja jestem głodny.

— Kurwa...

Cass przecież jeździ na te przyjęcia dla snobów jak moi rodzice. Pewnie od dawna zna moją matkę, moją fałszywą matkę. Pewnie mają za sobą już wspólne toasty. Może nawet proponowała mu poślubienie mnie, ale powiedział, że ma już kogoś — mnie. 

— Powinieneś przestać przeklinać. Dajesz zły przykład siostrzyczce — zauważa ojciec.

— Tak, tato — syczę, biorąc herbatnika.

*****

Przez cały okres liceum nie zaprosiłem nikogo do mojego domu. Moja rodzina nie potrafiłaby, nie wyprowadzać z błędu moich drogich kolegów. Pewnie już w progu, ojciec zawołałby ich na wspólne oglądanie albumów. Nigdy nie uznam za normalne to, że ojciec dopilnował nawet o zdjęcia z mojej pierwszej gorączki.

23.12
Przyjedź w niedzielę.

Wyłączam telefon. Nawet nie chcę odczytywać spamu, który mi wyśle. Czy nie mógłby raz w życiu odpisać po prostu "ok"? Czy to takie trudne? Albo mógłby nic nie odpisać. To nie tak, że potrzebuję zapewnienia, że przyjedzie.

Zdejmuję swoją koszulkę i spodnie. Rzucam je na krzesełko przy swoim biurku.

Jak dla mnie, może nie przyjechać. Zrobi przykrość moim rodzicom i może już nigdy go nie zaproszą. I może będę musiał zerwać z nimi kontakt, ponieważ wybiorę Cassa i nigdy się nie dowiedzą, że mam zamiar pozbyć się ich wnuka.

Wskakuję pod kołdrę, gaszę lampkę nocną. Obracam się na prawy bok.

Mam mnóstwo rodzeństwa. To nie tak, że nie będą mieli żadnego wnuka. Już teraz mają 3 — choć jeden jeszcze się nie urodził. Poza tym jestem beznadziejnym człowiekiem i pewnie jeszcze gorszym rodzicem. Łatwo wpadam w złość, nazywam Cassa "gwałcicielem" i co tydzień w piątek jestem nawalony. Z takim rodzicem, to dziecko wyrosłoby na skurwysyna albo kogoś z problemami psychicznymi. 

Obracam się na drugi bok. Trudno mi było łapać powietrze. Mój wzrok zatrzymuje się na pustej przestrzeni obok mnie. Nie rozumiem, dlaczego rodzice kupili mi podwójne łóżko. Chyba po to, żebym w tej chwili jak ta musiał przyznać:

— Kurwa, zimno mi.

Gdzie jest Cass, gdy potrzebuję.

My fucking soulmate || A/B/OWhere stories live. Discover now