Rozdział 15

1K 97 16
                                    

Od autora: Jeśli ktoś czytał "Wyzwolonego" chcę tylko powiedzieć, że tak jakby go wznowiłam.

prawdziwe oblicze Cassa

Cass pov.

Gdy pierwszy raz spotkałem Alana, pomyślałem, że jest najpiękniejszą istotą, chodzącą po tej ziemi. Pamiętam, jak wszedł pewnym siebie krokiem do baru z uroczą, krótką, prostą grzywką. Wzrokiem wodził po twarzach reszty klientów, szukając kompanów na wieczór. Z początku tylko z oddali obserwowałem, jak zamawia drinka i siada obok omegi przy barze.

Czułem się dziwnie. I wtedy nasz wzrok się spotkał, i wszędzie było czuć słodki zapach mojej miłości. To on pierwszy do mnie poszedł, złapał mocno za ramię i zaciągnął do łazienki — choć się tego wypiera. To też on zaproponował mi seks. Musiałem się zgodzić. Niewiele pamiętam z tamtego okresu, byłem w końcu w pewien sposób naćpany. Na pewno jego urocze jęki. I moment, gdy wrzasnął moje imię i uderzył w twarz, po tym, jak go ugryzłem.

— Dziękuję, tato — mówię, gdy Daniel stawia przede mną herbatę.

Czasami obawiam się, że to nie instynkt kazał mi ugryźć Alana, a moja chęć zatrzymania tak uroczego stworzonka przy sobie. Moja siostra bliźniaczka powiedziała, że kiedyś dorosnę i zainteresuję się kimś do tego stopnia, że złamie wszystkie swoje zasady.

— Mam nadzieję, że nie nudzi ci się tutaj. Alan postanowił pracować, bo chyba nie podoba mu się w domu. Może lepiej czuje się w mniejszych miejscach. W końcu jest różnica pomiędzy domem a waszym mieszkaniem. Poza tym tutaj może nie czuć się już jak w domu.

Mimo że byłem tu zaledwie dwa dni, polubiłem to miejsce i domowników. Trudno spotkać drugą tak ciepłą osobę, jak Daniel. Gdy wcześniej przyjechał do Rowild do Alana, nie pozwolono mi się z nim spotkać. Myślałem, że ma może mi coś przeciwko. Tymczasem on bez wahania zaczął traktować mnie bardziej jak swojego syna niż moi rodzice.

Rodzeństwa Alana także uważa mnie za swojego starszego brara. Andrea ciągle przychodzi do mnie z prośbą o zabawę z nią lalkami. Jest urocza.

Najtrudniej jest mi porozumieć się z panią Goodall. Ciągle ocenia surowym wzrokiem swoje otoczenie, jednak gdy tylko jej spojrzenie wędruje na męża lub którąś z córek, łagodnieje. Czuć jest, że ich kocha.

Sprawa inaczej ma się z Alanem. Na niego patrzy ze zmartwieniem, a może nawet bólem. Może to przez to, że jej dzieci są aniołkami, a Alan z pewnością nie należał do grzecznych chłopców. 

Gdy myślałem o małym Alanie, widziałem wiecznie poobijanego chłopczyka w zniszczonych ubraniach i roztrzepanych włosach. Miał ten sam stanowczy wzrok, co teraz. Musiał być uroczy. I musiał sprawiać wiele kłopotów rodzicom.

— Nie. Przytulnie tu. Mieszkanie w mieście jest męczące. Głośno, w pośpiechu, ciągle musisz się pilnować. Z czasem się przyzwyczajasz, ale tu... tu jest idealnie — powiedziałem delikatnym głosem, obserwując, jak zrelaksowany Daniel wsypuje łyżkę cukru do swojej herbaty. 

Mimo że dzisiaj rano Alan nakrzyczał na niego za przymilanie się do mnie, nie wyglądał w ogóle na zmartwionego. Rano też nie powiedział Alanowi niczego nieprzyjemnego. Jego cierpliwość musiała się nigdy nie kończyć, skoro udało mu się wychować to urocze stworzonko.

— Jesteś taki miły. Cieszę się, że Alan trafił akurat na ciebie — delikatny uśmiech Daniela roztapia serca, Alan na pewno odziedziczył swój po nim. — Wiesz, zawsze bałem się, że wybierze kogoś niebezpiecznego. Naprawdę nie przeszkadzałoby mi, gdyby wybrał omegę — upijam łyk swojej herbaty, uważnie przyglądając się Danielowi, który obejmuje mocno swój kubek. — Wszystko, żeby tylko nie wybrał niebezpiecznie. Albo zupełnie przypadkowo się nie połączył — przepraszam tato — z kimś, kto go nie kocha i kogo on nie kocha. Wiem, że połączenie to nie wszystko, ale gdy masz znak, naprawdę trudno jest kogokolwiek zainteresowanego tobą znaleźć — kiwam głową, rozumiejąc jego obawy. — I nie mówię tylko o alfach.

My fucking soulmate || A/B/OWhere stories live. Discover now