rozdział 23

767 82 13
                                    

jeśli ci się podoba, nie zapomnij dać gwiazdki! to dla mnie duża motywacja :)

Otwieram niechętnie oczy z powodu ciężaru na swoim ciele. Marszczę czoło, widząc na sobie ciało Cassa. Wczoraj wieczorem bał się mnie dotknąć, teraz leży na moim brzuchu. Szybko zmienia zdanie.

Siadam i biorę do ręki telefon, leżący na szafce nocnej. Napisała do mnie jedna z moich byłych z prośbą o spotkanie. Nawet jej nie odpisuję. Powoli zaczynają mnie denerwować. Nawet nie są jakoś wyjątkowo ładne. Lecą tylko na moją twarz albo pieniądze mojego narzeczonego. Szmaty. 

— Mmm... — Cass wtula się we mnie mocniej i zaciska dłoń na pościeli.

Wyciągam rękę i przeczesuję jego czerwone włosy. Zawsze ciekawiło mnie, skąd ten kolor, ale nie zapytałem. Rzadko interesuje się życiem Cassa przede mną. To nie ma znaczenia, kim był. Mój Cass jest tym, którego znam.

Odgarnąłem jego włosy, żeby móc przyjrzeć się jego twarzy. Był taki delikatny. Jak na alfę. Tak łatwo go zranić.

Przełykam ślinę. Nie mogę nikomu pozwolić go dotknąć, jeśli chcę go uchronić przed złem. 

Muszę ochronić go przed tym dupkiem — Nickiem, który ma na niego okropny wpływ i przed moją szaloną matką.

Jak dziecko się urodzi, powinien zająć się domem i byciem moją "żoną". Znajdę pracę i skończę spotkanie się z laskami, które chcą tylko pieniędzy. Ta z wczoraj nawet mnie nie dotknęła. Co to w ogóle jest. 

No i Cass nie powinien obracać się wśród takich niebezpiecznych ludzi.

Uśmiecham się do siebie. Dobrze, że nikt nie może usłyszeć moich głupich myśli. 

— Alan... — słyszę delikatny szept. — Skarbie.

Cass niechętnie otwiera swoje zielone oczy i uśmiecha się, widząc mnie, i czując moje palce w swoich włosach. Jak łatwo go zadowolić. 

— Kocham cię — mówi sennym głosem.

— Prawie się zarumieniłem — stwierdzam, szarpiąc go delikatnie. — Napisała do mnie koleżanka — na moment oczy Cassa tracą blask. — Wychodzę dzisiaj.

Nie wiem, dlaczego potrzebuję go ranić. To przychodzi tak naturalnie. Tak mnie wychowano. Tak trudno się zmienić, jeśli bym chociaż spróbował.

— Na pewno? Matthew zaprosił nas na obiad.

Przez moment się waham. Sprawianie przyjemności Matthew też od zawsze przychodziło mi naturalnie. Ale dzisiaj była jego rocznica ślubu. 

Z tym wciąż nie udało mi się ruszyć do przodu. To ja mogłem być z Matthew już na zawsze. Gdybyśmy nigdy nie wyjechali do Sawulf, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej.

— Nie mam ochoty oglądać mordy Nicka — mamroczę.

Zabieram rękę od Cassa. Co za dużo to niezdrowo.

— A czy... — Cass się waha. — Spotkałbyś się z moją rodziną? — patrzę na niego groźnie. — Chociaż z siostrą. Oni bardzo chcą cię poznać. Jeśli nie chcesz to w porządku, ale...

— Zgoda.

Jeśli się z nim nie spotkam, będzie to wyglądało, jakbym tchórzył. To nie tak, że są w stanie mi cokolwiek zrobić. Nawet jeśli są bogaci, ja mogę polecieć do mamy.

— To świetnie. Zaproszę siostrę w następny weekend. Na pewno się polubicie.

— Wątpię.

Jeszcze nigdy nie zrobiłem na nikim dobrego pierwszego wrażenia.

Cass uśmiecha się jak głupek. Może i jest trochę uroczy.

Musiałem wstać z łóżka złą nogę, skoro tak myślę. Albo ta laska dodała mi czegoś do drinka i działa dopiero teraz. 

— Alan — Cass mówi, kładąc swoje dłonie na moich biodrach. — Alan — trąca swoim nosem moją koszulkę i zerka na mnie z dołu. — Alan.

Płyta mu się zacięła.

— Cass — mówię szorstko, po czym łapie go za ramiona i przewracam na plecy, siadam na jego udach. — Serio podnieca cię myślenie o ślubie, domu, dzieciach, bo zgaduję, że o tym myślałeś — wycedzam, ściągając jego koszulkę.

Całuję i gryzę jego szyję, zastanawiając się, czy kiedykolwiek miałem taką ochotę na przejęcie inicjatywy jak dzisiaj.

— Przepraszam.

Wsuwam rękę do jego bokserek i łapie za jego obrzydliwego kutasa. Jego chyba też nigdy nie dotknąłem z własnej woli. Nasze życie seksualne kulało.

— Ach...

— Ucisz się, Cass — warczę, przenosząc swoje usta na jego.

Łapie jego dłoń, która znalazła się ponownie na moim biodrze i przyszpilam do pościeli.

Może powinienem mu obciągnąć. Jestem głodny i chcę go jak najszybciej skończyć. Z drugiej stronie na samą myśl, robi mi się nie dobrze.

Na moment zawisam nad narzeczonym, wpatrując się w jego zielone, żywe oczy. Chyba się nachlałem, bo myślę, że ma uroczo zaróżowione policzki i tak zachęcająco jęczy tymi swoimi usteczkami.

Kurwa.

Może to ja powinien go przelecieć. Ale jeśli wezmę go tak nagle... Wiem, że się zgodzi, ale pewnie psychicznie nie jest gotowy. To mimo wszystko alfa. Z sercem omegi, ale alfa.

I w sumie ja sam nigdy nie robiłem tego z facetem, innym niż Cass. A jeśli będę beznadziejny.

Wstyd.

— Alan.

Wracam do rzeczywistości, w której leży przede mną mój pół-nagi narzeczony.

— Łazienka — stwierdzam tylko, po czym odrywam się od Cassa, jakby był jakąś zarazą i znikam w łazience.

*****

— Co chciałeś zrobić? — pyta mnie Caitlyn, nie mogąc przestać się śmiać. — Omega w ciąży chce przelecieć swoją alfę, tego jeszcze nie grali.

Parę osób w kawiarni zerknęło w naszą stronę. Nie mogliśmy wybrać lepszego miejsca do rozmowy o takich tematach. A nie, mogliśmy, kościół.

— Z czego rżysz? — pytam jej, a ona z szerokim uśmiechem, ponownie zajmuje się telefonem. — Mam kryzys tożsamości. Już wątpię, czy jestem prawdziwym Alanem.

— Ej, czyli nie masz problemu, z tym że chcesz go przelecieć jako omega, ale z tym że chcesz jako Alan — kiwam głową. — Jesteś bezwstydny.

— To nie średniowiecze. Skoro omega może pieprzyć mojego brata, czemu ja nie mogę alfy?

Cat unosi rękę w geście obronnym.

— Jeśli Cassowi to nie przeszkadza, to jest dobrze — poprawia się. — Powiedziałeś Cassowi, że chcesz, no nie? — wow, widok za oknem na ruchliwą ulicę jest taki piękny. — Alan.

Wzdycham.

— Chcę mu powiedzieć.

Krzywię się, gdy kopie mnie pod stołem. Kompletnie niewychowane babsko.

— To dobrze, że chociaż chcesz. Mam ją — Cat podaję mi swój telefon z włączonym Instagramem i profilem cassiexcookie. — Cassandra Curiel. Wygląda na to, że jest aktorką. Ale patrz, jakie ma czerwone włosy. Jak Cass.

Przygryzam wargę, widząc, że ma ponad 1,3 mln followersów. Wchodzę w jej pierwsze zdjęcie. Wygląda jak Cass, nawet w ten sam sposób układają nogę na nogę i zginają palce.

Ale jej uśmiech jest surowy. Nie wymuszony, surowy.

— I jak? Dasz radę?

Drapię się po nosie. Jak tak na nią patrzę, to nie wydaje mi się, żeby mnie polubiła.

— Nie sądziłem, że jest znana, ale... dam radę. Chyba. Nie pozwolę jej zabrać mojego bankomatu.

My fucking soulmate || A/B/OWhere stories live. Discover now