rozdział 5

2K 181 9
                                    

jeśli ci się podoba, nie zapomnij dać gwiazdki! to dla mnie duża motywacja :)

Nieprzychylnie zerkam na frytki, leżące przede mną na stole.

— Co tak modlisz się nad ty jedzeniem? — słyszę głos przed sobą.

Kieruję wzrok na fioletowookądziewczynę przede mną o srebrnych, długich włosach. Na jej szyi znajduje się srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie smoka. Dostała go ode mnie.

— Jeśli ja to zjem, to i dziecko w pewnym sensie zje — stwierdzam, biorąc do ręki frytkę i oglądając ją z każdej strony.

Jest jeszcze ciepła i tłusta. Z pewnością niezdrowa, niedobra dla tego czegoś. Mimowolnie uśmiecham się pod nosem.

— Powinieneś zacząć się zdrowiej odżywiać — mówi Caitlyn, źle rozumiejąc moje intencje.

Fukam na nią.

— Nie o to mi chodziło! — nie zwracam uwagi na innych klientów, którzy spojrzeli w moją stronę. — Ono nie zasługuje na moje ulubione frytki, Cat — uściślam.

Piorunuję wzrokiem kelnerkę, która nie spuszcza ze mnie wzroku i niedyskretnie nasłuchuje strzępków naszej rozmowy, żeby rozsiać wśród swoich znajomych plotki na mój temat. Pośpiesznie wraca do wycierania szklanek.

Knajpa, w której się znajdujemy, nie jest zbyt przyjemna z zewnątrz. Mały, zniszczony budynek, na którego zapleczu z pewnością rezydują myszy. Jedzenie często były zimne, stare, trochę po terminie, odgrzewane. Kanapy w opłakanym stanie i podrapane ściany, na których znajdowały się te same od lat plakaty, nie prezentowały się lepiej. Klientów było mało i wciąż ci sami. Ale razem z Caitlyn polubiliśmy to miejsce od pierwszego wejrzenia. Cassowi się to nie podobało, ale zaakceptował to, bo bał się, że znowu zrobię jedną ze swoich dram.

— Przesadzasz, dzieci są potrzebne — Cat krzywi się, pijąc swoją colę. — Masz kogo pognębić. I Cass nie będzie miał czasu, żeby cię pilnować.

Odkłada napój, wzdrygając się. Zaciska zęby. Nie zdziwiłbym się, gdyby w tym papierowym kubku, znajdowały się ścieki albo siki. Caitlyn ostatnio zezłościła szefa Clarka, twierdząc, że akurat serwetki nie powinny być wielokrotne użytku. Zaś szef jest jedną z najbardziej mściwych ze znanych mi osób. Sam po zakwestionowaniu podwyżki cen znalazłam karalucha w swoim hamburgerze, a innym razem na dnie mojej kawy znajdował się piach i żwir. Kurewsko obrzydliwe. Jak szef dowiedział się, że jestem w ciąży to razem z paragonem, którego nigdy wcześniej nie dostałem, dał mi paczkę prezerwatyw z karteczką "na przyszłość".

Ma specyficzne poczucie humoru.

— Czasami ja też będę musiał zająć się tym gównem — burczę.

— To działa na twoją korzyść — stwierdza dziewczyna z niezwykłym dla siebie uniesieniem. — Będziesz tym dobrym tatą, którego nie ma, ale jak już jest, to pokazuje ci jakieś niebezpieczne rzeczy — patrzę na nią ze zmieszaniem. — No co? Możesz przy nim zrobić ten trik z zapalniczką albo pokazać jak łatwo okraść monopolowy. 

— Jesteś głupia? — pytam z szeroko otwartymi oczami. — A co jeśli da się złapać i będziemy mieć problemy z policją? A on jeszcze wygada, że to ja mu pokazałem.

Cass potrafi wytrzymać wiele moich dziwactw, ale wątpię, żeby namawianie bachora do kradnięcia, przeszło mi na sucho.

— Nie znasz dzieci zapatrzonych w rodziców — Cat karnie moje frytki, widząc, że naprawdę nie mam zamiaru ich jeść. — Nic nie piśnie. Jak się postarasz, to będziesz jego bogiem.

— Dobra mów — poddałem się zachęcony ostatnim słowem.

— Dopóki nie zacznie chodzić, gadać i tak dalej, to go olewaj. Potem zacznij go rozpuszczać, a jeszcze później znowu go olewaj. A kiedy zapyta dlaczego, powiedz, że nie ma nic za darmo — tłumaczy dziewczyna, nie przejmując się moją znudzoną miną.  

— Świetnie — chwalę ją z fałszywym uśmiechem. — Tylko że nie zatrzymujemy tego gówna — zauważa chłodno.

— Co? — na jej twarzy maluje się autentyczne zdziwienie.

Było tak duże, że aż zabawne. Kelnerka, stojąca za ladą, niedyskretnie wpatruje się w nas oszołomiona, nie trudno było się domyślić, że podsłuchiwała. Była nowa, jeszcze nie zdawała sobie sprawy z mojej odmienności na tle innych omeg. Muszę wzbudzać w nich sensację i dostarczać sposób zabawiania bogatych bachorów. 

— Oddam je — wzruszam ramionami, po czym podrapałem się po głowie. — Powiedziałem już Cassowi.

— Był zły?

Przypomniałem sobie tą rozmowę zaraz po oficjalnym potwierdzeniu, że jestem w ciąży. Niedelikatnie powiedziałem mu, co myślę o jego kutasie, którego powinien nauczyć się trzymać w spodniach i o tym, jak wielką krzywdę robi "skutkowi". Cass spokojnie przytakiwał, nie puszczając mojej dłoni.

— To Cass — odpowiadam wymijająco. — Jest zły na wszystkich prócz mnie. Powiedział, że zaakceptuje moją decyzję, ale mam jeszcze dużo czasu.

— Ponad 7 miesięcy.

Przytaknąłem. 7 miesięcy. Z Cassem znaliśmy się chyba już ponad 16. To niby nie jest tak długo, ale mam dopiero 20 lat. Powinienem z tego korzystać, a nie pilnować się na każdym kroku, żeby temu czemuś nie stała się krzywda. Mimowolnie zerknąłem na swój brzuch, na którym położoną mam dłoń. Tego serce bije, ale nie jest człowiekiem, to nawet jeszcze nie płód.

— Nie zjem tych frytek — oświadczam, gdy Caitlyn podsunęła mi pod nos połowę talerzyka frytek, nie będąc w stanie ich już zjeść.

— Dlaczego?

— Bo chce jak najmniej przypominać balon — oznajmiam, skrzywiając się, gdy wyobrażam sobie siebie z wielkim brzuchem.

Jeśli będę miał problem z powrotem do swojej wagi, to niech pani Księżyca ma to coś w opiece i chroni przed moim gniewem.

— Alan, brzuch to chyba dopiero w 5 miesiącu.

Patrzę na nią z chęcią mordu. Przypominam sobie sytuację z rana.

— Już teraz mam problem z założeniem moich rurek — stwierdzam, smutniejąc na przypomnienie swoich ulubionych, czarnych rurek z dziurą pod kolanem, która była pamiątką po daniu w twarz Nickowi podczas pierwszego spojrzenia.

— Tych omegowatych? — przytakuję. — Alan, nie wiem, jak ty się w nie mieściłeś przed zajściem w ciążę —  akcentuje słowo "przed". — Mattowi nawet nie przeszły przez kostki, a ty jesteś jednak większy niż on.

Nie zastanawiam się nad tym. To po prostu samo się dzieje.

— Uwielbiam je — mówię.

— Na pewno.

Po tych słowach, przez cały dzień nie poruszamy już tematu ciąży, ale ta myśl jest gdzieś głęboko wyryta w moim umyśle: "już nie będę atrakcyjny, a atrakcyjność definiuje mnie". 

A/N: Jak spędzam sobotnie wieczory? Śpiewając karaoke ze swoją, mamą, ciocią, wujkiem i wybierając same stare przeboje, większość sprzed moich narodzin. Przepraszam za krótki rozdział, ale szkoła wykańcza.  

My fucking soulmate || A/B/OWhere stories live. Discover now